Teatralno-muzyczna refleksja o sztuce i przemijaniu

Teatr Rozrywki po dość niefortunnym rozpoczęciu sezonu musicalem „Dumrul szalony" wkracza dynamicznie w końcówkę roku z propozycją artystyczna, która jest w stanie przyciągnąć tłumy do chorzowskiego przybytku muzy Melpomeny.

Musical „Niedziela w parku z Georgem" w reżyserii Andrzeja Bubień stanowi owoc inspiracji puentylistycznym obrazem Georges'a Seurata „Niedzielne popołudnie na wyspie Grande Jatte", namalowanym w latach 1884–1886. Warto dodać, że jest to najbardziej znane dzieło sztuki XIX wieku. Jego autor, Seurat był francuskim malarzem neoimpresjonistą, inicjatorem tego ruchu, który zapoczątkował około roku 1880, a zarazem twórcą rewolucyjnej metody malowania określanej mianem puentylizmu. Gwoli wyjaśnienia należy dodać, że jest to technika kształtowania formy obrazu poprzez zapełnianie płótna drobnymi różnobarwnymi kropkami (plamkami). Zabieg ten miał doprowadzić do otrzymania efektu nieuchwytności światła, a przy odpowiedniej odległości dzielącej oglądającego od obrazu i poprzez zestawienie ze sobą różnobarwnych plam w podstawowych barwach, otrzymywało się kolory pochodne. W spektaklu pojawia się jeszcze jedno działo Seurata „Kąpiel w Asnieres", natomiast wielokrotnie z ust głównej bohaterki Dot pada tytuł obrazu „Pudrująca się kobieta". Życiorys artysty jest niezwykle interesujący. Niefortunnie, rozwój kariery i sławy, jaką mógł osiągnąć przerwała jego tragiczna śmierć w 1891 roku, w wyniku zarażenia dyfterytem. Niestety, ten gorzki los podzieliło także dziecko malarza, które umarło zaledwie dwa tygodnie po zgonie ojca. Zatem losy Marie i prawnuka George'a II stanowią zaledwie licentia poetica twórcy musicalu. Jednakże wkomponowanie losów potomków słynnego artysty w treść musicalu pozwoliło na ukazanie przemian zachodzących w dziedzinie sztuki na przestrzeni stulecia.

Muzyka oraz słowa piosenek są zasługą wirtuozerskiej twórczości Stephena Sondheima, natomiast libretto skomponował James Lapine. Musical miał swą prapremierę na Broadwayu 2 maja 1984 roku. Natomiast przekładu na język polski dokonali Daniel Wyszogrodzki oraz Agata Wyszogrodzka. Udało im się doskonale oddać atmosferę XIX wiecznej Francji oraz środowiska bohemy artystycznej drugiej połowy XX wieku. Każda z postaci występujących w musicalu posługuje się zindywidualizowanym językiem, dobranym wedle zasady decorum do jej statusu społecznego. I tak przykładowo humorystyczne akcenty czarnego humoru wymieszanego z delikatną wulgarnością włożono w usta odpoczywającego na trawie przewoźnika.

Śpiew, a przede wszystkim treść wyśpiewywanych zdań dynamizuje akcję i uchyla rąbka tajemnic skrywanych w duszach bohaterów. Przykładowo, Dot zakochana w George'u, podczas partii śpiewanych przeżywa chwile miłosnego uniesienia, zdradzając widowni swe uczucia. Muzyka doskonale ilustruje przebieg akcji. W momencie kiedy George prezentuje nową technikę malarską i tworzy swój obraz za pomocą kropek nanoszonych pędzlem na płótno, muzyka zdaje się dynamizować akt malowania, podkreślając moment stawiania kolejnych kropek.

Kluczem do sukcesu musicalu jest dobry dobór artystów odgrywających tytułowe role George'a- introwertycznego artysty, w którego wcielił się Kamil Franczak oraz Dot, czyli kobiety do szaleństwa zakochanej w malarzu, przedstawionej przez Wiolettę Białk. Początkowo wydawało się, że Franczak nie dotrzyma kroku perfekcyjnej i niezwykle utalentowanej śpiewaczce współpracującej m.in. z Operą Śląską w Bytomiu, Teatrem Muzycznym w Gliwicach czy Teatrem Wielkim w Poznaniu. Jednakże po kilku minutach i dźwiękach pierwszej z odśpiewanych wspólnie piosenek zły czar prysnął i Franczak, którego widzowie Teatru Rozrywki mieli okazję już zobaczyć w musicalu „Przebudzenie wiosny" (Moritz Stiefel), „Frank V" (Herbert ), czy „Sweeney Tood" (Anthony), udowodnił, że jego głos jest w stanie uwieść tłumy. Niewątpliwym plusem musicalu jest także ciekawa, płynna i doskonale dobrana choreografia oraz tańce, urozmaicające wizualnie akcję. Oczywiście i w tym musicalu zdarzają się dłużyzny np. w podczas występu matki Georga, którego brak w zasadzie nie wpłynąłby zasadniczo na przebieg akcji. Jednakże jest to tak nieistotny mankament, że nie warto się nad tym rozwodzić.

