Triumf woli

Strzępka do tej pory robiła na smutno, bo żarty żartami, a kończyło się niefajnie, dzień przed wojną, w piekle po zatruciu pokarmowym, odzyskaniem niepodległości, na wczasach w Egipcie. Ale nie można wiecznie tak samo, bo widzowie, jak bakterie, się na "środki" uodpornią. Bad news już było, już wystarczy, "mam akurat umówione solarium, nie mam teraz czasu na grożenie" (Masłowska, "Wojna polsko-ruska"). Jeśli nie prośbą ani groźbą, to może zachętą? Reżyserka samej sobie zrobiła przewrót. Wyreżyserowała spektakl jak nie Strzępki, z miłym zakończeniem, o którym zdradzę tylko, że jest miłe.

Zaczyna się jak "Burza", tekstem "Burzy" i burzą. Lądują, drogą rozbicia się, na wyspie, która choćby przez to już nie jest bezludna. Czyli wszystko złe załatwmy od razu i dalsze ponad trzy godziny to będzie wyciąganie się samemu za włosy z tej niemiłej sytuacji. Pielgrzymowali na darmowe, ale ekskluzywne "wydarzenie gastronomiczne" i okazało się, że kapitalizm dał ciała. Dobre dla Demirskiego zawiązanie fabuły, bo co mogą robić ludzie, gdy nagle nie mają co robić? Gadać. Każdy dostępuje własnego solo na budujący temat. Kręci się między nimi jeden taki, co "zawsze zła pragnąc, zawsze czyni dobro", czyli nawet on, choć nie chce, dorzuca się do happy endu. Jest to spektakl w dawno zarzuconym gatunku, za którym tęskniłem: ku pokrzepieniu serc.

Tysiąc historii, historyjek, "każda swoje", to o czym to, za przeproszeniem, jest? O przenoszeniu gór - i dosłownie, i metaforycznie. Na tym mniej więcej polega wiara, że coś jest niemożliwe, że czegoś się nie da, więc dlatego wierzysz. I teraz uwaga: to jest lewicowe. Tak, wiara! Przecież nikt nie powiedział, że w Boga, prawda? W "Triumfie woli" wierzy się w człowieka i w jego możliwości. O czym zawiadamia pieśń "motywacyjna" ruchu robotniczego pt. "There Is Power in a Union".

Proponuję zrobić jak z "Klątwą": obejrzeć. To jedyny sposób, by wejść w kontakt słuchowo-wzrokowy z tymi aktorami mówiącymi ten tekst. Będą Państwo niezadowoleni, jeżeli z branży - zazdrość Was zeżre. Co tu dużo mówić: Stary Teatr all stars. Taki poziom aktorstwa gdzieś może jeszcze występuje, ale nie wiem gdzie. Do poziomu doszlusowała "młoda", Monika Frajczyk, rolą, której nikt inny nie zagra z powodów anatomicznych. Owszem, jest to wszystko trochę cyrk, tylko co w tym złego? Zawsze chciałem zacytować w recenzji to zdanko Williama Blake'a, ale jeszcze nie było okazji: "Energia jest radością".



Maciej Stroiński
Przekrój
13 kwietnia 2017
Spektakle
Triumf woli
Portrety
Monika Strzępka