Taniec Hekate

Główną postacią spektaklu Teatru ARKA z Wrocławia nie jest tytułowy Makbet. Wszystko dzieję się z inspiracji Hekate i jest realizacją jej planów. Dają się jej uwieść...

Przedstawienie jest bardzo dosłowne i nie unika schematów. Jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu widzowie zostali oblani czerwienią płynącą z reflektorów. A później widzieli ją na scenie niemal cały czas - czerwony był królewski płaszcz Makbeta i suknia jego żony, czerwień była dywanem, baldachimem i stołem, ubrudziła dłonie zabójców i obowiązkowo splamiła sztylet. Ale to nie sztylet, a krzesło udające tron było najczęściej wykorzystywanym rekwizytem. Siadającym na nim postaciom wbrew ich oczekiwaniom nie zapewniało upragnionej władzy, nie dawało poczucia bezpieczeństwa. Liche, stare, odrapane, było przez postaci przestawiane, potrącane, zachwiało się w momencie największej niepewności i ataków wyrzutów sumienia. Jego upadek wywołał zmieszanie, zakłopotanie i obnażył bezradność. Problem zła wynikającego z posiadania władzy, a nie rodzenia się władzy ze zła podjęli twórcy przedstawienia. Jeden z najlepiej skonstruowanych dramatów przeniesiony na scenę przez wrocławski teatr w zamyśle reżyserki - Renaty Jasińskiej - zostaje rozciągnięty, przez co momentami traci tempo. Było to może potrzebne dla stworzenia przestrzeni, w której miała zaistnieć i zadziałać postać Hekate uruchamiająca mechanizm rozprzestrzeniania się zła. Poprzez płynny, precyzyjny i spowolniony ruch oraz zagarniające gesty Hekate usypia i omamia. Roz-grywaniu zbrodni służy parę prostych elementów. Obok krzesła-tronu pojawia się maska-zło oraz wyraziste kostiumy i monumentalna muzyka. Ilościowe ograniczenie i powtarzalność pewnych środków mogłyby prowadzić do łatwego i wygodnego odczytania, gdyby nie subtelne przeplatanie ich kilkoma pomysłami inscenizacyjnymi. Ciekawa jest na przykład postać służącego, który nie tylko otwiera akty, spaja poszczególne sceny, lecz także zaprasza widzów na przerwę. Co i tak nie wyczerpuje jego “technicznej” funkcji w spektaklu - uzupełniania monotonnej oprawy świetlnej. Niepowierzchowne pokazanie związku i zależności Makbeta z Lady Makbet i (s)kojarzenie go z miłością jest wymagające i - przy natężeniu innych jeszcze problemów, którymi tekst Szekspira pozwala się zająć - nie zawsze się udaje. Mimo podjęcia pewnych starań w tym kierunku, Teatr ARKA nie poświęca mu wystarczająco dużo uwagi, ograniczając się zaledwie do kilku "scen miłosnych". Reżyserka posługuje się tekstem Makbeta raczej standardowo, pozwalając sobie jednak na autorską modyfikację. Przejawia się ona w pominięciu niektórych scen, skróceniu innych i samym zakończeniu. Kiedy widzowie oczekują sceny pojedynku Makbeta z Makdufem, spektakl niespodziewanie kończy się samym tylko monologiem, dla którego Szekspir przewidział inne miejsce w tekście. Pobrzmiewa w nim uświadomiona niemoc i ograniczenie tytułowego bohatera, które w dramacie wynikają ze świadomości porażki, co w spektaklu nabiera nieco innego znaczenia. Te ostatnie słowa, choć wypowiedziane ustami zawodowego aktora, mogą być potraktowane jako niespodziewanie szczera i dojrzała wypowiedź aktorów niepełnosprawnych występujących w przedstawieniu, którzy na co dzień mierzą się z ograniczającą ich odmiennością i tylko na te dwie i pół godziny mogą o niej zapominać. XII Festiwal Szekspirowski.

Dominika Szulc
Gazetka Festiwalowa
5 sierpnia 2008