Tarnów widzany z kosmosu

Po medialnych zapowiedziach prapremierowego spektaklu "Reprodukcja", realizowanego na scenie Teatru im. L. Solskiego w Tarnowie według sztuki będącej fantazją o mieście i teatrze, widzowie z niecierpliwością oczekiwali na możliwość obejrzenia gotowego widowiska. Nadzieje na zobaczenie przedstawienia fascynującego, a zarazem zabawnego, jak na komedię przystało, towarzyszyły więc publiczności spieszącej 19 września do teatralnego gmachu. Niestety na owych nadziejach się skończyło, bowiem większość opuszczała teatr mocno zawiedziona. "Reprodukcja" autorstwa Marcina Cecki w reżyserii Jakuba Porcariego nie zachwyca, a wina leży trochę po stronie inscenizacji, ale nade wszystko tekstu.

Marcin Cecko, który napisał komedię na zamówienie dyrekcji Tarnowskiego Teatru, jest aktorem, performerem, poetą i dramaturgiem, a od nowego sezonu także kierownikiem literackim tarnowskiej sceny. Ma na swoim koncie kilka udanych przedsięwzięć teatralnych, przygotowanych we współpracy z reżyserem Krzysztofem Garbaczewskim. Wśród nich uwagę zwracają spektakle: "Odyseja", "Życie seksualne dzikich", "Poczet królów polskich", "Kamienne niebo zamiast gwiazd". Nad komedią pracował pierwszy raz i być może ten gatunek literacki nie jest jego ulubioną formą, bo spod pióra wyszła mu rzecz - delikatnie mówiąc - nie najwyższych lotów.

Fabuła sztuki rozpada się na wiele wątków. Jednak dwa z nich uznać trzeba za główne, teatralny - wykorzystujący konwencję teatru w teatrze, i wątek kosmiczny - opowiadający o misji ufo-ludków w Tarnowie. Akcja zaczyna się w teatrze, gdzie trwa próba czytana nieznanego nikomu tekstu w obecności publiczności i dziennikarzy. Przy okazji dowiadujemy się o porządkach i surowej dyscyplinie wprowadzonych przez nową dyrektor placówki. Tymczasem na dachu budynku lądują kosmici (Beta i Omega z Alfą w pojemniku), by odnaleźć zaginionego potomka Alfy spłodzonego przed laty na Ziemi. Ich przybycie nie umyka uwadze Gika, szalonego komputerowca, który pragnie ich zdemaskować, a z czasem w te działania włącza się też Pseudodetektyw oraz Dziennikarka i współpracujący z nią Wolontariusz. Jednocześnie członkowie zespołu aktorskiego borykają się z różnymi problemami osobistymi.

Akcja rozpada się na luźno powiązane epizody pełne mocno infantylnego dowcipu. W zalewie miałkich dialogów i monologów pojawia się wszak kilka perełek, jak choćby zabawna rozmowa z podtekstem na temat "twardej dupy", monolog o rachunkach miłości (podany z urokiem przez Ireneusza Pastusza-

ka) czy wyznania aktorki skierowane do publiczności (świetna Ewa Sąsiadek). Uważny słuchacz wyłapie też w tekście aluzje do tarnowskiej rzeczywistości - m.in. do "bieguna ciepła", liczby pizzerii w mieście, zanieczyszczania atmosfery przez "Azoty", a także zabawę słowem "tarnówek".

Nie wyłapie już jednak klamry łączącej dwa wątki główne, czyli powrotu tekstu czytanego na wstępie w jednej z końcowych scen sztuki, w której Obcy zostają zdemaskowani, a ich misja odkryta. Natomiast dociera do widza ze sceny komunikat na tyle chaotyczny, że szybko przestaje być ciekawy. Przy czym

niektóre scenki są na poziomie wygłupów w szkolnym teatrzyku (np. aktorka fałszująca przebój Whitney Huston nad ciałem nieprzytomnego kochanka), a kompozycja komedii wyraźnie szwankuje.

Ciekawych finału kosmicznych perypetii informuję w największym skrócie:

Obcy "wtłaczają" Alfę w ciało aktora Adama i odnajdują jego potomka, który wszakże odmawia opuszczenia Ziemi. Okazuje się zresztą synem Dziennikarki i Pseudodetektywa, którego ciało najwidoczniej onegdaj "wypożyczył" Alfa. Rodzina w komplecie rozpoczyna nowe szczęśliwe życie. Ponadto sroga szefowa teatru, przemieniona wcześniej w kosmitkę, zostaje zastrzelona, a młoda aktorka Marta wkrada się na statek i odlatuje z Obcymi, co dobrze rokuje na przyszłość w kwestii ich reprodukcji.

Tego steku nomen omen kosmicznych bzdur nie ratuje ani potężna scenografia autorstwa Łukasza Błażejewskiego, interesująco skądinąd burząca przestrzeń sceniczną jednostronnym wyjściem w widownię, ani dobra, fragmentami dowcipna muzyka Sławomira Kupczaka, ani też znakomite projekcje Michała Poniedzielskiego i Remigiusza Wojaczka, które w pięknych wizualizacjach przybliżają nam przestrzeń pozaziemską lub przynoszą wiązankę tarnowskich obrazków i reminiscencji, wędrując po czasach i miejscach.

Najbardziej żal aktorów, którzy zagrali bardzo dobre role, obdarzając rysami charakterystycznymi odtwarzane postaci. Prym wiedzie Bogusława Podstolska w roli Pani Dyrektor, świetni są Jerzy Pal i Aleksander Fiałek jako Alfa i Omega w skórach facetów w czerni, wspomniani już Ewa Sąsiadek i Ireneusz Pastuszak, a także Tomasz Wiśniewski (Pseudodetektyw) i Dominika Markus szewska (Dziennikarka). Pozostali - Kinga Piąty, Karolina Gibki, Mariusz Szaforz, Piotr Hudziak, Karol Śmiałek - również pokazali kawał solidnej roboty aktorskiej. Inscenizacja ma więc pewne dobre strony i może rzecz wystawiona w bardziej kameralnych warunkach - na Małej Scenie lub Scenie Underground - jako zabawa z widzem i przy bliskim z nim kontakcie, miałaby rację bytu, ale nie na Dużej Scenie teatru, na której tarnowianie mają prawo oczekiwać spektakli bardziej wyrafinowanych i tekstów na wyższym poziomie artystycznym.

Na koniec chciałoby się westchnąć: Ależ, Panie Porcari, przecież pamiętamy z ubiegłego roku, że potrafi Pan dobrać interesującą sztukę i zrobić dobry teatr. Co się stało? Mamy falstart w nowy sezon i to podczas festiwalu Talia.



Beata Stelmach - Kutrzuba
Temi
8 października 2014
Spektakle
Reprodukcja