To właśnie jest nasza misja

– Ze względu na to, że od 25 lat jestem związany z teatrem muzycznym w Polsce, operowym, operetkowym i musicalowym, mam ogromne kontakty w tym środowisku. W związku z tym jest cała długa lista artystów, którzy chcieliby wystąpić i których ja bym chciał zaprosić. Więc oczywiście będę rozszerzać o te osoby różne koncerty, gale, żeby wiślańska publiczność też zapoznała się z innymi artystami, zarówno śpiewakami, jak i instrumentalistami. Stworzyłem też zespół Arte Viva, który się rozrasta w orkiestrę kameralną. Początkowo był to kwartet z koncertmistrzem Adamem Zającem, potem kwintet i ten zespół będzie coraz większy.

Rozmowa z prezesem Fundacji Arte Viva dr Krzysztofem Korwinem-Piotrowskim na temat Wiślańskiego Festiwalu Opery i Musicalu.

Ryszard Klimczak: W weekend od 11 do 13 lipca odbył się pierwszy Wiślański Festiwal Opery i Musicalu.

Krzysztof Korwin-Piotrowski - Druga odsłona, w czerwcu była pierwsza. Wtedy zaprezentowaliśmy w Sali Balowej Hotelu Gołębiewski recital Zbigniewa Zamachowskiego „Nie tylko o miłości". Była owacja na stojąco, a publiczność zachwyciła się zwłaszcza wykonaniem przeboju „Kobiety jak te kwiaty", „Piosenki o Zielińskiej" i utworu Stinga „Fragile". W kawiarni Patio odbyły się koncerty młodych artystów: Patrycji Gałach „Piosenka jest dobra na wszystko" i wokalistki jazzowej Dominiki Danek, która podczas recitalu „Zakochani", razem z pianistą Bartoszem Lalą, sięgnęła do repertuaru Elli Fitzgerald i Franka Sinatry.

Jaka idea przyświecała w wymyślaniu tego rodzaju propagandy sztuki, w dobrym tego słowa znaczeniu, propagandy sztuki operetkowej i operowej w Wiśle?

– Chciałbym się cofnąć, panie redaktorze, do zeszłego roku, kiedy jesienią razem z moją siostrą Katarzyną byliśmy w Wenecji. Pływaliśmy vaporetto po Canal Grande, zachwycając się zapierającymi dech widokami, mijając statki, gondole i taksówki wodne. Potem na Placu Świętego Marka patrzyliśmy na przepiękne budowle weneckie z gotyckim Pałacem Dożów na czele i postanowiliśmy stworzyć nową fundację. W sercu Wenecji wymyśliliśmy włoską nazwę Arte Viva. Pierwszy człon – to sztuka. W Wenecji jest ogromna ilość zabytków i muzeów oraz galerii sztuki. Drugi człon – żywa. Siostra powiedziała mi: znajdź jakiś termin muzyczny. Zacząłem przeglądać w słowniku i natrafiłem na terminy: vivo czyli żywo. Oboje graliśmy w dzieciństwie i młodości na fortepianie, więc ten termin – podobnie jak adagio (wolno), allegro (szybko) i wiele innych – był nam dobrze znany. Jest też znane włoskie zawołanie: „Evviva l'arte!" czyli „Niech żyje sztuka!". Pomyśleliśmy, że fundacja powinna być stworzona po to, aby realizować takie cele, jak promocja młodych artystów, śpiewaków i instrumentalistów, ale także ludzi sztuki szeroko pojętej. Malarzy, scenografów, młodych reżyserów, bo to wszystko będzie się rozrastać. Ale muzyka powiązana z teatrem, jest dla mnie na pierwszym miejscu.

Po powrocie z Wenecji udaliśmy się do Wisły, odwiedziliśmy pana burmistrza Tomasza Bujoka i powiedzieliśmy, że mamy taką ideę, aby właśnie w Wiśle ożywić amfiteatr muzyką operową, operetkową i musicalową. I pan burmistrz od razu bardzo się tym zainteresował. Sam grał jako organista i pianista. Pochodzi z muzycznej rodziny, to znaczy takiej, gdzie się gra dla przyjemności. To jest bardzo ważne, ponieważ trafiliśmy na dobry grunt, na człowieka, który wie, że muzyka poważna, klasyczna jest bardzo ważna w kształtowaniu gustów odbiorców i nie trzeba było go bardzo przekonywać. Dołączyła do naszego spotkania pani wiceburmistrz Katarzyna Czyż-Kaźmierczak, która przez ostatnie lata była dyrektorką Wiślańskiego Centrum Kultury i też okazało się, że projektem się wręcz zachwyciła. Jednak mówiono mi, że z początku nie będzie łatwo o odbiorców. Wisła kojarzy się głównie z Tygodniem Kultury Beskidzkiej, z mnóstwem wydarzeń promujących folklor, sztukę i kulturę ludową, a nie muzykę operową.

Jakie jeszcze przedsięwzięcia kulturalne odbywają się w Wiśle?

