Tylko dla dzieci!

Teatr Lalek Banialuka specjalizuje się w spektaklach realizowanych z myślą o młodszym widzu i nie inaczej jest tym razem. Sztuka "Sklep z zabawkami" rumuńskiego autora Alexandru Popescu, właśnie dla najmłodszych został przygotowany. W tym wypadku jednak nazwa teatru może mylić, gdyż nie jest to klasyczne przedstawienie lalkowe, lecz aktorsko-multimedialne widowisko, barwne, dźwięczne i pobudzające niemalże wszystkie zmysły - z powonieniem włącznie.

Osią fabuły jest magiczny sklep z zabawkami, w którym wszystko jest za darmo. Dziecko, które trafiło do tego sklepu, może wybierać spośród nieskończonej ilości atrakcji. Jest tylko jeden mały szkopuł: wybrać można tylko jedną zabawkę. Zatem trzeba się naprawdę dobrze się zastanowić, bo wymiana zabawki na nową, już nie jest darmowa – kosztuje jeden rok życia. A, że nie od dziś wiadomo, że najbardziej fascynuje nas to, czego jeszcze nie mamy, to nie dziwi fakt, że kiedy Dina - główna bohaterka sztuki - wpadnie w tę chytrze zastawioną pułapkę, oczarowana coraz to nowymi świecidełkami, roztrwoni najpiękniejsze swe dziecięce lata. I nie pozostanie jej nic innego, jak liczyć na pomoc swojego przyjaciela, który, by ją uratować, musi wyruszyć w daleką i pełną niebezpieczeństw drogę oraz odnaleźć Królową Nocy – podstępną tegoż sklepu przyczynę.

Niewątpliwie spektakl zachwyca formą i rozmachem. Działania aktorów kunsztownie splecione są z animacją komputerową i fragmentami filmów wyświetlanymi na ekranie, tworzącym zarazem wielobarwne tło sceny. Wzajemne, nieraz bardzo pomysłowe, przenikanie się rzeczywistości realnej i wirtualnej z pewnością zrobi na dzieciach wrażenie, podobnie jak bogactwo efektów świetlnych i dźwiękowych. Wszystko to tworzy niezmiernie efektowną i plasyczną wizję wyraźnie zakorzenioną w dobrze dzieciom znanej mangowej stylistyce. I na tej pięknej formie kończy się niestety seria komplementów.

Oczywiście, historia w swym ogólnym zarysie z brzmi intrygująco, a w warstwie pedagogicznej nawet całkiem mądrze – warto przecież, by dzieci dowiedziały się, iż ciągła pogoń za tym, co nowsze i jeszcze bardziej kolorowe, nie zawsze popłaca. Cóż z tego jednak, gdy historia grzęźnie w szczegółach. Dialogi są niestety pozbawione polotu i jakże potrzebnego w spektaklach dziecięcych poczucia humoru, pięknie zagrane i wymyślone postacie jak “Kłamczucha układająca sny”, czy “Krętacz pilnujący czasu”, są wielką, acz, niestety, niespełnioną obietnicą. Widać wyrażnie, że autorowi brakło pomysłu na sceny z ich udziałem. Chociażby próby, jakimi poddawany jest główny bohater, są co najmniej mało interesujące, niczym nie zaskakują, rozwlekłe zwłaszcza w miejscach, gdzie aż się prosi o jakikolwiek suspens.

Stop. Czy ja aby nie patrzę na sztukę przeznaczonej dla dzieci przez zbyt poważne, “dorosłe” okulary? Czy nie wymagam zbyt wiele? Wiedziony wątpliwościami zdałem się na werdykt najważniejszego w tym wypadku sędziego, tj. dzieci. I właśnie ten najważniejszy sędzia, gdzieś mniej więcej w połowie spektaklu zaczyna rozmawiać, wiercić się i głośno zadawać pytania. Znak to wiadomy, iż sąd najwyższy jest nieco znudzony. Na szczęście jednak kolejne sceny nastąpują po sobie szybko i efektownie, tak, iż każda kolejna, nowsza, ciekawsza i bardziej kolorowa, na powrót przyciąga rozbieganą uwagę. 

Cóż, żyjemy w czasach dominacji formy nad treścią. Telewizja, gry komputerowe i internet to przebogate, ciekawe, choć powierzchowne, atrakcje. Może to pogląd staroświecki, ale chciałoby się by teatr, nawet dziecięcy, niósł doznania nieco głębsze, stanowiące pewną odmianę od codziennej papki, którą na co dzień się karmimy. I tu, jakby mimochodem, wyłania się problem znacznie ogólniejszy: czy teatr powinien podążać za widzem, czy może tego widza kształtować?

Lecz tak jak ta krótka recenzja nie jest najlepszym mniejscem na poszukiwanie tak pryncypialnych odpowiedzi, tak kanapa przed telewizorem czy komputerem nie jest najlepszym miejscem na spedzanie wraz z dziecmi wolnego czasu. Zatem, mimo pewnych braków samego spektaklu, warto nań dzieci zabrać, bo nigdy szkalny ekran nie zapewni takiej intensywności doznań, jak bezpośredni kontakt z teatralną sceną i żywym aktorem.



Michał Raszka
Dziennik Teatralny Katowice
25 lutego 2009
Spektakle
Sklep z zabawkami