Trajektorie

Ojciec – dziecko, relacja najważniejsza, najpełniejsza, tych naj- zresztą może być tyle, ilu ojców i dzieci. Związek na całe życie, a nawet dwa, więc wymagający od obu stron cierpliwości, odpowiedzialności ze sporą domieszką szaleństwa. Taki melanż dorosłości i dziecięctwa, dwie egzystencjalne trajektorie: wschodząca i schodząca, przecinające się gdzieś pośrodku, w momencie nieuchwytnym.

To co oglądamy na scenie jest mieszaniną jawy i snu, marzeń i rzeczywistości, projekcją wyobraźni dziecka kreującego obraz ojca chwilami idealnego, takiego co to ugasi pożar, przeciwstawi się podłości, przeistoczy się w lwa, ale i takiego co okaże słabość, zapłacze, bądź po prostu stanie bezradny wobec czegoś, co go przerasta, ucząc tym sposobem, w owej dychotomii dobra i zła, swoje dziecko życia, które zaskakuje i zadziwia, na wszelkie możliwe sposoby, olśniewając i raniąc, nagradzając i karcąc, choć nigdy nie wiemy dlaczego właśnie tak.

Adaptacja Leny Frankiewicz wydobywa z prozy Toona Tellegena tęsknotę za ojcem wszechmocnym, wielkim we wszystkich znaczeniach tego słowa, superbohaterem nadnaturalnej wielkości, niczym pierwsza, gigantyczna lalka. W rytmie przedstawienia, rozpiętego między radością dzieciństwa a smutkiem eschatologii, lalki przedstawiające ojca są coraz mniejsze, choć syn się nie zmienia. Ta pozornie prosta metaforyka jest najmocniejszą stroną spektaklu, w subtelny sposób uwypuklając cykl życia w kontekście tej najważniejszej z rodzinnych relacji. Oklaski dla Andrzeja Tadeusiaka za te lalki, na których w dużej mierze oparte jest przesłanie adaptacji.

Rzecz jest znakomicie zagrana. Joanna Nygard jako Józef ujmuje naturalnością emocji w szerokim dziecięcym spektrum - od oczywistości zadziwień i zachwytów, po niechęć akceptacji tego, co tyleż niechciane, jak i nieuchronne. Wojciech Kondzielnik, Maciej Piotrowski i Kamil Witaszak jako troisty tata znakomicie się sprawdzają w kolektywnej roli superojca o wielu twarzach i wcieleniach. Pierwszy z nich udowadnia nawet, że można być ojcem i matką jednocześnie. Reżyseria Tomasza Maśląkowskiego konsekwentnie spaja wszystkie przywołane wyżej składowe, przekształcając rzecz w sceniczny sukces, wsparty tyleż melancholijną co dynamiczną muzyką Olo Walickiego.

Powstał spektakl poetycki, który da do myślenia i wzruszy, zarówno ojców jak i dzieci, nie zapominając o matkach. Spektakl, w którym każdy odnajdzie swoje marzenia, okruchy dziecięcej wyobraźni, odbędzie podróż wehikułem młodzieńczego czasu do chwil, kiedy wszystko wydawało się tak oczywiste, proste i możliwe, bo był z nami ojciec, oś naszego świata, jego alfa i omega, reżyser naszej wczesnej egzystencji. Człowiek, bez którego by nas nie było...

__
P.S. Do tekstu dopisany jest entuzjastycznie wyśpiewywany finał, energetyczna glosa, w której aktorzy przedstawiają swoich ojców, z projekcjami zdjęć rodzinnych w tle. Rzecz jest wyraźnie osobna, wypada poza dramaturgię spektaklu, ta odrębność nie do końca przekonuje, choć trzeba zrozumieć taką spontaniczną potrzebę. W końcu każdy tata zasługuje na pokazanie go światu, to przecież, poza wszystkim, najlepszy dowód na sukces tego tekstu, moc jego przesłania...



Tomasz Mlącki
Dziennik Teatralny Warszawa
2 kwietnia 2022
Spektakle
Tata