Sztuka elitarna

Już po raz piętnasty spotkali się w Warszawie miłośnicy sztuki mimu z artystami tej elitarnej dyscypliny z całego świata. Te dość wysublimowane spotkania mają swoich stałych admiratorów. Przychodzą na nie już trzy pokolenia widzów. A mogą się one odbywać tak regularnie dzięki uprzejmości i gościnności dyrektora Teatru Dramatycznego Tadeusza Słobodzianka. No i wielkiej pasji szefa warszawskiego zespołu pantomimy Bartłomieja Ostapczuka.

Ostapczuk to ostatni artysta, co tak poloneza wodzi, profesjonalny, oddany sztuce do granic możliwości. Na szczęście jego zdolności artystyczno-organizacyjne nie idą na marne.

Tegoroczny przegląd zainaugurował spektakl Warszawskiego Centrum Pantomimy "Marcel". Spektakl niezwykły. Czysty w formie, klarowny w treści. Zrealizowany przez Lionela Menarda w hołdzie dla najwybitniejszego światowego mima Marcela Marceau. Prosta treść ma w sobie ogromny ładunek emocjonalny. To ludzkie życie i wojna je deprecjonująca. Trudne losy, dojrzewanie i charakterologiczne metamorfozy. Wszystko zwyczajne, proste i wzruszające. Autorzy spektaklu i wykonawcy stawiają na swoją oryginalność, ale widzowi nasuwają się porównania do "Umarłej klasy" Tadeusza Kantora i "Naszej klasy" Tadeusza Słobodzianka.

To nie jest, broń Boże, zarzut. To traktować można jako artystyczny awans. Aż boję się tego pisać, ale dla mnie ten spektakl jest niemal idealny. Kostiumy, muzyka, scenografia, wykonawstwo - bez zarzutu. Wycyzelowane ruchy, zdyscyplinowana nurnika, znaczący gest. Pełna symbioza tych elementów. Oczywiście w przedstawieniu bryluje Bartłomiej Ostapczuk, który demonstruje znakomity warsztat pantomimiczny i umiejętności aktorskie. To, co on robi, jest scenicznym majstersztykiem. Ten spektakl jest celnym artystycznym strzałem w znaczenie i rolę pantomimy, sztuki ważnej, ale wciąż elitarnej. Mam nadzieję, że spektakl trafi do stałego repertuaru Teatru Dramatycznego (bo jest tego wart). Pokazuje bowiem wielkość tej sztuki, jej możliwości twórcze i ładunek emocjonalny.

Drugim spektaklem, który autentycznie mnie zachwycił, było przedstawienie znanego w świecie Wrocławskiego Teatru Pantomimy zrealizowane przez nie mniej znanego lubelskiego twórcę Leszka Mądzika. Krytyczny sarkazm może podpowiadać opinię, że jego spektakl nie jest stricte pantomimiczny. Bo to jest teatr somnambuliczny. Teatr światła, snu, plastycznej wizji. Ale jakże mądry i piękny. Zaczarowuje widza do samego imentu. "Zuzanna i starcy" to spektakl o fascynacji emocjami i uczuciami. Dwaj starcy zatracili się (pod wpływem urody) w pożądaniu pięknej kobiety. Robią wszystko, by ją zdobyć, przyglądają się, obserwują, a nawet śledzą obiekt swoich niecnych żądz. Ale to nie jest łatwe. Bo - pomijając nawet starość jako przeszkodę - kobieta jest lojalna wobec męża. Spektakl jest kompilacją sprzecznych uczuć i emocji. Jego bohaterowie owinięci zostali pajęczyną emocji i rozsądku. Wszystko wiruje, miesza się, buzuje, ale ta burza emocji tworzy wysublimowany w swym pięknie i spokoju plastyczny konterfekt. Nikt poza Mądzikiem nie potrafi wyczarować takich obrazów i oczarować nimi widzów. Niezwykłej urody obrazy uatrakcyjnia konweniująca z nimi muzyka. A mistrzostwem samym w sobie jest światło. I tak mądrze wykorzystany przez twórcę kunszt ludzkiego ciała podnosi temperaturę odbioru. To wielki, plastyczny teatr dający widzowi magię przeżyć i wielkie emocje. Szkoda, że trwa tylko 35 minut.

