Teatr: Profanacja jest konieczna!

Z Moniką Strzępką, reżyserką spektakli, które obejrzymy w ramach Wakacyjnego Przeglądu Przedstawień w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, rozmawia Henryka Wach-Malicka

Polski teatr przestał zawracać sobie głowę polityką, a reżyserzy postanowili dokopać się do naszej - widzów - podświadomości. I znajdują w niej rozmaite demony emocjonalne, niektóre mocno zresztą naciągane. Tymczasem pani i dramaturg Paweł Demirski deklarujecie: tak, interesuje nas polityka, zabieramy głos w sprawach publicznych i wybieramy groteskę jako konwencję. Dlaczego?

Z artystycznego wyrachowania, wyczucia oczekiwań widzów, potrzeby samookreślenia się?
Każdy rodzaj teatru powinien być świadomy swojej polityczności; bo nie istnieje coś takiego jak teatr niepolityczny. Mam na myśli nie uczestnictwo w debacie publicznej, czy zabieranie głosu w sprawach społecznych. Raczej świadomość, że każde działanie artystyczne, chcąc nie chcąc, jest wyrazem określonego światopoglądu. W tym sensie demony emocjonalne są OK. Warto się im przyglądać, szukać przyczyn, wydobywać z podświadomości. Nasz teatr jest polityczny w takim samym stopniu, co konserwatywne wystawienia tekstów kanonicznych. Oczywiście, nasza strategia jest bardziej przejrzysta, łatwiej ją przypisać do lewackiego światopoglądu, ośmieszyć i uznać za "sztukę nieautonomiczną". Natomiast teatr tradycyjny - tak zwany prawdziwy, przeżuwający wspomnienie o swojej dawnej świetności - działa pod niewidoczną banderą. Pod pozorem wartości uniwersalnych itd., przemyca czystą ideologię niezmienności porządku społecznego. Nie chcemy robić teatru elitarnego, stosującego środki czytelne dla wąskiej, wyedukowanej i eksperckiej środowiskowej widowni. Z premedytacja eksploatujemy w naszej praktyce teatralnej gatunki niskie, pogardzane przez Aspirującą Publiczność. Tę publiczność przywiązaną do opowieści o teatrze, który był wysoki i opowiadał o rozterkach rozmaitych rodzin królewskich czy ziemiańskich - rodziny te nie pierdziały i rozmawiały ze sobą językiem literackim. No więc my bardziej demokratycznie konstruujemy spis postaci w naszych spektaklach. Decydując się na gatunki farsowe, burleskowe, sygnalizujemy nasz stosunek do klas tzw. aspirujących. Mówimy: nie dostaniecie swojej tak pożądanej sztuki wysokiej, nasza będzie w złym smaku i w złym stylu. Będzie chyba nie dla was. Nie będziecie uprzywilejowani na widowni, nie popieścimy was eleganckimi biografiami waszych arystokratycznych idoli.

W swoich przedstawieniach wybiera pani formę prowokacji, ale nawet ci, których te inscenizacje bulwersują, przyznają, że mają potem o czym myśleć. To, co w Polakach ułomne i śmieszne pokazujecie z Demirskim na scenie. A jakie - według was - mamy cechy pozytywne?

Nie wiem, czy dziś, kiedy rozpada się ostatecznie tradycyjna tożsamość budowana na narodowości czy katolicyzmie, można mówić jeszcze o jakichkolwiek cechach wspólnych Polaków; pozytywnych czy negatywnych - bez różnicy. Myślę wręcz, że trzeba dobitnie mówić, że nie ma wspólnej tożsamości w tak podzielonym ekonomicznie, a co za tym idzie - klasowo - społeczeństwie. To, co odgórnie narzuca społeczeństwu elita i stołeczni liderzy opinii, nie może być przyjmowane dogmatycznie. O tym między innymi są spektakle "Był sobie Andrzej" czy "Niech żyje wojna".

Lubię gry słowne, jakie stosujecie z Pawłem Demirskim w tytułach swoich realizacji, żeby tylko wymienić "Był sobie Polak, Polak i Diabeł, czyli w heroicznych walkach narodu polskiego wszystkie sztachety zostały zużyte". Jednak "Dziady. Ekshumacja" to było dla mnie ciut za dużo. Połowa polskich teatromanów wychowała się jednak w przekonaniu, że i Mickiewicz "wielkim poetą był". Nie boicie się ich stracić?