- Jest też Festiwal Słowa im. Jerzego Pilcha „Granatowe Góry", jest dużo innych wydarzeń promujących kulturę wysoką, ale festiwalu operowo-musicalowego nigdy tam nie było, więc wprowadziliśmy muzykę, która chyba pierwszy raz zabrzmiała w Amfiteatrze im. Stanisława Hadyny w Wiśle. Dla mnie to było coś tak cudownego, tak wspaniałego, że ta muzyka rozbrzmiewała prawie w całym mieście, bo Amfiteatr sam w sobie ma fantastyczną akustykę i nawet bez wzmocnienia profesjonalnym sprzętem nagłośnieniowym głosy śpiewaków, wokalistów, jak i dźwięki orkiestry niosą się po mieście, rozbrzmiewają w parku i w okolicznych hotelach, pensjonatach, domach wczasowych. To jest coś pięknego i to ściąga ludzi.

Zauważyliśmy coś takiego, co gdzie indziej może nie miałoby miejsca, że kiedy ludzie słyszeli podczas próby tę muzykę, przychodzili i pytali, kiedy jest koncert i gdzie można kupić bilety? Ludzie, którzy nawet nie wiedzieli, że coś takiego się dzieje w Wiśle, bo nie da się do wszystkich zainteresowanych nagle trafić, mimo iż mieliśmy kilkadziesiąt reklam w Radiu Katowice oraz Telewizji Katowice oraz szeroką kampanię w portalach społecznościowych. Rozprowadziliśmy tysiące ulotek i dziesiątki plakatów. Z moim niezawodnym asystentem Marcinem Bogaczem-Norasem byliśmy osobiście we wszystkich większych hotelach w Wiśle oraz w Ustroniu, a także w sanatoriach. Nagrywaliśmy rolki do internetu w formie filmowej, w różnych kostiumach i wielu miejscach. Podczas pierwszego festiwalu zawsze jest tak, że trafia się też na przypadkowego odbiorcę, który albo się zainteresuje, albo nie. A tych osób, które przychodziły w ostatniej chwili i zasiadały na widowni, było bardzo dużo, kilka razy więcej niż tych, którzy wcześniej zakupili bilety. W związku z tym dla organizatora wydarzenia jest to bardzo trudne, ponieważ nie mieliśmy pewności, czy Amfiteatr się zapełni, ile będzie osób, czy kilkadziesiąt, czy kilkaset. Te nerwy były największe, ale okazało się, że było kilkaset i na „Baśniowym świecie operetki", i na „Gali Kiepurowskiej". To pokazało, że jest potrzeba, aby ten festiwal kontynuować w kolejnych latach. I zastępczyni burmistrza Wisły Katarzyna Czyż-Kaźmierczak, która przemawiała podczas widowisk w piątek i w niedzielę, też podkreślała to, że cieszy się, iż nowe wydarzenie artystyczne, promujące kulturę wysoką, jest w Wiśle. Pytała publiczność, czy chce kontynuowania tego festiwalu, a publiczność z entuzjazmem zareagowała, krzycząc chórem: „Tak, chcemy!". Nie byli to klakierzy, tylko ludzie, którzy świadomie zakupili bilety, usiedli na widowni i siedzieli ponad dwie godziny na gali, i bili brawa długo po każdym utworze. Były takie sytuacje, kiedy razem z Ewą Niewiadomską, współprowadzącą „Galę Kiepurowską", musieliśmy czekać dwie minuty, żeby w ogóle zacząć mówić, ponieważ publiczność tak owacyjnie reagowała na arie, duety, czy inne ansamblowe partie wykonywane przez śpiewaków.
Również dlatego, że były one wzmocnione choreografią.

Wcześniej odbył się „Baśniowy świat operetki" w Żorach...

– Tak, widowisko, które wyreżyserowałem, miało premierę w Żorach w marcu tego roku w Kinie Na Starówce, przy wsparciu Miasta Żory i prezydenta Waldemara Sochy. Nagraliśmy dla TVP3 Katowice program muzyczny – to był półgodzinny skrót. Bardzo pomogła mi przy premierze Jolanta Hrycak, żorska radna i kierownik kina. Sam stworzyłem scenariusz, jadąc do Opery na Zamku w Szczecinie, na premierę „Czarodziejskiego fletu" Mozarta, a wracając na Śląsk pisałem drugą część.

W pociągu?

- Tak. To jest ciekawe, że właśnie w podróży najlepiej mi się pisze takie scenariusze, bo wtedy separuję się od środowiska, od otoczenia, wyłączam się jakby od innych bodźców i nagle pomysły same przychodzą do głowy. Bardzo mnie ciekawiło to, jak publiczność zareaguje na coś tak nietypowego jak widowisko, w którym są różne postacie z wielu operetek na jednej scenie i prowadzą z sobą dialogi, co normalnie – wiadomo, że nie miałoby miejsca. Ale mnie fascynuje temat istnienia w kulturze różnych postaci literackich, które jakby zaczynają żyć własnym życiem. Pisał o tym ciekawie Dominik Bralczyk. Chodzi o fikcyjne postacie, które mają wymiar archetypiczny albo stają się ikonami popkultury. Takich przykładów jest mnóstwo, np.: Tarzan, Kopciuszek, Czerwony Kapturek, Sherlock Holmes. Zajmowałem się tym tematem, pisząc pracę doktorską o Annie Kareninie, która weszła również do kultury światowej w rozmaitych formach dzięki adaptacjom filmowym, telewizyjnym, teatralnym, grafice książkowej czy plakatach, a nawet modzie i biżuterii. Więc w „Baśniowym świecie operetki" chciałem zastosować ten trick, że spotykają się postacie z operetek i musicali, jak na przykład „Zemsta nietoperza", „Wesoła wdówka", „Południowy Pacyfik" czy „Człowiek z la Manchy". Te dialogi są zaskakujące, oczywiście pełne humoru, i wciągają, tak myślę, widza w pewną akcję, ale ta akcja sceniczna nie przytłacza śpiewania. Tak naprawdę to są krótkie scenki dialogowe, a do tego piękne kostiumy – artyści bez przerwy się przebierają. Są śpiewane różne arie, duety, tercety i kwartety oraz tak zwane ansamble, kiedy więcej osób występuje na scenie. Publiczność nagradzała wielkimi brawami śpiewaków: Joannę Szynkowską vel Sęk, Iwonę Tober, Aleksandrę Gawrych, Michała Rygułę, Kacpra Kostrzewskiego i Benedykta Szostoka. Melomani również bardzo docenili muzyków Arte Viva: Adama Zająca, Ewę Zając, Krzysztofa Meisela, Annę Materę i Mateusza Lasatowicza. I tak, jak pan redaktor podkreślił, był ruch sceniczny, była choreografia. Oprócz śpiewaków wystąpili tancerze, soliści baletu, były wykonywane różne tańce, takie jak tango „Por una cabeza" znane z filmu „Zapach kobiety", walc Barbary z filmu „Noce i dnie", polka „TritschTratsch" Johanna Straussa, czy kankan Jacques'a Offenbacha.

