Tożsamość Gillesa
'Małe zbrodnie małżeńskie' Erica-Emmanuela Schmitta, wystawione na scenie krakowskiego Teatru Bagatela, w interesujący sposób wykorzystują ograny motyw literacki.Motyw amnezji stającej się udziałem głównego bohatera, utraty pamięci o przeszłości i sobie samym, to jeden z bardziej wyeksploatowanych konceptów literackich. Przystający raczej literaturze bardzo popularnej, jak 'Tożsamość Bourne'a' Roberta Ludluma niż literaturze wyższego rzędu. Dlatego - gdy tylko w pierwszej scenie spektaklu 'Małe zbrodnie małżeńskie' Erica-Emmanuela Schmitta, wystawionego przez Ewę Marcinkównę na Scenie na Sarego krakowskiego Teatru Bagatela, padły słowa o amnezji - miałem ochotę wstać i wyjść. Na widowni zatrzymało mnie tylko poczucie obowiązku teatralnego recenzenta. Ale - jak się okazało - pozostając postąpiłem słusznie. I to nie tylko dlatego, że program telewizyjny był tego wieczoru mało interesujący. 'Małe zbrodnie małżeńskie' zaczynają się jak każdy klasyczny tekst o amnezji. Bohater (po wypadku) stara się odzyskać pamięć, czyli - samego siebie. To proces niekiedy przerażający (jak choćby we wspomnianej już 'Tożsamości Bourne'a'), niekiedy fascynujący. Gilles, bohater dramatu Schmitta, lęka się, że może przypomnieć sobie coś, o czym wygodniej byłoby nie pamiętać. Ale, jak sam stwierdza, równocześnie oddaje się rozkoszy stwarzania na nowo przez kobietę, którą kocha. Bo przewodnikiem Gillesa po odzyskiwanej przeszłości jest jego piękna żona, Lisa. Ale autor sztuki, francuski pisarz Eric-Emmanuel Schmitt, autor m. in. legendarnej powieści 'Oskar i pani Róża', nie zdobyłby zapewne światowej sławy, gdyby ograniczał się do tak banalnych konceptów. W jego tekście nic nie jest takie, jakim się wydaje. Sztuka obfituje w kolejne, coraz bardziej zaskakujące zwroty akcji, stając się opowieścią o grze, czy może raczej walce, jaką toczy ze sobą dwoje kochających się i nienawidzących zarazem ludzi. Zyskujących szansę na odnowienie, zbudowanie na nowo swego związku, a jednocześnie nie potrafiących się uwolnić od przeszłości, która wcale nie została zapomniana. Reżyserce, Ewie Marcinkównie, i aktorom (Paulina Napora, Marcel Wiercichowski) udało się wydobyć z doskonale napisanego tekstu wszystkie niuanse. Powstał spektakl, zgodnie z intencjami autora, chwilami zabawny, chwilami zaskakujący, skłaniający do myślenia. Bo także w życiu każdego z nas nie wszystko jest takim, jakim się wydaje. 'Małe zbrodnie małżeńskie' w reż. Ewy Marcinkówny w Teatrze Bagatela w Krakowie.
Włodzimierz Jurasz
Gazeta Krakowska
20 października 2006