Tęcza albo czarno

W sobotę odbyły się dwa spektakle. Jeden, w ramach Teatru Małego Widza działającego na Jezuickiej. Jego założycielką jest Agnieszka Czekierda, aktorka Teatru Konsekwentnego. Mały Widz to nasz najnaj. Pamiętacie, pisałam o nim przy okazji spektaklu "Pokolorowanki". Tak o idei piszą założyciele TMW.

Teatr dla dzieci od 1 roku życia to specyficzny teatr, w którym nigdy nie gasną światła,w którym nie ma wyraźnego podziału na scenę i widownię, w którym mali widzowie mogą gadać, gaworzyć, wiercić się i kręcić. To teatr bezpieczny, w którym nic nie dzieje się nagle, nie ma głośnej muzyki, potworów i stworów wyskakujących z nienacka. Akcja nie toczy się wartko, a sama fabuła jest raczej pretekstem, zaproszeniem do zabawy, niż wielowątkową historią. Teatr dla naj-naj-najmłodszych, to teatr dostosowany do ich percepcji, do ich sposobu oglądania świata, to teatr koloru, dźwięku, zapachu i dotyku. To teatr, w którym mały widz nie musi zadzierać głowy, bo wszystko dzieje się w "żabiej perspektywie.

I żabia perspektywa była widoczna z "Rozplataniu tęczy", spektaklu opartym na wodzie i kolorach. Gestach, muzyce i nastroju. Po pół godzinie dzieci zaproszone zostały na scenę i razem mogły próbować "rozplątać tęczę". Chodzi tu przecież o zabawę z wyobraźnią. A dzięki kameralnej sali dzidzie maja poczucie bezpieczeństwa. Żałuję, że kiedy mój syn był mały to nie było takich inicjatyw, bo jak patrzę na zadowolone bobasy to aż sama bym chciała tak się dziwić kolorami. Z powrotem. Drugie spotkanie z teatrem odbyło się w Instytucie, gdzie szwedzka grupa Norrdans przedstawiła perypetie liczby 3 i niemożności zostania czwartą w kolejności. Przedstawienie ambitne, pełne tańca (od elementów baletu do tańców dawnych), z czarnymi sukniami wirującymi jak u derwiszów. Od samego początku zwróciłam uwagę na dziewczynę w tiszercie Motorhead (yeah!) i pięknej, długiej spódnicy. Wszystko było precyzyjnie zatańczone, pokazane, w geście się odbijały emocje, w każdym fragmencie palca uniesionego w górę zobaczyć można było taniec. Tylko, czy to było dla dzieci? Całość trwała pół godziny, więc największe marudy nie mogły się znudzić. To zdecydowany atut "AB3"- bez przesadyzmu z tym tańcem, choćby najlepiej na świecie pokazanym. Ale nie wiem, czy ledwo-ledwo zarysowana historia mogła wciągnąć takiego pięciolatka (bo mojego ośmiolatka znudziła, chociaż podglądałam, jak śledził wydarzenia na scenie). Skomentowałyśmy z koleżanką, że to może szwedzkie dzieci, wychowane na drewnianych klockach i zabawkach edu-ka-cyj-nych są przygotowane na taki teatr, ale to sobie trzeba takich widzów wychowywać od przedszkola. Może to efekt mojego spaczenia Smykiem, badziewiem dołączanym do gazetek i sieczką w kinie, ale propozycja Norrdans to mi się kojarzyła z Drugim Programem Polskiego Radia i dziećmi ćwiczącymi gamy. Aby było jasne-słucham Dwójki, chcę na scenie ambitnej sztuki dla najmłodszych i podnoszenia poprzeczki w kulturze, jej artyzmu i przegięcia. Tylko tak sobie myślę, że to przedstawienie było zupełnie nie dzieciowe.

Ktoś myśli inaczej? Chętnie dam się przekonać, że cztery, czarne postaci z teatru tańca zafascynują takiego sześciolatka na przykład.



Sylwia Chutnik
Malewarszawskie.blox.pl
2 kwietnia 2012
Spektakle
Rozplatanie tęczy