I jak na nie reagowała wiślańska publiczność?

- Te tańce również wzbudzały niesamowity aplauz publiczności, co mnie przekonało, że to jest dobra droga, że balet dodawał całości koloru i uatrakcyjniał widowisko. Wystąpili soliści baletu: Sabina Langner, Agnieszka Dwojak i Paweł Tyszkiewicz.

A „Gala Kiepurowska", mimo że nie mieliśmy w niej tancerzy, też była roztańczona, ponieważ repertuar był bardzo mieszany: utwory operowe, operetkowe i piosenki z filmów przedwojennych, a do tego jeszcze pieśni neapolitańskie. Więc to skłaniało do wspólnej zabawy, bo kiedy brzmiały takie utwory jak „Wielka sława to żart" z „Barona cygańskiego" Straussa, to cała publiczność śpiewała razem z solistami. A gdy na bis zaśpiewano „O sole mio", publiczność była zachwycona i cieszę się, że tak spontanicznie odbiorcy reagowali na muzykę, która jest cudowna, i którą przecież znają, bo bardzo dużo było słynnych utworów. Na przykład Habanera z opery „Carmen" Georges'a Bizeta też jest sławna, każdy dorosły człowiek słyszał ją przynajmniej raz w życiu. W związku z tym po Habanerze, wykonanej przez młodą śpiewaczkę Wiktorię Wojdyłę, owacje były kilkuminutowe. To dla tej dziewczyny, która rozpoczyna karierę było czymś niesamowitym. Ona się rozpłakała ze szczęścia, a ja cieszyłem się jako prezes Fundacji Arte Viva, że druga moja idea się spełnia, to znaczy idea promowania młodych, wspaniałych, wyjątkowych artystów, którym bardzo ciężko się przebić, bo konkurencja jest olbrzymia. Byłem jurorem w międzynarodowym konkursie wokalnym Ars et Gloria, który odbył się kilka miesięcy temu w Katowicach i wyławiałem właśnie takie talenty jak pani Wojdyła, która studiowała w klasie profesor Ewy Biegas, dziekan Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Katowicach. Jestem przekonany, że ta dziewczyna może zrobić karierę nie tylko w Polsce, ale powinna podbijać europejskie sceny.

Gwiazdą „Gali Kiepurowskiej" była Edyta Piasecka, której wyjątkowy głos, ogromny repertuar, warunki sceniczne i talent aktorski sprawiają, że zachwyca publiczność w Polsce i na świecie. Jest porównywana do Marii Callas. Cudownie śpiewa mezzosopranem koloraturowym Rosinę z „Cyrulika sewilskiego" Rossiniego, jako sopran liryczny arię Małgorzaty z „Fausta" Gounoda, jako sopran koloraturowy dramatyczny Violettę z „Traviaty" Verdiego. Śpiewa partie belcantowe i lirico-spinto... A do tego świetnie sprawdza się także w operetkach.

Jest jeszcze taki element, który pan wprowadził. Mianowicie w tej gali operetkowej jakby ujęliście trochę dialogów, które niespecjalnie korespondują z dzisiejszymi obyczajami np. sposobu mówienia, doboru tematów i tak dalej, natomiast w „Gali Kiepurowskiej" dołożyliście trochę tych dialogów. Wszystko po to, żeby te postaci były bardziej naturalne, bardziej współczesne, a jednocześnie oczywiście demonstrowały bardzo wysoki poziom artystyczny. Tych, którzy są niechętni na przykład dawnej tradycyjnej operetce, to zbliżyło do swoich upodobań, a w gali operowej tych, którzy opery właśnie nie lubią, między innymi z uwagi na tę sztywność, też przybliżyło, wypośrodkowało i te dwa koncerty moim zdaniem bardzo przekonały publiczność, która najprawdopodobniej będzie to rozgłaszać i robić temu festiwalowi najlepszą reklamę.