Na uznanie zasługują także animacje Marii Porzyc wraz ze scenografią wykonaną przez Anitę Bojarską, które spinają dzieło, a zarazem wieńczą perfekcyjnie przygotowany musical. Zastosowanie nowomedialnych technik uatrakcyjnia pokaz i podkreśla aktualność przedstawianych treści. Dodatkowo, dzięki nim dochodzi do dialogu przeszłości z teraźniejszością w finałowej scenie, kiedy to zamysłem reżysera połączono dwa obrazy, tworząc ponadpokoleniową kompozycję. Wizualizacja przedstawiająca „Niedzielne popołudnie na wyspie Grande Jatte" dzięki zastosowaniu odpowiedniego oświetlenia przenika się z obrazem tworzonym przez aktorów znajdujących się za ekranem, na którym wyświetlana jest animacja. Artyści odtworzyli układ osób obecnych na XIX wiecznym obrazie, aczkolwiek jest to wersja uwspółcześniona, w związku z czym zmieniło się niemal wszystko: stroje postaci uwiecznionych na obrazie, roślinność oraz nieożywione elementy krajobrazu, takie jak budynki otaczające park oraz bloki mieszkalne. Constans pozostało jedno: każda z postaci zdaje się być autonomiczną monadą, wyidealizowaną nieco przez wdzięczny pędzel malarza, zaprowadzającego porządek w świecie barw. Efekty wizualne zostały dopracowane w każdym calu. Warto także zaznaczyć, że wizualizacje pozwalają widzowi usytuować akcję w konkretnym miejscu i czasie. Kiedy akcja musicalu rozgrywa się w pracowni Seurata, na ścianach ograniczających przestrzeń gry, pojawiają się wizualizacje namalowanych przez niego obrazów, natomiast, gdy malarz udaje się w niedzielny poranek do parku, scenografia zmienia się a wizualizacje przedstawiają jezioro oraz drzewa.

Tymczasem, w drugiej części musicalu obrazy pokrywające ściany galerii/pracowni/muzeum znikają, a widzów atakuje przepastna pustka, zionąca zimnem nicość, stanowiąca niezagospodarowaną jeszcze przestrzeń wystawienniczą, przypominająca bardziej teren laboratorium niż muzeum/galerię. Akcent pada na zmianę, metamorfozę przestrzeni obcowania ze sztuką. Właśnie w takim wnętrzu swoje dzieła wystawiał prawnuk Seurata, George junior, prezentujący światu kolejną już wersję Światłochromu. Obrazy pojawiające się na ścianach pozwalają widzowi usytuować akcję w czasie. Przykładowo, wyświetlające się na ekranach wizualizacje utrzymane w stylu impresjonizmu sugerują, iż wydarzenia rozgrywają się w XIX wieku, natomiast pojawiające się w drugiej części musicalu wizualizacje popartowskie mające swe źródło w ekspresjonizmie abstrakcyjnym i surrealizmie wskazują na drugą połowę XX wieku. Komiksowe przedstawienie George'a-malarza i George'a- wynalazcy, czy piekarza Louisa to jeden z przykładów zastosowania tej techniki artystycznej. Podsumowując, scenografia dopełnia całości, stanowiąc ilustrację do rozgrywających się wydarzeń.

W musicalu pada wiele cennych słów- kluczy oraz zdań precyzujących podejście współczesnych ludzi do świata sztuki i dzieła twórczości artysty. Wiele z nich powinno się przemienić w pytania, na które widz po zakończeniu musi znaleźć odpowiedzi. Jak mantra powtarzane bywa sformułowanie „sztuka dla sztuki", czy inne, traktujące o tym, że współczesna sztuka jest niepojęta. Natomiast konstatacja głosząca, że „bez elektryczności nie ma sztuki" każe sądzić, iż dzisiaj sztuka jest czymś zewnętrznym, niezależnym od twórcy. Czy potrzebny jest dziś artysta-twórca, jeśli każdy, kto potrafi włączyć czy naprawić zepsuty mikrokontroler staje się odtwórcą dzieła sztuki? W ciągu stu lat zmieniło się niemal wszystko: począwszy od statusu artysty w społeczeństwie, a skończywszy na miejscu wystawiania dzieł sztuki, gdyż tradycyjne salony i galerie ustąpiły miejsca przestrzeni wystawienniczej mieszczącej się wewnątrz galerii handlowych. Chciałoby się rzec: ideał sięgnął bruku, zszedł do mas, tworzony jest dla mas i dzięki poklaskowi mas żyje.

„Niedziela w parku z Georgem" to intrygujący i dobrze zagrany musical. Poza historią wiodącą, dotyczącą żywotu malarza sprzężonego z dziejami sztuki i artysty, musical składa się z dziesiątek mikrohistorii rozgrywających się w XIX-wiecznym Paryżu, które udało się uchwycić Seuratowi na swym obrazie. Dodatkowo, George stanowi egzemplifikację losu niedocenionego za życia artysty, którego dorobek specjaliści zajmujący się sztuką, szumnie określani jako „świat sztuki", uznał dopiero po śmierci. W musicalu zaprezentowanym na deskach Teatru Rozrywki najcenniejszy jest koncept zbudowania spektaklu na bazie tajemniczego obrazu, budzącego wiele spekulacji. Dodatkowo, niezwykle interesujący wydaje się być pomysł przedłużenia losów artysty i jego dzieła oraz kontynuowanie opowieści do stu lat od czasu namalowania dzieła, stanowiącego temat przewodni sztuki. Dzięki temu zabiegowi udało się zestawić realia życia artysty w XIX wieku i u schyłku wieku XX, a także porównać kondycję sztuki na przestrzeni dwóch wieków, a tym samym nakreślić niuanse życia bohemy artystycznej żyjącej dawniej i dziś oraz metamorfozy zachodzące w dziedzinie sztuki.



Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
25 listopada 2014