Ja raczej traktuję ten gest jako hołd złożony dramaturgii romantycznej powstającej jednak w opozycji do obowiązujących ówcześnie standardów. Profanacja jest konieczna, żeby był możliwy dialog z dorobkiem kulturowym, który w przypadku Mickiewicza (i w wielu innych) został zaanektowany przez tradycję. A ona ten dorobek wypaczyła, nie pojęła, zawłaszczyła, przekształcając dramat polityczny w rozchełstane koszule szalonego - czyli nieracjonalnego - romantyzmu. To jest wielka strata dla polskiej kultury, bo czytanie romantyków zostało zdominowane przez obrońców pięknej polszczyzny. Najlepszym dowodem są poprawki kolejnych edytorów języka Mickiewicza na "bardziej polski". Przemilczę tradycję teatralną... "Dziady. Ekshumacja" okazały się ważnym spektaklem dla pokolenia widzów wychowanych w tradycji teatru Hübnera, Swinarskiego. Przychodziło do nas mnóstwo ludzi ze łzami w oczach, dziękując za ten spektakl.

Na scenie Teatru Rozrywki zobaczymy cztery przedstawienia według tekstów Pawła Demirskiego, a w pani reżyserii. Wszystkie powstały w Teatrze im. J. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Myśli pani, że gdyby nie mecenat państwowy (w jakiejkolwiek formie), sceny w mniejszych miastach będą mogły pozwolić sobie na coś więcej niż inscenizacje lektur szkolnych?

Mecenat państwa jest absolutnie konieczny. Nie dotyczy to wyłącznie teatru, ale sztuki w ogóle. Idea sztuki samofinansującej się jest dowodem na bezmyślność elit rządzących. Sztuka ma taką cechę, że wszystko to, co nowe, jest początkowo nieprzyswajalne w odbiorze masowym. Zresztą, kiedy już odpowiada na zapotrzebowanie masowe, to przestaje być interesująca, spełnia tylko zapotrzebowanie na rozrywkę. Ten model kultury, która trafia do każdego, (więc jest w stanie się utrzymać bez wsparcia państwa), sytuuje się w tym samym obszarze, co np.: mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Tyle że odbiorca tego typu rozrywki dodatkowo otrzymuje pozór obcowania ze sztuką wysoką. Nie mam nic do teatrów prywatnych, ale Niepokojący jest widok Wielkiej Aktorki Posiadającej Teatr Prywatny, która w Wałbrzychu na spotkaniu z publicznością mówi, że skoro ona sobie radzi, to teatry na prowincji też powinny sobie radzić bez finansowego wsparcia samorządu. A poza tym, jej zdaniem, to są leniwe ośrodki nicnierobienia, bo przecież tyle tam się marnuje pieniędzy, bo kto tam do tego teatru chodzi i jak frekwencja na jej spektaklu w Wałbrzychu ma się do frekwencji szeregowego spektaklu wałbrzyskiego? To jest niepokojący pogląd.A prezydent elekt, jak chwalił się jego sztab - NIEJEDNOKROTNIE - był w teatrze. Oczywiście, nie oczekujemy od kandydatów na prezydenta uczestnictwa w życiu kulturalnym kraju; ewentualnie jest nam miło, że uczestniczą w życiu kultury badylarskiej. Bronisław Komorowski spotkał się przed wyborami z przedstawicielami polskiej kultury teatralnej - z Tomaszem Karolakiem i Krzysztofem Stelmaszykiem - panowie artyści teatru piali dziękczynne hymny na cześć profesora Balcerowicza i że przydałby się taki plan Balcerowicza dla teatru. A może warto pamiętać, że plan Balcerowicza wykluczył miliony Polaków z dostępu do kultury?

Program XII Wakacyjnego Przeglądu Przedstawień

30.07, godz. 17.30
"Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrze"
Bilety w cenie 65-75 zł

31.07, godz. 17 i 19.30
"Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty"
Bilety w cenie 55-65 zł

1.08. godz. 17 i 20
"Był sobie Polak, Polak, Polak i Diabeł, czyli w heroicznych walkach narodu polskiego wszystkie sztachety zostały zużyte"
Bilety w cenie 55-65 zł

2.08, godz. 20
"Niech żyje wojna"
Bilety w cenie 65-75 zł

Karnet na wszystkie tytuły kosztuje 190 zł



Henryka Wach-Malicka
Polska Dziennik Zachodni
27 lipca 2010
Portrety
Monika Strzępka