– Dziękuję za te słowa. Rzeczywiście zależało mi na tym, ponieważ ja przecież od wielu lat jestem związany z kulturą teatru muzycznego szeroko pojętego. Byłem 15 lat szefem artystycznym Gliwickiego Teatru Muzycznego. Przez trzy lata pracowałem jako koordynator projektu w Teatrze Wielkim w Łodzi i przez sześć lat byłem dyrektorem artystycznym Fundacji im. Bogusława Kaczyńskiego. To doświadczenie zawodowe sprawia, że nauczyłem się wyczuwać to, co powinienem dawać publiczności, żeby była usatysfakcjonowana i jak sprawić, aby nie byli to tylko koneserzy muzyki operowej i z całym szacunkiem seniorzy, których ogromnie szanuję, ale chciałbym, żeby także ludzie młodsi mieli jakąś radość z uczestniczenia w tych wydarzeniach. Mam wrażenie, że taka forma, która nie pokazuje tradycyjnej operetki od A do Z, czasem ze zbyt długimi dla młodych ludzi, zbyt sztucznymi scenami dialogowymi, komediowymi, trącącymi myszką albo sztampą, otwieramy się na widza młodszego, który lubi show, lubi widowisko. Staramy się zapewnić im atrakcję. I przez to, że jest także różnorodność repertuaru i w jednej, i w drugiej gali, to jesteśmy, myślę, bliżej takiego szerszego odbiorcy, bo przecież zależy nam na tym, żeby sala była pełna, żeby publiczność, która słucha retransmisji tych wydarzeń w Radiu Katowice i ogląda retransmisję w Telewizji Katowice, także była zadowolona i żeby zobaczyła, że takie widowiska z muzyką klasyczną mogą ludzi wprowadzić w miły nastrój. Kiedy się słucha takiej muzyki, serce rośnie. Do tego jeszcze w tak znakomitym wykonaniu.

Właśnie. Na jakiej zasadzie wybieraliście solistów do jednego i do drugiego projektu?

– Jeśli chodzi o „Baśniowy świat operetki", bazowałem na młodych studentach i absolwentach Akademii Muzycznej w Katowicach, aby oni też się przekonali do gatunku operetkowego, że to jest dla nich i żeby publiczność miała radość patrzenia na młodych ludzi, słuchania ich pięknych głosów i radość ze wspólnej zabawy. Bo ci młodzi ludzie nie mają żadnej sztampy, oni są naturalni w tym, co robią. Oni ogromnie chcą zaistnieć, zabłysnąć i robią wszystko, aby publiczność była zadowolona, Są to osoby z wielkimi talentami. Ja po prostu mam pewną zasadę, że chcę pomagać młodym ludziom, ale nie wszystkim i nie za każdą cenę, to znaczy pewne zasady muszą być spełnione, czyli to muszą być ludzie, którzy świetnie śpiewają, a do tego jeszcze powinni mieć talent aktorski, powinni się dobrze ruszać na scenie i powinni mieć pewną swadę, więc to nie jest łatwe dla takich ludzi, którzy nie mieli dotąd za dużo kontaktu ze sceną. Jednak najczęściej oni sobie świetnie radzą. Aleksandra Gawrych, cudowny głos – sopran liryczny, Kacper Kostrzewski, baryton, który już na scenach operowych występuje, czy Benedykt Szostok, dobrze odnajdujący się też w repertuarze musicalowym. A tenor Michał Ryguła występuje w Mazowieckim Teatrze Muzycznym imienia Jana Kiepury w Warszawie. Więc to są ludzie, którzy już coś mają za sobą i przed sobą bardzo dużo. Kolejne osoby to gwiazdy, jedna to Iwona Tober z Warszawy, która zaczynała karierę jako solistka w Zespole Pieśni i Tańca „Mazowsze" i ma duży talent, była gwiazdą wielu festiwali, imienia Kiepury w Krynicy-Zdroju, imienia Krystyny Jamroz w Busku-Zdroju. Promował ją Bogusław Kaczyński. Robi duże wrażenie, jest też świetną tancerką, występowała na kilku kontynentach. A Joanna Szynkowska vel Sęk z Poznania to jedna z moich ulubionych artystek, która debiutowała w Gliwickim Teatrze Muzycznym, jest gwiazdą, ma piękny czysty głos sopranowy z koloraturą, dużą skalę, niesamowity wdzięk, urok sceniczny, wielki talent aktorski, komediowy, więc idealnie wpasowuje się w takie widowisko operetkowe.

Z tego, co obserwowałem, to sami śpiewacy, aktorzy odbierali ogromną energię od widowni. Nie tylko cieszyło to, iż widownia jest zaangażowana, śpiewa, kiwa się, wstaje, jest ciepła i przyjazna, ale również dlatego, że tego się nie praktykuje ani w operetce, ani w operze. Widownia ma siedzieć, słuchać, co jest oczywiście dla koneserów jasne, ale w dzisiejszych czasach wydaje mi się, że szukamy coraz więcej i projektujemy takie przedstawienia, żeby właśnie w ten sposób angażowały publiczność.

