To nie jest świat dla starych ludzi

Starość nie jest tematem, o którym się mówi i pisze na pierwszych stronach gazet. Prze lata skutecznie zamieciono go pod dywan. Celebryci i gwiazdy unikają zwierzeń czy rozmów o zmarszczkach, trzecim podbródku czy chorobach, związanych z podeszłym wiekiem. Sposobem na zapomnienie o przykrych oznakach starzenia się są botox, lifting czy fitness. Na szczęście jest jeszcze Nikołaj Kolada, rosyjski dramaturg, który, jak sam mówi, kocha starych ludzi i czyni z nich bohaterów jednej z ostatnich swoich sztuk "Baba Chanel"

Pięć kobiet, które należą do chóru Olśnienie, działającego przy Związku Niewidomych, jest już w słusznym wieku. Jedna skończyła dziewięćdziesiąt lat, druga jest po osiemdziesiątce, trzy kolejne są na emeryturze. Rzucają wszystkie swoje obowiązki, żeby stawić się na czas na próbie chóru, spotkać się, pogadać, poplotkować. Olśnienie jest dla nich całym światem, tam znalazły drugiego człowieka, do którego można gębę otworzyć, pośmiać się czy poprzekomarzać. Choć fałszują niemiłosiernie śpiewają całą duszą i sercem. Żadne z nich artystki czy śpiewaczki, ale to akurat w przypadku Olśnienia nie jest najważniejsze. Liczy się pretekst, żeby zapomnieć o starości, samotności, beznadziejnej codzienności.

To kruche szczęście pięciu bohaterek Kolady nie może jednak trwać wiecznie. Pewnego dnia, w rocznicę 10-lecia istnienia chóru, kiedy to odbywa się biesiada suto zakrapiana wódką, kierownik zespołu Siergiej przyprowadza nowy nabytek. A jest nim znacznie młodsza od pozostałych, nowocześnie ubrana kobieta, która, w przeciwieństwie do reszty, "bierze półtorej oktawy". Siergiej pokłada w niej ogromne nadzieje, śpiewaczka ma być filarem rebrandingu zespołu, czyli zupełnej zmiany repertuaru i choreografii.

A gdzie w tym nowym wizerunku Olśnienia będzie miejsce dla pięciu zniszczonych życiem kobiet, które na dodatek najbardziej lubią występować w strojach ludowych, a z kokosznikami na głowie najchętniej nie rozstawałyby się nigdy? W drugim planie, jako chórek wtórujący nowej gwieździe.

Sztuka Kolady jest opowieścią o przemijaniu, zapomnieniu, zepchnięciu na boczny tor. Za każdym słowem kryje się nostalgia, smutek, żal, bardzo dużo tam duszy rosyjskiej. Pięknie rozpisane są role pięciu bohaterek, każda ma jakąś cechę, która ją wyróżnia. Jedna jest zrzędliwa, druga lubi grać pierwsze skrzypce, najstarsza wciąż przypomina o zmarłych członkiniach zespołu. A ich kierownik, w którym podkochują się skrycie, w stosunku do nich młody i pełen wigoru, to typowy przebiegły karierowicz.

Spektakl w Polonii jest oszczędny inscenizacyjnie. Akcja toczy się głównie wokół stołu, przy którym biesiadują członkinie chóru. Izabella Cywińska zostawiła pole do popisu pięciu aktorkom. Każda rola to perełka. Znakomita jest zwłaszcza Dorota Pomykała jako najstarsza członkini chóru, przygłucha i sklerotyczna, ale jeszcze potrafiąca zawalczyć o swoje. Scena sfingowanej śmierci to majstersztyk. Barbara Horawianka to ciepła, ale bardzo samotna była księgowa, dla której chór jest sensem życia. Maria Maj z wdziękiem i swadą zagrała byłą śpiewaczkę, wyrzuconą z profesjonalnego chóru. Jej hobby to recytowanie wszędzie i zawsze wierszy Cwietajewej i Achmatowej. Sławomira Łozińska zagrała zrzędliwą i gderliwą chórzystkę, która uwielbia plotkować i strofować koleżanki. Elżbieta Jarosik za to jest najbardziej wyciszona z całej piątki, ona łagodzi spory i kłótnie.

Najsłabiej wypada Maria Mamona jako Baba Chanel, jest bezbarwna i nijaka. Tak jakby reżyserce i aktorce zabrakło pomysłu na tę rolę. Nie sposób nie wspomnieć o Przemysławie Bluszczu, który z wdziękiem i z rozpierającą go energią wcielił się w postać kierownika Siergieja.

W finałowej scenie widzimy występ chóru Olśnienie już po rebrandingu. Baba Chanel skacze w rytm nowej aranżacji popularnej piosenki Kalinka. Stare członkinie zespołu próbują niezdarnie naśladować jej ruchy. Ich historia dobiega końca. Niestety nie ma w niej miejsca na happy end.



Kama Pawlicka
Teatr da Was
13 kwietnia 2013
Spektakle
Baba Chanel