Do czerwoności rozgrzał widownię rosyjski mim Aleksiej Mironów. Artysta ma ogromne osiągnięcia. Świetnie potrafi łączyć cyrk, estradę i teatr. A to widzowie lubią. Mironów puszcza oko do publiczności. Szybko nawiązuje z nią kontakt. Krótkie etiudy pełne są ruchu, humoru, dobrej zabawy. W osiągnięciu kontaktu z widzem, w uatrakcyjnieniu występu pomaga artyście mocna, rytmiczna, popularna muzyka. Nic więc dziwnego, że występy Mironowa cieszą się ogromną popularnością. Bawią i wzruszają, zachwycają swoją różnorodnością.

Nie zawodzi od wielu łat najpopularniejszy światowy mim z Nowego Jorku - Greg Goldston. Artysta jest uczniem legendarnego Marcela Marceau oraz naszego mistrza Stefana Niedziałkowskiego. Przygotował spektakl z okazji 40-1ecia pracy artystycznej. W Teatrze na Woli odbyła się więc światowa prapremiera tego wydarzenia. Goldston jest wielkim mimem artystą. Spełnia w mistrzowski sposób wszystkie wymagania i założenia tej trudnej sztuki. Gra przepięknie twarzą i ciałem. Muzyka, gest, oszczędny kostium są elementami składowymi jego niesamowitych wprost spektakli. Synchronizacja tych elementów wynosi pantomimiczny kunszt artysty na wyżyny. Tegoroczny występ, a Goldston uczestniczy w festiwalu od 2000 roku, był odrobinę skromniejszy w formie. Artysta skoncentrował się bardziej na fabule. Ale i tak wierna warszawska publiczność była zachwycona. Frenetyczne brawa i bukiet z 40 róż zmusiły artystę do pokazania na bis najbardziej lubianych i popularnych etiud.

Warszawską publiczność usatysfakcjonował występ hiszpańskich artystów. To Kulunka Theatre Company, zespół utworzony w 2010 r. przez młodych Hiszpanów. W krótkim okresie działalności artystom udało się stworzyć uniwersalny język teatru łączący rozrywkę z refleksją. Gest, maskę, muzykę i ruch. Spektakl przywieziony do Warszawy "Andre i Dorine" gościł już w 22 krajach na trzech kontynentach. Zdobywa nagrody, podoba się widzom. Warszawska publiczność też nagrodziła go oklaskami.

Na zakończenie (od wielu lat) serca publiczności podbijają niemiecko-francuscy artyści. To marka sama w sobie.

Bodecker i Neander Compagnie już w latach 90. ubiegłego wieku byli gwiazdami, zawładnęli widzami Europy, Azji, Ameryki. Prezentują ogromny kunszt mimicznej sztuki. Są znani, lubiani i doceniani. Chętnie przyjeżdżają do Polski. Przemierzając świat, potrafią cudownie łączyć pantomimę i muzykę. Ich przedstawienie "Silence" weszło do kanonu klasyki europejskiej pantomimy. Warszawska prezentacja spektaklu "Timelapse" zachwyciła publiczność, która nagrodziła występ ogromnymi brawami i okrzykami uwielbienia.

To był udany festiwal. Jego dyrektorowi Bartłomiejowi Ostapczukowi należy życzyć wytrwałości i konsekwencji w realizacji artystycznych zamierzeń, byśmy mogli spotkać się na kolejnym, przyszłorocznym przeglądzie.



Marzena Rutkowska
Tygodnik Ciechanowski
8 lipca 2015