– Ten temat, którego pan redaktor dotknął, jest niesłychanie istotny i to jest to, o czym mówiliśmy, o co zabiegał burmistrz Tomasz Bujok, żeby publiczność była wciągnięta w akcję, więc ona napędza śpiewaków, w ogóle wszystkich artystów występujących na scenie. I odwrotnie – ci artyści, którzy dają z siebie wszystko, naprawdę na 100% śpiewają, grają, sprawiają, że publiczność jest zachwycona, rozentuzjazmowana, bo czuje, że to nie jest żadna chałtura, tylko ci artyści, którzy przyjeżdżają z różnych stron Polski, występujący na wielu innych wspaniałych scenach muzycznych w kraju i za granicą, oni tę publiczność szanują, oni się cieszą, że wystąpili w Wiśle. Ja też nie przypuszczałem, że będzie aż tak entuzjastyczny odbiór publiczności, że właściwie każdy utwór kilkuminutowy kończył się wielkimi brawami, po prostu tak gorącymi, zarówno w piątek, a w niedzielę chyba nawet jeszcze gorętszymi, że to wszystkich zaskoczyło . Śpiewacy mówili, że to jest absolutnie wyjątkowa publiczność, że takich reakcji nie było w operach w Polsce i na innych festiwalach. To świadczy o tym, iż ten festiwal będzie się rozrastać i ta publiczność wróci, na pewno wróci, bo była zachwycona.

W „Gali Kiepurowskiej" udało mi się zebrać crème de la crème, jeśli chodzi o śpiewaków. Wspomniałem już o Edycie Piaseckiej, którą niedawno podziwiałem w partii Królowej Bony na dziedzińcu arkadowym Zamku Królewskiego na Wawelu w „Bonie Sforzy" Zygmunta Krauzego, prezentowanej przez Operę Krakowską. Była absolutną gwiazdą i królową sceny. I tuż po tym spektaklu przyjechała do Wisły, i zabłysnęła wspaniale. Jej głos jest fenomenalny. Artystka jest obecnie u szczytu swojej kariery. Wystąpiła w repertuarze operowym i operetkowym, i absolutnie zachwyciła publiczność. Kolejne osoby to Ewelina Szybilska, gwiazda Opery Śląskiej, która kilka lat temu w Warszawie otrzymała Teatralną Nagrodę Muzyczną imienia Jana Kiepury jako najlepsza śpiewaczka operowa. Jej mąż Łukasz Gaj wcielił się fantastycznie w Jana Kiepurę. Ma wspaniały głos, bogaty repertuar i temperament oraz talent aktorski. Duże brawa zebrał też baryton Kamil Zdebel, który jest gwiazdą Opery Śląskiej i występuje z sukcesami w Operze Narodowej w Warszawie. Absolutnie zachwycił publiczność chiński tenor Mingxuan Chen, który zaśpiewał po polsku arię Jontka „Szumią jodły na gór szczycie" z „Halki" Moniuszki i arię chińskiego księcia Su Czonga „Twoim jest serce me".

Skąd on się pojawił na tym festiwalu, w tym spektaklu?

– Ja poznałem Chena w zeszłym roku. Byłem zaproszony na Międzynarodowy Konkurs Wokalny imienia Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju. Wręczałem tam nagrody Fundacji Arte Viva wybitnej sopranistce Monice Radeckiej, która już jest gwiazdą Opery Wrocławskiej, oraz chińskiemu barytonowi Lantao Li, który także zaczyna międzynarodową karierę. Tam usłyszałem też Mingxuana Chena. Byłem niezadowolony z tego, że jury go nie doceniło tak jak należy, ale za to w Krakowie został bardzo doceniony, ponieważ otrzymał nagrodę specjalną ZASP-u „za szczególną osobowość artystyczną" na Międzynarodowym Festiwalu Operetkowo-Musicalowym z rąk Wiesława Ochmana, jednego z najsłynniejszych tenorów świata. Maestro Ochman śpiewał przez kilkanaście lat na scenie Metropolitan Opera w Nowym Jorku. W związku z tym zaprosiłem Chena i ogromnie się cieszę, ponieważ stał się gwiazdą wieczoru.

Jest jeszcze do tego bardzo kontaktowy, bardzo uśmiechnięty, na luzie traktuje swoje poważne występy, ale to wszystko jest skierowane do publiczności i dla publiczności.

– Tak, on kocha scenę, kocha publiczność, uwielbia to, co robi i daje z siebie wszystko. On śpiewa sercem, on się wzrusza, repertuar ma bardzo bogaty, od operowego przez operetkowy, aż po piosenki współczesne, które też uwielbia śpiewać. I to również wzbudza zachwyt publiczności, jak na przykład zaśpiewał „Parla piu piano" do muzyki Nino Roty z filmu „Ojciec chrzestny". To był moment bardzo wzruszający dla odbiorców.

Czy będziecie w następnych edycjach, czyli przy okazji następnych występów, dobierać jeszcze, czy rozszerzać zespół? Czy to już będzie komplet, przynajmniej na razie, w tym zakresie, jaki jest? Czy się to nie zmieni?

– Ze względu na to, że od 25 lat jestem związany z teatrem muzycznym w Polsce, operowym, operetkowym i musicalowym, mam ogromne kontakty w tym środowisku. W związku z tym jest cała długa lista artystów, którzy chcieliby wystąpić i których ja bym chciał zaprosić. Więc oczywiście będę rozszerzać o te osoby różne koncerty, gale, żeby wiślańska publiczność też zapoznała się z innymi artystami, zarówno śpiewakami, jak i instrumentalistami. Stworzyłem też zespół Arte Viva, który się rozrasta w orkiestrę kameralną. Początkowo był to kwartet z koncertmistrzem Adamem Zającem, potem kwintet i ten zespół będzie coraz większy. Orkiestra Arte Viva wystąpi 23 sierpnia w Pałacu Baranowice w Żorach w „Gali Wiedeńskiej", którą przygotowujemy wspólnie z Telewizją Polską. Będziemy realizować ją dużym wozem transmisyjnym Telewizji Katowice.

