Troje w jednym łóżku

“Wzór na pole trójkąta" to najnowsza premiera Nowego Teatru w Słupsku. Trójka aktorów, mała scena, kameralny spektakl. Wręcz intymny, zważywszy na temat. Niektórzy widzowie wychodzili z premiery zszokowani. Ja - pozytywnie zaskoczona. Pomysłem, realizacją, grą młodych aktorów.

Trójkąty miłosne to odwieczny temat książek, sztuk teatralnych i filmów. Zwykle chodzi o układ: mąż, żona i ta trzecia, czasem żona, mąż i ten trzeci. Ta trzecia, ten trzeci wchodzą w związek z jednym z małżonków, a przeciwko drugiemu. Są też trójkąty łóżkowe, tworzące się tylko dla seksu. To domena filmów erotycznych i pornograficznych.

NowyTeatr nie idzie tym wydeptanym śladem. Na szczęście, bo przyzwyczaił widzów, że czasem chce zaskoczyć. We „Wzorze na pole trójkąta" mamy związek trojga ludzi, którzy chcą żyć we trójkę: kochać się, jeść śniadania, podróżować, wychowywać dziecko. Co powoduje całą serię problemów psychologicznych, obyczajowych, moralnych.

Bo okazuje się, że kiedy w związku zamiast Ja i Ty są My i Wy, mało co jest proste. Nie ma bowiem wzoru na taki układ w rzeczywistości, w której ludzie łączą się w pary. Konflikty powstają w samym trójkącie, ale też w sytuacjach, kiedy konfrontuje się on ze światem - jego moralnością, zasadami, wierzeniami religijnymi. W takich scenicznych sytuacjach sztuka staje się bardzo aktualna, wchodząca z impetem chociażby w dyskusje o rodzinie, grzechu, zbawieniu, Biblii i jej apokryfach, aborcji, genetyce, a nawet... wychowaniu seksualnym.

Momentami widzowie mogą wręcz poczuć się zszokowani, a nawet zastanawiać się, czy spektakl nie ociera się o bluźnierstwo, chociażby gdy bohaterowie mówią o sobie „święta trójca" czy przywołują obraz raju, w którym żonami Adama miały być Ewa i Lilith, przemieniona potem w węża. Mocne są też sceny, gdy planują dziecko genetycznie pochodzące od ich trojga.

Bywa też zabawnie. Na przykład w scenie meldowania się w hotelu albo podczas pokazu erotycznych pozycji dla dwojga i dla trojga. Taka Wisłocka w teatrze, a wspomnę tylko, że naczelna edukatorka seksualna PRL-u żyła w trójkącie właśnie. Ta lekcja wychowania „do życia w rodzinie" jest świetnie wymyślona: pikantna, ale bardzo daleko od pornografii.

I takie jest całe przedstawienie. Intymne, ale nie ekshibicjonistyczne. Odważne, ale nikogo nieobrażające. Grające na różnych strunach, bogate emocjonalnie. Wewnętrznie spójne.
Aktorzy dają popis prawdziwego kunsztu. Młodzi, piękni, wyraziści i przekonujący. Bardzo zgrani ze sobą. Widać, że dopracowali role w każdym najdrobniejszym szczególe.
Bardzo podobała mi się także scenografia. Cała masa poduszek z rzuconym na nie z projektora obrazem falującego morza. Jasne wnętrze, aktorzy w pastelowych strojach. Czystość i niewinność. Malarskość.



Anna Czerny-Marecka
Głos Pomorza
13 lipca 2020