Tożsamość Wani

Pokaz "Wujaszka Wani" Antoniego Czechowa w inscenizacji Lva Dodina (Mały Akademicki Teatr Dramatyczny-Teatr Europy, St. Petersburg) zainaugurował 17. Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" w Katowicach.

Przedstawienie przypomniało nam teatr, który odchodzi w zapomnienie. Dający wybrzmieć każdej kwestii i każdej myśli w niej zawartej, każdemu ważnemu gestowi. Pozwalający śledzić tok akcji bez pośpiechu, a nawet w pewnym spowolnieniu. Budowanie dramaturgii przez mistrza Czechowa, której reżyser pozostaje wierny, daje odbiorcy czas na poznanie niuansów relacji pomiędzy bohaterami. Stopniowo odsłania to, co tkwi głębiej niż to, co widać na pierwszy rzut oka. Rzeczy jeszcze niewidoczne dla postaci - powoli stają się czytelne dla widza. Czasami wypowiedziane wprost, a czasami wyczytane z gestu dłoni, która cofa się spłoszona dotykiem, by za chwilę przeglądać się w oczach, które szukają na niej tego przed czym uciekała. Aktorzy prostymi środkami wyrazu przekazują emocje, z którymi się identyfikujemy albo mamy dla nich zrozumienie. Na to, aby taki odbiór był możliwy potrzeba czasu. Potrzeba przyzwolenia, by na 180 minut trwania spektaklu pochłonęło nas to, co na scenie.

Na skromną scenografię, której autorem jest David Borovsky, składa się pomieszczenie z kilkoma zaledwie sprzętami. Gdy po przeszklonych balkonowych drzwiach, szumiąc, spływają obfite strugi deszczu - pięknie podbijają nastrój chwili. Trzy stogi siana podwieszone powyżej miejsca akcji odczytać można jako perspektywę widoku, który być może rozpościera się za wspomnianymi drzwiami balkonowymi. Gdy pod koniec spektaklu zostaną opuszczone w dół, pomiędzy bohaterów – niejako namacalnie - można odczuć osadzenie tych ludzi w tym miejscu i w tej przestrzeni.

„Wujaszek Wania" to dramat, którego bohaterowie krytycznie oceniają swoje wybory życiowe. Rozliczają się z przeszłością przekonani, że mogła wyglądać inaczej, lepiej. Winią za taki stan rzeczy zarówno siebie, jak i innych. Ich rozterki, żale, oskarżenia i rozczarowania w wydaniu aktorów zespołu Lva Dodina są przekonywujące. Choć często rzewne jak ta przysłowiowa słowiańska, rosyjska dusza. Każda z postaci próbuje określić swoją tożsamość dnia dzisiejszego. Negują swoją wartość odwołując się do rozczarowań dniem wczorajszym. Źle oceniając przeszłość i teraźniejszość – niczego też nie oczekują od przyszłości. Uważają, że wszystko już za nimi. Gorzkie i wciąż aktualne.



Urszula Makselon
Dziennik Teatralny
9 listopada 2015