Jest pan pomysłodawcą, scenarzystą i reżyserem tego wydarzenia.

Tak. Pół roku temu przekonałem prezydenta Żor Waldemara Sochę, aby wsparł ten projekt. Otrzymałem też rekomendację od dyrektora Telewizji Katowice Rafała Kurowskiego. Nawiązałem współpracę z Miejskim Ośrodkiem Kultury w Żorach, dyrektorem Damianem Halmerem i panią dyrektor Joanną Fudali, która zarządza wspaniale Pałacem Baranowice. W gali wystąpią śpiewacy, których już prezentowałem w Wiśle: Joanna Szynkowska vel Sęk, Iwona Tober, Aleksandra Gawrych, Michał Ryguła. Ale w Johanna Straussa wcieli się wybitny ukraiński skrzypek, prawdziwy wirtuoz Maryan Lomaha. Gala będzie realizowana z okazji 200. rocznicy urodzin Straussa, która właśnie przypada w tym roku. Zostanie połączona z krótką inscenizacją.

Pszczyna była w zaborze austro-węgierskim, a Żory w zaborze pruskim. Cesarz Franciszek Józef I był w zamku w Pszczynie. My zabawimy się trochę historią i w Żorach pojawi się jego żona, cesarzowa Sisi razem z Johannem Straussem i jej węgierskim powiernikiem Gyula Andrassym. I właśnie będzie wielka feta na cześć Straussa w Baranowicach. Plenerowa gala zostanie połączona z Piknikiem Śląskim, czyli Ślązacy i Ślązaczki w strojach ludowych będą witać cesarzową chlebem i kołoczem śląskim, a ona, żeby się odwdzięczyć, wręczy tort Sachera i strudel. Więc to będzie symboliczne powiązanie kultury wiedeńskiej z kulturą śląska i wspólne śpiewanie 200 lat dla Straussa z udziałem Zespołu Ludowego Baranowice i Zespołu Pieśni i Tańca Sari.

Czy w najbliższej przyszłości, czy w troszeczkę dalszej przyszłości scenariusz będzie ewoluował na następne pomysły, następne zespoły, być może następnych solistów i inne tematy?

– Tak, oczywiście. Natknąłem się w Internecie na zdjęcia z Narodowego Archiwum Cyfrowego, pokazujące Jana Kiepurę w Wiśle, jak był witany kwiatami na dworcu kolejowym. Kolejne zdjęcie pokazuje Kiepurę w zamku w Wiśle na audiencji u prezydenta RP Ignacego Mościckiego, dla którego ten zamek został zbudowany przez Ślązaków. To skłoniło mnie do współpracy z Regionalnym Instytutem Kultury im. Wojciecha Korfantego w Katowicach, który jest instytucją kultury samorządu województwa śląskiego. Od razu zadzwoniłem do pani dyrektor Doroty Pociask-Frącek, która natychmiast zachwyciła się pomysłem. Wspólnie z Instytutem Korfantego zrealizowaliśmy, z moim asystentem i aktorem, filmowcem Marcinem Bogaczem-Norasem, krótki happening na balkonie Domu Zdrojowego w Wiśle. Nawiązaliśmy do daty 19 lipca 1936 roku, kiedy to Kiepura przybył do Wisły Luxtorpedą, czyli specjalnym wagonem motorowym, osiągającym zawrotną prędkość 130 km na godzinę.

Jak na te czasy też nie jest wolno.

– Zgadza się. Mieliśmy podczas inscenizacji różne osoby. Był gliwicki aktor Jerzy Gościński jako prezydent Mościcki, Łukasz Gaj jako Kiepura. Wystąpiły panie: przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich w Wiśle Głębce, Gabriela Nawrocka oraz Barbara Kędzior, która jest radną miejską w Wiśle. Witały Mościckiego i Kiepurę chlebem i miodem, były w pięknych strojach regionalnych. Przewodniczący Rady Miasta, pan Janusz Podżorski wcielił się w przedstawiciela społeczności wiślańskiej, Marcin Bogacz-Noraz był Mistrzem Ceremonii, a ja – Wojskowym. Więc odegraliśmy tę scenkę na balkonie, pięknie udekorowanym przez Marcina i to się bardzo spodobało. Powtórzyliśmy ją w Amfiteatrze w ramach „Gali Kiepurowskiej".

W przyszłym roku zrealizujemy dużą „Galę Kiepurowską", która będzie połączona z inscenizacją historyczną. Spróbujemy odtworzyć to, co się zdarzyło 90 lat temu. Będziemy witać Kiepurę na dworcu w Wiśle z przedstawicielami miasta i dziećmi w strojach ludowych. Będzie krótki występ na dworcu, później wspaniały korowód, który razem z orkiestrą dętą będzie szedł deptakiem aż do Placu Hoffa, pełniącego funkcję rynku.Tam będzie krótki występ. Później przejdziemy do Parku Kopczyńskiego, do fontanny, gdzie jest pomnik wiślańskiej dziewczyny, pomnik źródeł Wisły. Tam wsiądzie do gondoli Kiepura i zaśpiewa słynną arię z operetki „Noc w Wenecji" Johanna Straussa. Tam będą też krótkie występy i później korowód ruszy razem z publicznością w stronę Amfiteatru. Tam już będzie druga część, czyli koncert galowy, operetkowy w połączeniu z piosenkami z filmów międzywojennych.

