Szatan (nie)oswojony

O pochodzeniu i naturze zła napisano już całe biblioteki dzieł teologicznych, filozoficznych i literackich. Spektakl „Pod słońcem szatana" w reżyserii Renaty Jasińskiej, inspirowany dziełem G. Bernanosa, filozofią księdza Tischnera, utworami I. B. Singera, oraz przekazami na temat egzorcyzmów, przedstawia zarówno zło osobowe – szatana, jak i szeroko pojęte zjawisko zła, wynikające z ludzkiej słabości i niemocy.

Na scenie teatru Arka wykreowano unikatowe przedstawienie-egzorcyzm. Od początku do końca świadkujemy walce księdza Donissana (Alexandre Marquezy) z Szatanem o duszę młodej dziewczyny – Teresy. Nawet oswojony z filmowymi (fabularnymi czy dokumentalnymi) wizjami egzorcyzmów widz może poczuć autentyczne ciarki na plecach. Agata Obłąkowska, znakomita w roli dziewczyny, wije się na szpitalnym łóżku w szarym ubraniu, przypominającym kaftan bezpieczeństwa; wydaje z siebie przerażające ryki, piski i krzyki, jej ciałem zdaje się miotać nieopanowana siła. Ksiądz odmawia modlitwy nad jej umęczonym ciałem i we własnej marności wciąż wystawiany jest na próbę przez tkwiącego w niej demona.

Szatan pojawia się na scenie w kilku postaciach. Najpierw wokół łóżka dziewczyny zjawiają się trzy diabły z poczernionymi twarzami, w sportowych ubraniach (Jan Kot, Marek Trociński i Andrzej Kusiak) – przypominają zarazem groteskowe figury z ludowego folkloru, jak i współczesnych mieszkańców blokowisk. Są agresywni i rozkrzyczani – uosabiają zło groźne, ale przez swoją konwencjonalność również banalne. Obrazem zła przewrotnego, inteligentnego, a przez to najbardziej niebezpiecznego jest Szatan pierwszy (świetny Maciej Mazurkiewicz) – wkraczając na scenę w obcisłych spodniach i haftowanej na plecach kurteczce, z walizką pełną metalowych narzędzi, przypomina nieco chłopięcego mechanika z amerykańskich filmów epoki Jamesa Deana. Ta postać demona jest przewrotna i sprytna, w kuszeniu jest wyrafinowana i skuteczna: Księdzu jest w stanie wmówić, że jego kościelne nauczanie jest bezskuteczne i wykorzystać jego ukryte ambicje. W jednej ze scen przybiera postać uwodzicielskiej kobiety z blond peruce, która jest zarazem alter ego Muszeczki, jak i jej przewrotnego kochanka – lekarza.

Podtytuł spektakl „O księdzu, co z diabłem wojował" odbiera mu nieco powagi. Całość przedstawienia rozpięta jest zresztą pomiędzy dramatem a groteską. Aktorzy kilkakrotnie wychodzą z ról, zwracają się do siebie po imieniu, komentują swoje wpadki lub każąc sobie powtarzać poszczególne „ujęcia". O żywocie człowieka podobnym do „bojowania" wspomina m.in. Księga Hioba – z tytułu wywieść można zatem kolejny poziom interpretacyjny przedstawienia – starcie Księdza z Szatanem staje się wówczas obrazem uniwersalnego motywu walki dobra ze złem. W spektaklu pojawia się ciekawy motyw charakterystyczny dla współczesnego relatywizmu moralnego – Szatan mówi w pewnym momencie: „Nie ma dobra ani zła. Jest tylko ciało. I mózg". Wyjątkowym znakiem naszych czasów wydaje się też skrajny indywidualizm i pycha – szczególnie gorzko brzmią słowa jednego z diabłów wiozących Księdza na łóżku: „Alexandre jedzie do Watykanu!"

Poszczególne sceny spektaklu mają w sobie moc filmowych kadrów, dzięki atrakcyjnej i zaskakującej grze świateł (w tym światła stroboskopowego, przenoszącego postaci w przedziwną, nadrealną sferę, która budzi lęk). Na oko widza oddziałuje też barwa – od stonowanych kolorów (szarość i biel) po żywą, krwistą czerwień. Na scenie dużo się dzieje, trzeba się przygotować na intensywne bodźce dźwiękowe (intensywność walki dobra ze złem zakłada raczej krzyk niż szept). Wiarygodna kreacja postaci jest możliwa dzięki zaangażowaniu aktorów – na szczególną uwagę i podziw zasługują role Agaty Obłąkowskiej i Macieja Mazurkiewicza.

„Pod słońcem szatana" to spektakl mocny i drapieżny. Budzi bardzo skrajne emocje – od lęku po melancholię. Pozostawia widza z poczuciem niepokoju, każąc mu przyjrzeć się własnym demonom. Najbardziej przerażająca okazuje się bowiem nie sama zwielokrotniona postać szatana, lecz sama, banalnie znajoma, ludzka skłonność do zła.



Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
28 kwietnia 2018
Portrety
Renata Jasińska