Telenowela na żywo

Teraz już wiem, dlaczego Michał Żebrowski nie występuje w telewizyjnych serialach. Zamiast tracić całe dnie na krzątaninie po planie, woli wyjść na dwie godziny na scenę. Efekt podobny, a jaka oszczędność czasu!

Oczywiście trzeba jeszcze zarezerwować sobie coś na dojazd: na przykład do Poznania, gdzie w sobotni wieczór wystawiono gościnnie spektakl Teatru Bajka "Ucho Van Gogha". 

Samotny - żona uciekła z innym - wiolonczelista Bonsch (Żebrowski) na co dzień wojuje z sąsiadką, panią Cobald (Jolanta Fraszyńska). W pewien deszczowy wieczór ich wzajemne relacje zmieni jej wyznanie: zabiłam męża! Bonsch chce jakoś pomóc przygotować się świeżo upieczonej wdowie do spotkania z wymiarem sprawiedliwości, ale gdy lekarstwo (wódka) zaczyna działać, do mieszkania Bonscha ktoś puka... 

Byłaby to świetna sztuka, gdyby nie karykaturalna umowność jej interpretacji. Aktorzy sięgają po szklanki, rozbijają figurki i otwierają okno, czyniąc tylko gesty. Rozumiem okno, ale picie z niewidzialnej szklanki to juz przesada, podobnie jak interpretacja dialogów. Aktorzy nie rozmawiają, tylko wygłaszają zdania, bacząc, by usłyszał ich widz nawet na trzecim balkonie. Chwalebne, ale efekt drewniany. 

Miałem nadzieję, że przed nieuchronną klęską piłkarzy z Czechami ucieknę na dobry teatr. Niestety - i na stadionie w Pradze i w operze poznańskiej wystąpili pozoranci.



Marcin Kostaszuk
Głos Wielkopolski
12 października 2009
Spektakle
Ucho Van Gogha