Trochę klasyki, trochę striptizu

Premiera "Biesów" Fiodora Dostojewskiego w Teatrze Studio w Warszawie w reżyserii Natalii Korczakowskiej mogła dać nadzieję na ponowne ożywienie debaty nad naturą zła oraz kondycją społeczeństw. Niestety, awangardowa wariacja na temat dzieła Dostojewskiego okazała się jedynie kolorowym slajdem.

Reżyser najnowszego spektaklu Teatru Studio nie po raz pierwszy sięga po prozę Fiodora Dostojewskiego. Wcześniej stworzyła w Łodzi z Piotrem Głowackim monodram "Oświadczenie Stawrogina" na podstawie "Biesów".

Na scenie Teatru Studio, w domu Barbary Stawrogin oraz Stiepana Wierchowieńskiego aktualizują się po raz kolejny ponadczasowe diagnozy Dostojewskiego. Niestety, spektakl nie podąża zbyt długo tym torem i choć chciałoby się poznać, co twórcy mają nam do przekazania na temat dzisiejszej Rosji i problemów, które ją dotykają, to w zamian mamy jedynie obrazek, który nie pociąga za sobą żadnych dalszych konsekwencji.

Dosyć mocna jest początkowa scena przesłuchiwania Szygalewa (którego gra Halina Rosiakówna) przez urzędnika. Przywołuje ona sceny z "Roku 1984" George'a Orwella. Ambicja ustępuje miejsca skandalizowaniu, gdy ów urzędnik się rozbiera. Czemu ma służyć striptiz aktora? Nie wiadomo. Szkoda tego ukłonu w stronę niezbyt wyszukanych gustów widzów.

Chwilę później spektakl Natalii Korczakowskiej wyraźnie traci impet. Nietrudno odnieść wrażenie, że przedstawienie w drugiej części ma za wszelką cenę zaszokować widza. Temu ma służyć przyznanie się Stawrogina do gwałtu na 12-letniej dziewczynce i jej późniejsze samobójstwo z tego powodu. Jakkolwiek wyjaśnia to motywy jego dalszego postępowania i małżeństwa z upośledzoną umysłowo Marią Lebiadkin, to jednak rozpamiętywanie w detalach tego czynu jest zwyczajnie nieuzasadnione. A drugi w tym spektaklu męski striptiz oddala nas od upatrywania w sztuce poważnego podejścia, do którego powinien zobowiązywać Fiodor Dostojewski. Wszystko to sprawia wrażenie efekciarstwa.



Jacek Szpakowski
Gazeta Polska Codziennie
9 lutego 2018
Spektakle
Biesy