Pomysł piękny, myślę, że przyszłościowy absolutnie, bo brakuje czegoś takiego przynajmniej w naszym kraju. A jak widać, jest potencjał publiczności, która wymaga właśnie takiego środka pomiędzy operą a operetką, która z największą chęcią przyjdzie. I nie tylko z danego miasta, ale nawet specjalnie będą przyjeżdżać widzowie z innych miast, żeby wzbogacić się o tego rodzaju przeżycia.

– Tak, więc z Instytutem Korfantego właśnie prowadzę zaawansowane rozmowy w tym kierunku, aby to wydarzenie było wspólnie realizowane. Cieszę się, że taka szacowna instytucja włączyła się w Wiślański Festiwal Opery i Musicalu.

Jakie są i gdzie są planowane najbliższe koncerty? Najbliższy jest w Żorach oczywiście, ale czy macie już zaplanowane następne wydarzenia?

– Tak, najbliższe, czyli:
- 23 sierpnia o 18.00 „Gala Wiedeńska" na 200. urodziny Straussa w Żorach na terenie Pałacu Baranowice, który jest przepięknie odrestaurowany jako perła architektury. Gala będzie poprzedzona Piknikiem Śląskim od 15.00.
- Kolejny koncert w Żorach, tym razem w Kinie Na Starówce 24 października o 18.00, z okazji Europejskiego Dnia Seniora. To będzie spektakl muzyczny „Ordonka. Miłość ci wszystko wybaczy" z udziałem Marii Meyer, gwiazdy chorzowskiego Teatru Rozrywki, z pięknymi piosenkami z okresu międzywojennego. I będzie też przedstawiona wzruszająca historia Hanki Ordonówny, która przecież była słynną piosenkarką kabaretową, ale też świetną aktorką filmową, a w czasie II wojny światowej wędrowała z armią Andersa przez Azję i zajmowała się dziećmi. Dziesiątkami, setkami wręcz dzieci, które były sierotami. Ona całkowicie poświęciła tym dzieciom. To piękna, wzruszająca historia. Dzieci ją pokochały. I właśnie ze względu na to, że akurat w tym roku jest 75. rocznica śmierci Ordonki, chciałbym przypomnieć tę postać.

Może przynajmniej w części będzie też skierowana do dzieci właśnie ta historia.

– Tak, ona zmarła w 1950 roku w Bejrucie. Więc warto przywołać jeszcze postać Ordonki, a Maria Meyer wspaniale ją kreuje. Będzie jej towarzyszyć zespół muzyczny pod kierunkiem Ewy Zug. Kolejne plany są powiązane z innymi polskimi miastami, takimi jak Toruń i Płock. Ale na razie nie chcę więcej zdradzać, ponieważ rozmowy są w toku.

W takim razie bardzo życzę, po tym, co oglądałem w Wiśle, żeby wam ten sposób otwarcia się na publiczność jak najbardziej udał, żeby chwycił, żeby się to mogło dziać w całej Polsce, w różnych podobnych miejscach jak Wisła czy Żory. I też żebyście trochę więcej dostawali na to pieniędzy. Zapytam też na koniec, kto jest partnerem tego przedsięwzięcia?

– Wiślański Festiwal Opery i Musicalu realizujemy jako Fundacja Arte Viva razem z Miastem Wisła i Wiślańskim Centrum Kultury. Jestem bardzo wdzięczny burmistrzowi Tomaszowi Bujokowi i zastępczyni burmistrza Katarzynie Czyż-Kaźmierczak oraz dyrektorce WCK Annie Łupieżowiec i pracownikom tej instytucji, którzy działają z pełnym poświęceniem. Naszym wspaniałym partnerem jest Hotel Gołębiewski Wisła z dyrektorem Jarosławem Brożyną na czele. Wspomagał mnie Ireneusz Pilch, manager Działu Realizacji Wydarzeń. Odbył się tam koncert Zbigniewa Zamachowskiego i były kameralne recitale z udziałem różnych artystów, tych rozpoczynających karierę, i tych trochę starszych. W lipcu w ramach klubu festiwalowego wystąpili: Bartek Świtacz, Bartosz Lala, Jolanta Mazoń i Adam Mazoń – świetne osoby, które prezentowały piosenki estradowe i to też miało miły odbiór. Kolejnymi naszymi partnerami są: Spółdzielnia Socjalna Wisła Otwarta Turystycznie z prezes Katarzyną Wantulok, Telewizja Katowice i Polskie Radio Katowice. Jestem bardzo wdzięczny dyrektorowi Rafałowi Kurowskiemu i sekretarz programu Joannie Frydrych. Relacje z festiwalu nagrywał Paweł Grucza. Dziękuję redaktor naczelnej Radia Katowice Ewelinie Kosałce-Passi i zastępczyni redaktor naczelnej do spraw kultury – Ewie Niewiadomskiej, która współprowadziła ze mną „Galę Kiepurowską". Patronem medialnym jest Dziennik Teatralny i dziękuję Panu Redaktorowi Ryszardowi Klimczakowi za przychylność. Mamy coraz więcej takich głosów, że warto realizować ten projekt, który się rozszerza. „Galę Wiedeńską" realizujemy wspólnie z Miastem Żory i Miejskim Ośrodkiem Kultury w Żorach oraz Pałacem Baranowice. Jest współorganizowana przez TVP 3 Katowice, więc myślę, że jest to też budowanie prestiżu wydarzenia ze względu na to, że regionalne media bardzo nas wspierają. Ale też ogromnie się cieszę, że poznałem wspaniałych ludzi z Wisły, którzy pomagali nam przy festiwalu. To wspomniana już Gabriela Nawrocka, przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich, Halina Kubaczka – wiceprezes Wiślańskiej Akademii Aktywnych, Agnieszka Suszka z wiślańskiego MOPS-u i Przybysław Przybyła z Centrum Informacji Turystycznej w Wiśle. Tych osób jest coraz więcej. Bezcenna dla mnie była współpraca z moim asystentem Marcinem Bogaczem-Norasem, który pomagał mi w promocji, pisaniu scenariuszy, negocjacjach, reżyserii, nawiązywaniu kontaktów i wielu innych sprawach. Jestem wdzięczny za fachowe menedżerskie rady mojej siostrze Katarzynie Zieniewicz. Moja mama Barbara Penderecka-Piotrowska wspierała mnie na każdym etapie.

