Tożsamość w klatce

"Kompleks Portnoya" to najsłynniejsza powieść Philipa Rotha, pisarza uznawanego za jednego z najważniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich. Jej sceniczna wersja przygotowana przez warszawski Teatr Konsekwentny znalazła się w programie Kontrapunktu i jak sądzę, jej twórcy bez nagród ze Szczecina nie wyjadą

Spektakl został wyreżyserowany przez Adama Sajnuka i Aleksandrę Popławską i choć został dla potrzeb przeglądu, nieco skrócony, te niezbędne cięcia nie zaszkodziły jego wymowie.  Portnoy (grany przez samego Sajnuka) to postać symboliczna. To młody człowiek, który broni się przed opresyjną nadopiekuńczością matki (Monika Mariotti) i rygorami religijnymi, które narzuca mu ojciec (Bartosz Adamczyk) Obsesyjnie analizuje swoją tożsamość, szukając możliwości wyzwolenia z destrukcyjnego schematu. Swe doświadczenia opowiada psychoanalitykowi, budując ze swej historii uniwersalny przekaz. Jest Żydem, ale jest też przede wszystkim synem, który nie ma prawa się buntować. Kiedy mówi ojcu „to że to jest twoja religia, nie oznacza że będzie moja” natrafia na brak zrozumienia i wręcz pogardę. Człowiek niewierzący jest przecież nikim.

Adam Sajnuk gra bardzo sugestywnie. Tworzy takiego Portnoya, któremu współczujemy i staramy się docenić jego postawę. Ta kreacja bezsprzecznie jest najistotniejszą wartością spektaklu, ale także pozostali aktorzy spełnili swe zadanie bezbłędnie. Anna Smołowik wcielająca się w postać siostry tytułowego bohatera oraz jego kolejne kochanki, przebiera się i upiększa przed lustrem, zmienia fryzury i makijaże, przeobrażając się na oczach publiczności …

W scenograficznej konstrukcji przedstawienia ważną rolę odgrywają drzwi. Są zamykane, otwierane, uchylane. Portnoy próbuje uciec przed rodzicami do zacisza toalety, przekręcając klucz, ale ten azyl, jest błyskawicznie poddany szturmowi nieufnej matki. Jej syn powinien natychmiast przyznać się, co chciał ukryć. Musi udowodnić, że jest niewinny … Drzwi miały mu zapewnić tak potrzebną intymność, ale matka domaga się ich otwarcia. Aleks musi oczywiście ustąpić.... Nie może się odizolować i choć na chwilę uwolnić od nakazów i obyczajów, które przekazują mu rodzice. Niczym w szklanej klatce jest wciąż obserwowany i poddawany kontroli. Partnerki, które poznaje w doroślejszym życiu (z Małpeczką na czele), nie dają mu satysfakcji, której oczekiwał. Lecząc swoje kompleksy traktuje je źle, egoistycznie. Wciąż gdzieś z tyłu za nim stoi matka, która zdominowała jego życie nieodwołalnie (na początku i końcu spektaklu pojawia się scena czułego pocałunku łączącego oboje). Mimo wszystko Portnoy zachowuje jednak prawo do własnego samookreślenia. W finale przedstawienia mówi wyraźnie - „Jestem Żydem” ...



Radi
wszczecinie.pl
14 kwietnia 2011
Spektakle
Kompleks Portnoya