Teatr jednego aktora

Ostatnimi spotkaniami z teatrem XIV Festiwalu Kultury Chrześcijańskiej były dwa przedstawienia będące bezpośrednią konfrontacją aktora z widownią - pierwszym był monodram Bogusława Kierca "Mój trup", w którym aktor zmierzył się z niełatwym tekstem Adama Mickiewicza, drugim wystąpieniem uraczył widzów Radomir Piorun, który zaprezentował mimodram "Dożywotnio usprawiedliwiony" będący syntezą tradycji francuskiego mimu i doświadczeń Teatru Henryka Tomaszewskiego.

Kiedy publiczność zajmuje miejsca na widowni, na jednym z krzeseł dostrzec może siedzącego nieruchomo bohatera pierwszego spektaklu, pogrążonego w przedśmiertnym letargu mężczyznę, którego dłonie ukryte są pod połami zarzuconej na siebie niedbale marynarki. Przestrzeń gry to niewielki prostokąt otoczony z trzech stron widownią - uczucie fizycznego osaczenia, braku możliwości ucieczki idzie w parze z sytuacją psychiczną bohatera, który ma świadomość, iż znalazł się w krytycznym momencie swojego życia, w punkcie, z którego co prawda może z dystansem spojrzeć na przebytą drogę, lecz nie jest w stanie uczynić kroku naprzód. Będący podstawą scenariusza spektaklu utwór Mickiewicza „Gdy tu mój trup” jako przykład liryki bezpośredniej pod względem inscenizacyjnym stanowił doskonały materiał na monodram, jednak poradzenie sobie z niełatwym językiem wieszcza było, nawet dla doświadczonego aktora, sporym wyzwaniem. Jedynym elementem scenograficznym jest stojąca na środku sceny, wypełniona wodą szklanka, którą bohater oplata dłońmi. Podczas pełnej emocji rozmowy z Bogiem wytrząsa całą znajdująca się wewnątrz naczynia ciecz. Bohater to trup, który „w pośrodku was zasiada, w oczy zagląda wam i głośno gada” - osoba mająca daleko posuniętą świadomość wewnętrznego wypalenia. Mężczyzna osiągnął stan, w którym większość czasu upływa mu na podróżach do „ojczyzny myśli”, do własnego wnętrza - dokonuje oceny swoich działań, rozliczeń ze światem. Jeden z najkrótszych utworów Mickiewicza „Polały się łzy me czyste, rzęsiste…” stanowi podsumowanie wywodu człowieka, któremu towarzyszy uczucie egzystencjalnej klęski. Mimo trudnej tematyki w spektaklu nie zabrakło także miejsca na ironiczny uśmiech - w pewnym momencie aktor podejmuje z publicznością przewrotną grę, która jest także polemiką z tekstem prezentowanego utworu. Całość jest niezwykle syntetycznym ujęciem ludzkiego losu, któremu przyglądamy się przez pryzmat jednostkowego doświadczenia.

Radomir Piorun postanowił zaprezentować widzom wypracowany przez lata warsztat - aktor grał w spektaklach wyreżyserowanych przez Henryka Tomaszewskiego, ukończył także Chrześcijańską Szkołę Pantomimy, Dramy i Tańca Kathleen Ann Thompson oraz Chrześcijańską Szkołę Pantomimy, Dramy i Tańca w Ustroniu. Od 14 lat związany jest z Wrocławskim Teatrem Pantomimy. Zaprezentowana etiuda to kilkunastominutowy mimodram opowiadający historię grzesznika, którego droga życiowa usiana jest licznymi przygodami - ulega pokusom, bez skrępowania czerpie z życia, by ostatecznie nawrócić się i dostąpić zbawienia. Patrzymy na ubranego na biało, leżącego na ziemi bohatera, który powoli podnosi się i zaczyna biec - porywa go wir zdarzeń, uczestniczy w gonitwie współczesności. Chwilę potem dostrzegamy, że bohater zjada jabłko - symbol grzechu pierworodnego staje się początkiem drogi, którą postanowił iść mężczyzna. Jednak ostateczną decyzję podejmuje w momencie, kiedy wielokrotnie upada, wiatr targa nim na wszystkie strony. Bohater dochodzi do ściany, do miejsca, w którym nie może już dalej iść. Wysnuwa wniosek, że nie chce żyć uczciwie, cierpieć, pozwalać się nieść, chce sam kierować swoim losem. Zaczyna używać życia - jeździ drogim samochodem, bawi się, pali marihuanę, nie ogranicza się pod żadnym względem. Kiedy zupełnie zatraca się w hedonizmie następuje przełom, mężczyzna upada - scena jest metaforycznym zobrazowaniem upadku moralnego. W smudze niebieskiego światła leży pełna lęków i wewnętrznych rozterek postać, która nie wie, co zrobić ze swoim życiem. Pod figurą ukrzyżowanego Jezusa (którą aktor zagrał fenomenalnie) prosi o wybaczenie, pada na kolana. Ostatecznie uzyskuje je, a jakaś siła ciągnie go w górę - Bóg postanawia wybaczyć odczuwającemu skruchę grzesznikowi.

Bogusław Kierc i Radomir Piorun udowodnili, że przedstawienie, w którym widzowie patrzą tylko na jednego aktora także może być sporym przeżyciem. Brak rekwizytów, inscenizacyjną ascezę rekompensuje publiczności doświadczenie zawodowe i warsztat wypracowany przez twórców, którzy potrafią zawładnąć umysłami publiczności, wciągnąć w świat kreowanej postaci. To dowód na to, jak wiele emocji wywołać może jeden człowiek.



Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
20 listopada 2010
Spektakle
Mój trup