To nie jest spektakl

Konkursowy "Łysek z pokładu Idy" mało ma wspólnego z interpretacją tekstu Gustawa Morcinka. Właściwie nie jest jego żadną interpretacją - nie ma w tym spektaklu ani jednego zdania, które, poza tytułem, pochodziłoby z książki. Historia o ślepnącym koniu, który, ratując życie jednego z górników, zyskuje wolność jest dla twórców jedynie pretekstem do zupełnie innej opowieści

„Łysek z pokładu Idy” w reżyserii Radosława Rychcika swoją premierę miał w Teatrze Nowym w Wałbrzychu, mieście o tradycjach górniczych. Spektakl prezentowany jest na terenie wałbrzyskiego Parku Wielokulturowego Stara Kopalnia, czyli tam, gdzie niegdyś wydobywano węgiel. Podczas katowickich „Interpretacji” wystawienie „Łyska” miało miejsce w na terenach należących niegdyś do KWK Katowice. Czyli kontekst został zachowany.

Budynek dawnej Łaźni świetnie wpisuje się w klimat przedstawienia – stare, odrapane mury dobrze komponują się ze scenografią, którą stanową porozwieszane ‘plakaty’ z wulgarnymi napisami typu „Łysek to ch..”. Jest jeszcze parę świec, krzesło, no i węgiel. Na polu gry znajdują się trzy aktorki, przebrane za szkolne uczennice z dawnych lat – granatowe mundurki, białe rajstopki, ciasno splecione warkoczyki. Zanim rozpocznie się tzw. część właściwa przestawienia, czyli zanim na scenę wkroczy Łysek, dziewczyny coś krzyczą – jakieś daty, miejsca i statystki. Po chwili dociera do nas, że są to daty katastrof górniczych, w których życie straciło dziesiątki, a nawet setki górników. Wiele z nich miało miejsce tu, na Górnym Śląsku. Ale to by było na tyle, jeśli chodzi o temat kopalń i górników. Zaraz po tej przejmującej wyliczance dziewczyny przystępują do kolejnego działania, a właściwie do wygłoszenia swego rodzaju manifestu. Określone zostaje pole działania aktorów, treść przedstawienia oraz jego forma. Dowiadujemy się, że na pewno nie będzie to inscenizacja szkolnej lektury dla jedenastolatków. O czym więc jest wałbrzyski spektakl? O przemocy.

Zanim dziewczyny zaczną wykrzykiwać daty katastrof i skandować swój manifest uczynią gest, będący znakiem przewodnim spektaklu – upokorzą jedną ze swoich koleżanek, przytykając jej do twarzy pluszowego misia. Gest ten będzie – w innej formie – odtwarzany przez cały spektakl. Tylko ofiarą będzie nie koleżanka, a Łysek, który uosabia tutaj wszystkich outsiderów, ludzi słabszych, mniej przebojowe dzieci niż inne. Sam Łysek został tu przedstawiony jak człowiek, mający jednak cechy konia – prycha, galopuje, warczy, a na początku towarzyszy mu maska z końskim łbem.

Trzy dziewczyny – niby niewinne choć miniaturowa długość ich sukienek mówi nam coś innego – włóczą się po lekcjach po niedostępnych, podupadłych terenach poprzemysłowych. W jednej ze swoich kryjówek dręczą jednego ze swoich kolegów. Doprowadzony do ostateczności chłopak chce targnąć się na swoje życie… O tym – najprościej rzecz ujmując – jest spektakl Rychcika. Wszystko jednak nie jest opowiedziane wprost – i to jest siła tego spektaklu, tutaj należy pochwalić reżysera za brak dosłowności.

Znęcanie się nad chłopcem pokazana jest jako wysiłek: szaleńczy bieg bohaterów przez kilkanaście minut, rzucanie węglem o ścianę, rozwalanie drewnianego krzesła bejsbolowym kijem, uderzanie w wypchany worek. Pozbawiony dialogów spektakl, a zaopatrzony w nieliczne monologi staje się kilkudziesięciominutowym zdarzeniem wizualno-dźwiękowym. To raczej performance, sceniczne zderzenie słowa, muzyki i gestu. Z tego chaotycznego zlepku monologów, krzyków, muzyki, biegania i bicia zapadł mi w pamięć jedynie spokojny monolog Łyska, który przypomniał o tym, że życie – jako takie – jest bez sensu i każdy z nas musi sobie ten sens wyszukać lub stworzyć.

Jednak, dlaczego ten spektakl został zaproszony do Katowic? Nie wiadomo. Czy obecność „Łyska…” w programie festiwalu sztuki interpretacji reżyserskiej jest uzasadniona? Obawiam się, że nie. No, bo właściwie co w "Łysku..." zostało zinterpretowane? "Łysek z pokładu Idy" to opowieść, którą wymyślił Radosław Rychcik i być może zinterpretował samego siebie. Jeśli tak, to sam Rychcik powinien być jurorem tego przedstawienia, bo tylko on zna kontekst swojego dzieła.



Marta Odziomek, l: martao, h: mod123
Dziennik Teatralny Katowice
31 marca 2011