U progu szaleństwa

"Lenz" - pierwszy z sześciu spektakli konkursowych 14. edycji Interpretacji chyba nie zachwycił festiwalowej publiczności. Trudny pod względem treści spektakl został właściwie, mimo interesującej, lecz prawie wcale nie wykorzystanej, scenografii oraz profesjonalnego aktorstwa, "narysowany" wyłącznie słowem

Spektakl w reżyserii Barbary Wysockiej (laureatki m.in. Paszportu Polityki w kategorii ‘muzyka poważna’ za reżyserię opery „Zagłada domu Usherów”) skupia się na pokazaniu procesu rozwoju depresji Jakoba Lenza, chyba niezbyt popularnego dziś poety okresu burzy i naporu. Materiałem wyjściowym dla reżyserki było niedokończone opowiadanie Georga Buchnera traktujące o kilkunastodniowej wizycie Lenza u znajomego pastora Oberlina, w małej wiosce, w pokrytych śniegiem górach w Alzacji.

Wysocka wykorzystała ów trop i przeniosła widzów w tajemniczą, niezmiernie cichą krainę lodu i śniegu. Na wyłożonej wykładziną podłodze studia TVP znajdowały się tony białego puchu świetnie imitującego śnieg, zaś ogromną przestrzeń pomieszczenia ograniczono z trzech stron białymi ścianami. W ten sposób i bohaterowie i widzowie zostali na chwilę wrzuceni w jedną rzeczywistość, która jednoznacznie budziła skojarzenia z bielą szpitalnych korytarzy. Biel owych ścian znalazła także w oczach reżyserki zgoła inne zastosowanie – stały się polem do rozmaitych projekcji, głównie do pokazania wędrówek Lenza, coraz bardziej popadającego w obłęd.

Spektakl akcentuje silną obecność i rolę natury w procesie chorobowym bohatera. Oprócz śniegu na scenie znajduje się także ciemne, stare drzewo, które Lenz traktuje jako dom, czy też schron (Lenz, niczym leniwiec, sypia na jednym z jego z konarów). Jest więc to – z jednej strony – miejsce ucieczki bohatera. Z drugiej – biel oraz wszechobecność śniegu i nieco ponury wygląd owego drzewa podsuwają widzowi myśl o destrukcyjnym wpływie przyrody na psychikę bohatera. To właśnie wtedy – podczas pobytu w górach – choroba Lenza nasiliła się. Dlaczego? Być może to właśnie bezpośredni kontakt z naturą był jednym z czynników pogoszczenia się stanu psychicznego poety. Być może, bo nie znajdujemy w spektaklu odpowiedzi na to pytanie. Być może przyczyniają się do tego także filozoficznie naznaczone dyskusje Lenza z pastorem Oberlinem oraz przyjacielem Kauffmanem. Mimo że obaj mężczyźni próbują wyciągnąć Lenza z psychicznego dołka, ten coraz bardziej się w niego zapada. Przyjdzie mu zginąć w niejasnych okoliczność na ulicach Moskwy jakiś czas później.

Niestety spektakl nie jest interesujący pod względem wizualnym – mimo wspomnianych zabiegów. Nie ma w nim także żadnej akcji, żadnego konfliktu, a tym samym żadnych działań zmierzających do jego rozwiązania. Oczywiście, współczesny teatr karmi się dzisiaj nie tylko klasycznie skrojonymi dramatami, to jasne, jednak mam wrażenie, że reżyserka postawiła przede wszystkim na siłę słów, nie skupiając się zbytnio na ich wizualizacjach, ukonkretnianiu ich w postaci interesującej sceny (działania) pomiędzy dwojgiem (lub trojgiem) aktorów. Z tego też względu wiele cennych uwag padających z ust Lenza o świecie, życiu i człowieku nie wybrzmiało zupełnie, zginęło w potoku jego monologów, wypowiadanych zupełnie statycznie i bez energii za to chaotycznych i zbyt mało osobistych, albowiem bohater wypowiadał je tak jak były zapisane przez Buchnera, czyli w trzeciej osobie. Zabieg ten powodował więc dodatkowo sztuczność sytuacji i sprawiał, że niezmiernie ciężko było nam, publiczności wtopić się w wysłuchiwaną opowieść o narodzinach szaleństwa...



Marta Odziomek, l: martao, h: mod123
Dziennik Teatralny Katowice
13 marca 2012
Spektakle
Lenz