Trza być w butach na weselu!

„Cóż tam, panie, w polityce?" – tymi słowami rozpoczyna się najpopularniejszy dramat Stanisława Wyspiańskiego – „Wesele". A po nich salwy śmiechu. Na widowni Teatru Starego próżno szukać wolnego miejsca, nawet na schodach. Żeby zobaczyć spektakl według Jana Klaty ustawia się kolejka. Po co? By spotkać się z połączeniem tego co stare i nowe. Tego co chłopskie i miejskie. Tego co tradycyjne i współczesne.

 „Wesele" Wyspiańskiego zna każdy, więc treści przypominać nie trzeba. Bo albo spędzało sen z powiek przed maturą, albo gdzieś mignęło w ekranizacji Andrzeja Wajdy. Klata jednak zrobił coś nowego. Zestawił treść z końca XIX wieku z współczesnymi realiami, nie zakłócając wierności z pierwowzorem. Aktorzy mówią słowami Wyspiańskiego, choć wpisani zostają w nieoczywiste realia. Bronowicka chata została zamieniona na żelazne stelaże wypełnione folią. Na środku ścięte drzewo, pusta kapliczka. W czterech kątach postumenty, na których zasiadają muzycy. Nie, nie. To nie kapela ludowa, a metalowy zespół Furia. Ich frontman będzie grać rolę Chochoła. Całość dopełniają kolorowe taśmy. Trochę jak łowickie pasy, trochę jak barwne zasłony wieszane w drzwiach, w latach 90. Jest fajnie, a na pewno głośno. Zespół nie szczędzi swoich gitar i perkusji, a aktorzy nie szczędzą swojego głosu – krzyczą nawet do mikroportów. W końcu to wesele – trza się bawić.

Warto przyjść żeby zobaczyć zespół starego Starego. Jest Bartosz Bielenia, Jaśmina Polak, Małgorzata Gorol, Monika Frajczyk – dziś aktorzy warszawskich teatrów, ale tutaj – w swoich rolach nie do zastąpienia. Gorol jako Rycerz Czarny wprawia w osłupienie – wychodzi odarta ze zbroi, ale nie odarta z patriotyzmu. Wykreowana na wizerunek Małego Powstańca, w swojej drobnej posturze pokazuje mnóstwo męstwa i energii, której tak brakuje Poecie (Zbigniew W. Kaleta).

W roli Panny Młodej pojawia się hipnotyzująca Frajczyk. Jej niebanalna uroda, podkreślona czerwoną szminką i białą suknią, może zachwycać nie tylko Pana Młodego (Radosław Krzyżowski). Swobodnie, a wręcz śpiewnie posługuje się gwarą, nadając niezwykłego, swojskiego klimatu swojej postaci. Właśnie te postaci z ludu – w strojach regionalnych, ale nie wyzbytych współczesnych dodatków – doskonale kontrastują z miastowymi. Kontrastują, ale nie na zasadzie przeciwieństwa, a dopełnienia. Szczególnie widoczne jest to nie tylko w relacjach Państwa Młodych, ale przede wszystkim Radczyni (Anna Dymna) i Kliminy (Elżbieta Karkoszka), które obejmują się przez całość spektaklu. „Sami swoi, polska szopa, i ja z chłopa, i wy z chłopa." – mówi Bielenia jako ksiądz w beztroskim, oazowym wydaniu.

Wariacja taneczno-muzyczna, w której aktorzy zachwycają wykonując świetną i dynamiczną choreografię Maćko Prusaka, jest z nami od samego początku. Całe „Wesele" Klaty stało się tańcem Chochoła. Trudno nie ruszyć nogą lub lekko nie poderwać się z fotela. Aktorom pomagają kolorowe sneakery, które świetnie dopełniają ludowe stroje chłopstwa i eleganckie stylizacje mieszczuchów. Nie zabrakło subtelnych akcentów – każdy z aktorów ma w swoim kostiumie wstawkę z motywem siana, a niektórzy patriotyczne detale. Czerwony naprawdę świetnie komponuje się z białą suknią ślubną. Ale takie wariacje nie mają co dziwić, skoro już nie szokuje zaawansowana ciąża Panny Młodej, czy Złoty Róg w foliowym worku. Takie znaki naszych czasów. Za znak szczególny można uznać również koszulkę patriotyczną, którą nosi Czepiec (Krzysztof Zawadzki) albo kosynierów rodem z kibolskiej trybuny.

Jak na Klatę jest nieco mniej aluzyjnie, a bardziej klasycznie niż zwykle. W tym wypadku zdecydowanie się to sprawdza. Dogłębnie pokazuje kunszt aktorski zespołu Teatru Starego i wirtuozerię dramatu Wyspiańskiego. Pokazuje symbolikę młodopolskiego utworu na tyle, na ile powinna być ona ukazana.

Jest widowiskowo, hucznie i na bogato. Jak na chłopskim weselu. I to się podoba, bo niby skąd długie owacje na stojąco, nawet dwa lata od premiery?



Paulina Zięciak
Dziennik Teatralny Kraków
10 maja 2019
Spektakle
Wesele
Portrety
Jan Klata