Ten cud owiany był tajemnicą

"Dlaczego nie ja napisałem tę książkę?" - zazdrościł Piotrowi Nesterowiczowi "Cudownej" Mariusz Szczygieł. Reportaż doczekał się swojej scenicznej wersji, a ta zazdrości już raczej nie budzi.

"Cudowna" Piotra Nesterowicz to książka głośna, przypominająca cud, który zdarzył się w maju 1965 r. w podlaskim Zabłudowie. 14-letniej Jadwidze ukazała się Matka Boska. Do prowincjonalnego miasteczka zaczęli przybywać pielgrzymi, zostawiać ofiary. Autor reportażu przedstawia zarówno działania ludowej władzy walczącej z religijnością ludzi, jak i sąsiedzką zawiść. Dzięki zachowanym raportom SB Nesterowicz skrupulatnie relacjonuje historię cudu zabłudowskiego minuta po minucie. Reportaż był szeroko komentowany, nominowano go do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, uhonorowano Nagrodą Literacką im. Wiesława Kazaneckiego.

Za wystawienie spektaklu na podstawie "Cudownej" zabrał się białostocki Teatr Dramatyczny. Zadanie powierzono młodziutkiej Zuzannie Bojdzie (to jej debiut reżyserski), która jest także autorką adaptacji. Niestety jej pomysł na przedstawienie wydarzeń opisanych przez Nesterowicza na scenie się nie broni.

Transowa muzyka i fluorescencyjne buty

Zacznijmy jednak od plusów, bo takie niewątpliwie spektakl "Cudowna" wystawiony w Białymstoku ma. Należą do nich z pewnością kreowane przez aktorów Dramatycznego role. Przekonujący Sekretarz (Krzysztof Ławniczak), kłócące się sąsiadki Nadzieja (Justyna Godlewska-Kruczkowska) i Jadwiga (Krystyna Kacprowicz-Sokołowska), niezrównoważona Maria (Jolanta Borowska) i prosty Zygmunt (Sławomir Popławski).

Cieszą oko pewne scenograficzne i kostiumograficzne pomysły - fluorescencyjne buty rodziców Jadwigi, stroje ze świętymi obrazkami czy przypomniany film Zdzisława Rynkiewicza nakręcony w miejscu objawień (w pamięć zapada twarz nastoletniej Jadwigi).

Radością dla ucha jest z kolei muzyka projektu Griot Groove - nowoczesna, transowa jak modlitwy najgorliwiej wierzących. "W Zabłudowiu, w oka mgnieniu, szczęście rośnie na kamieniu, trzeba na nim chwilę spocząć, po czym już nie wierzysz oczom, zdrowym stajesz się jak młodzian, nie wiesz, gdzie się smutek podział" - wyśpiewuje Agnieszka Możejko-Szekowska (Leśna i Złośliwa). Brzmi intrygująco, widz nie może tylko znaleźć uzasadnienia dla użycia tego rodzaju środków.

Źle rozłożone akcenty

Z każdą minutą spektaklu miałam wrażenie, że Zuzanna Bojda straciła szansę na pokazanie chwytającego za serce dramatu. Historia cudu zabłudowskiego kipi bowiem od emocji i w dodatku nie jest szeroko znana. Daje naprawdę duże sceniczne możliwości. Niestety historię opisaną przez Nesterowicza brutalnie okrojono. Trwający zaledwie około 70 minut spektakl (przy tym jego poziomie to akurat atut) zaledwie zarysowuje problemy i wątki, operuje skrótem, "ślizga się" po temacie. Twórcy widzieli to inaczej. "Miało być uniwersalnie" - tłumaczyli.

Milcząca przez godzinę Jadwiga (Katarzyna Pietruska) puszcza bańki mydlane, ogląda świat przez lupę i jeździ na rowerze. Proboszcz (Piotr Szekowski) przez większą część spektaklu klęczy na drabinie. Są też momenty, kiedy aktorzy skupieni są po prostu na nonsensownej bieganinie. Kim jest Leśna i Złośliwa? Dlaczego tak zdominowała spektakl? Akcenty źle tu rozłożono. Beatbox i różowy kostium nie są tu najważniejsze. Gdzie jest istota tej historii sprzed ponad pół wieku?

U Nesterowicza to wypowiedź Jadwigi kończyła każdy rozdział książki. Dorosła już kobieta odnosiła się do wydarzeń, reakcji ludzi. W spektaklu z tego zrezygnowano, niczym nie zastępując tej konstrukcji. Krótki monolog na finał nie jest ani przekonujący, ani wystarczający. Na premierze widzowie nie byli pewni, czy spektakl się skończył. Wahali się, czy już bić brawo.

To przedstawienie jest straconą szansą na duże wydarzenie kulturalne - nie tylko w Białymstoku, ale też w kraju. Szkoda.

"Cudowną" można obejrzeć jeszcze 26 czerwca o godz. 18.00 na dużej scenie Teatru Dramatycznego. To ostatnia premiera w tym sezonie artystycznym.



Anna Dycha
www.bialystokonline.pl
22 czerwca 2016
Spektakle
Cudowna