Theatrum Anatomicum

Charles Estienne, autor XVI-wiecznego podręcznika anatomii pisał, że widok ciała ludzkiego poddawanego sekcji jest "podobny do tego, co można zobaczyć w teatrze, a będzie dla publiczności tym przyjemniejszy, im dokładniej będzie go mogła oglądać". Dlatego niegdyś budowano amfiteatralne sale Theatrum Anatomicum nie tylko w celu poszerzenia wiedzy ówczesnych lekarzy, ale ku uciesze, a może bardziej przerażeniu ciekawskiej publiki, która zjawiała się na takich spektaklach. Podczas nich widzowie obserwowali sekcje zwłok podobne do tych z "Lekcji anatomii doktora Tulpa", którą genialnie uwiecznił Rembrandt.

Studenci medycyny robią to od ponad stu lat w Theatrum Anatomicum Instytutu Patomorfologii przy ul Grzegórzeckiej. Nie dziwię się więc reżyserce Katarzynie Kalwat, że gdy zaproponowano jej udział w Festiwalu Genius Loci, wybrała właśnie to miejsce na swoje przedstawienie "Landszaft. Lekcja anatomii". Razem z autorką tekstu Weroniką Murek mierzy się w nim z chorobą jako częścią egzystencji ludzkiej. I to zarówno chorobą jako czymś bardzo osobistym, jak i chorobą będącą elementem artystowskiej pozy, która trafiła na podatny grunt w Krakowie czasów Młodej Polski. W kręgach tutejszej bohemy do dobrego tonu należało bowiem chorować na gruźlicę czy syfilis.

Spektakl rozgrywany na niewielkiej scenie, zastawionej łóżkiem sekcyjnym, rozpoczyna się instrukcją mycia rąk. Prezentujący książkową wiedzę młodzi lekarze za chwilę skupią się na pierwszej pacjentce, wciąż jeszcze skulonej na krzesełku. Pochylona głowa Sandry Korzeniak, rodzaj melancholii połączonej ze strachem widoczny w całej jej sylwetce, sprawiają, że wkraczamy w bardzo intymną sferę cierpienia. Nawet gdy lekarze wmówią jej różne dolegliwości, a remedium na nie znajdą w metodach czasów sarmackich, co może wydać się śmieszne, trudno oprzeć się wrażeniu, że aktorka zabiera nas w rejony bardzo osobistej, bolesnej wręcz wrażliwości.

W kontraście do niej została ustawiona Iwona Budner, atrakcyjna, chorująca na płuca kobieta epatująca zmysłowością. Gdy wkracza do akcji, na scenie pojawia się atmosfera gruźliczego sanatorium wprost z "Czarodziejskiej góry" Manna, ale też artystowska poza muzy, pełna westchnień i tajemniczych znaków rzeźbionych śladami krwi na chusteczce. Sekunduje jej, grany przez Błażeja Peszka, cierpiący na syfilis Stanisław Wyspiański, którego dolegliwość stała się jakże adekwatnym zwieńczeniem jego nieprzystosowania do mieszczańskiej mentalności Krakowa.

Przedstawienie kończy się sekcją zwłok dokonaną na Sandrze Korzeniak przez demonicznych lekarzy (Karol Kubasiewicz, Bartosz Ostrowski), których zabiegi budzą grozę wśród rozbawionej do niedawna publiczności. Bo choć wyciąganie z jej płaszcza pozornie nic nieznaczących przedmiotów można by uznać za chwyt kabaretowy oswajający to co nieuchronne, to jakoś robi się nieprzyjemnie. I na tym polega sukces przedstawienia Katarzyny Kalwat.



Magda Huzarska-Szumiec
Gazeta Krakowska
30 września 2017
Festiwale
16. Genius Loci