Tonący statek

"Przygody Sindbada Żeglarza" Bolesława Leśmiana w adaptacji Andrzeja Rychcika i w reżyserii Jarosława Kiliana to ostatnia premiera sezonu polskiego w Teatrze Muzycznym w Gdyni.

Młody podróżnik przemierza krainy bliskiego wschodu i Afryki, spotyka niezwykłych mieszkańców, stawia czoło rybom piłom, ucieka przed ludożercami, aż w końcu znajduje miłość swojego życia. Całość rozgrywana jest w niezwykłej scenerii autorstwa Jarosława i Adama Kilianów z wbudowanym w widownię statkiem, imitującą morskie fale płachtą materiału, pokaźnych rozmiarów słoniem, a do tego pięknymi i orientalnymi kostiumami.

Baśń trafiła na scenę po dokonaniu niezbędnych skrótów i uproszczeń, dzięki czemu całość jest zrozumiała oraz atrakcyjna dla młodego widza. Niestety pracy Rychcika nie wykorzystali pozostali twórcy, z reżyserem i autorem muzyki na czele.

W spektaklu zabrakło energii, która niosłaby bohaterów. Większość scen rozgrywanych jest w wolnym tempie, duża w tym zasługa statycznej muzyki Grzegorza Turnaua, ale też ograniczonej inwencji Kiliana, który nie wykorzystał technicznych i osobowych możliwości gdyńskiej sceny.

W muzycznym marazmie ginie zespół jako całość, a w scenach zbiorowych odśpiewany tekst bywa niezrozumiały. Zawodzi bezbarwny Andrzej Śledź w roli kapitana, nie najlepiej wypada Paweł Czajka, jako tytułowy Sindbad. Co prawda aktor prezentuje świetne przygotowanie wokalne, ale zabrakło mu charyzmy i młodzieńczej fantazji. Bez zarzutu radzą sobie z kolei panie. Wzbudza niepokój czarny charakter, czyli Diabeł Morski w wykonaniu Reni Goławskiej, bawi w trzech odsłonach Anna Urbanowska. Grana przez nią Najdroższa zarysowana została zbyt grubą kreską, ale Piruza oraz Arkela to baśniowe i pełne kolorytu postaci.

Twórcy nie do końca obdarzyli widzów zaufaniem. Ich uwagę próbują przyciągnąć współczesnymi akcentami, które niestety odstają od całości - jest więc przywoływana Gdynia, odliczanie a'la Kaszpirowski czy koło ratunkowe z emblematem Teatru Muzycznego.

Jednak tym razem zespół Muzycznego nie uratował tonącego.



Piotr Sobierski
Teatr Pismo
30 czerwca 2014