Bardzo życzę, żeby wszystkie te projekty, wszystkie plany i ta olbrzymia popularność, którą już ma ten festiwal i oczywiście zamierza mieć, żeby się to wszystko spełniło pod pańskim kierownictwem w Arte Viva, żeby Arte Viva stała się takim wiodącym organem, który propaguje tego rodzaju muzykę w całej Polsce, która właściwie niezależnie od tego, co powiemy, czy opera utrzymuje się na dawnym poziomie popularności, czy nie, żeby jednak ciągle trzymać ją na jak najwyższym poziomie artystycznym, ale również jak najbliżej ludzi.

– Narodowe Centrum Kultury niedawno opublikowało wyniki badań statystycznych nad odbiorem kultury w Polsce i to mnie załamało, ponieważ udział, uczestnictwo Polaków w wydarzeniach związanych z muzyką poważną, klasyczną, udział w wydarzeniach organizowanych w filharmoniach i teatrach operowych w Polsce jest na ostatnim miejscu. I to pokazuje, że jest jeszcze dużo do zrobienia, dlatego nie można się poddawać, wręcz przeciwnie. To właśnie jest nasza misja, że możemy wykonywać ciągle taką pracę u podstaw, żeby nie było zalewu szmiry i disco polo. Jeśli na przykład taka muzyka wchodzi do opery, co się zdarzało, w Operze i Filharmonii w Białymstoku, czy w Teatrze Wielkim w Łodzi, to było dla mnie żenujące, bo są inne miejsca do prezentowania tego typu kultury. Natomiast naszym obowiązkiem jest promocja wysokiej kultury i powinny ją bardziej wspierać organy regionalne i ogólnopolskie, Ministerstwo Kultury i samorządy, bo bez ich wsparcia ta kultura wysoka umrze. Ona musi mieć dotacje. To jest według mnie obowiązek, żeby takie wydarzenia wspierać!

I tego bardzo serdecznie życzę Panu, pańskiej Arte Viva i całemu temu światu operowo-operetkowemu.

– Dziękuję bardzo.

A przede wszystkim życzę publiczności, żeby dostawała takie ciasteczka do skonsumowania jak Wiślański Festiwal Opery i Musicalu.

– Bardzo mi było miło.

Dziękuję za rozmowę.
__

Dr. Krzysztof Korwin-Piotrowski - prezes i dyrektor artystyczny Fundacji Arte Viva, zajmującej się produkcją i realizacją widowisk, koncertów, spektakli, festiwali i wystaw, promocją i wspieraniem młodych artystów, nagraniami audiowizualnymi i podcastami oraz wydawaniem książek. Pomysłodawca i dyrektor artystyczny Wiślańskiego Festiwalu Opery i Musicalu w Wiśle od 2025 roku. Został uhonorowany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis". Krzysztof Korwin-Piotrowski jest krytykiem teatralnym i muzycznym, scenarzystą, reżyserem oraz producentem telewizyjnym i teatralnym, doktorem nauk o kulturze, teatrologiem, dziennikarzem, menedżerem kultury, kuratorem wystaw, komentatorem muzycznym i konferansjerem. W 2024 roku napisał książkę „70 lat Opery Krakowskiej według Wandy" – pierwszą na świecie publikację o historii teatru operowego, ujętą w formie epickiej. Jest również autorem koncepcji wystawy „Bogusław Kaczyński – świat opery, baletu i operetki" w Teatrze Wielkim w Łodzi (30 grudnia 2024 – 9 marca 2025). W listopadzie 2023 roku obronił z wyróżnieniem rozprawę doktorską „Twarze Anny Kareniny w wybranych adaptacjach filmowych i teatralnych" na Wydziale „Artes Liberales" Uniwersytetu Warszawskiego. Jest absolwentem teatrologicznych studiów magisterskich na Uniwersytecie Jagiellońskim i podyplomowych studiów zarządzania kulturą (tamże). Jako dziennikarz i recenzent współpracuje z Dziennikiem Teatralnym, portalem muzycznym orfeo.com.pl, Miesięcznikiem Społeczno-Kulturalnym „Śląsk", „Dziennikiem Zachodnim", wortalem Instytutu Teatralnego e-teatr.pl i amerykańskim portalem Opera Wire. Jest autorem kilkuset publikacji publicystycznych.



Ryszard Klimczak , Michalina Skwara
Dziennik Teatralny
26 lipca 2025