Udana "Zemsta"

Trzeba odwagi, by sięgnąć po "Zemstę" Fredry. Obrosła legendą wielkich wystawień, genialnych ról, a ekranizacja Wajdy wpisała ją do historii kina.

Ale, zaczynając piąty sezon, Teatr Mały w Manufakturze zaryzykował. I nie przegrał, mierząc się z tekstem "przerabianym" od charakterystyk postaci, po rozważania: co pisarz miał na myśli. Mariusz Pilawski, reżyser i autor opracowania dramaturgicznego, dobierał formę tak, by - jak mówi - przedstawienie było dla widzów od lat 7 do 100. Inscenizację opatrzył śpiewanym prologiem o wozie Tespisa, który kryje wszystko, co teatralne i przez wieki gna ze sztuką w świat. Jeśli tylko aktorzy lepiej przyswoją tę uwerturę, będzie dobrym wstępem do tego, co się dzieje.

A dzieje się w dobrym tempie i w układzie obrazów mocno powiązanych, a zmieniających się niczym za sprawą filmowego montażu. Malutka scena ozdobiona sarmackimi portretami (celna scenografia Kajetana Kreutz Majewskiego), kilkoma funkcjonalnymi skrzyniami i białą bronią zmienia się w dom Cześnika i Rejenta. Jest tak, jakby w przedstawieniu zagrało to, co przywiózł wóz Tespisa.

Aktorzy, w strojach tylko zaznaczających epokę, bawią fredrowską frazą. Groźną powagą postać Rejenta naznaczył Marek Lipski, z rolą Cześnika zmaga się Igor Polak, urok i wdzięk ma Podstolina Loretty Cichowicz. Miłych wrażeń dostarczają utalentowani młodzi aktorzy - zakochana para Klara i Wacław - Ewelina Kudeń-Nowosielska i Konrad Michalak. Jako Dyndalski i jeden z murarzy klasę potwierdza Marek Kołaczkowski, a towarzyszy mu Marek A. Gwoździński. Ale szczególną rolą, łatwą

do przeszarżowania, jest Papkin. Witold Łuczyński stworzył świetną postać - bawi bez zbędnego efekciarstwa, jest duszą tego przedstawienia, on także przygotował muzykę do spektaklu.

Warto przypomnieć sobie "Zemstę", fredrowskie prawdy i niezniszczalne polskie portrety.



Renata Sas
Express Ilustrowany
24 września 2013
Spektakle
Zemsta