Uśmiechnięty człowiek

WŁODZIMIERZA KŁOPOCKIEGO poznałem w Białymstoku - wspomina Roman Kordziński, reżyser, przed laty dyrektor Teatru Polskiego w Poznaniu. - Kłopocki był aktorem i człowiekiem specyficznym. Nie był łatwy w kontaktach, zwłaszcza z reżyserami. Stawiał pytania i żądał na nie odpowiedzi. Był uśmiechnięty, ale ten jego uśmiech był ironiczny.

Przez kilkadziesiąt lat był związany z Teatrem Polskim w Poznaniu. Ostatni raz wystąpił na scenie 10 października 2010 roku w "Zwale" Shutego. W pamięci kolegów i publiczności pozostanie na zawsze jego uśmiechnięta twarz.

Włodzimierz Kłopocki urodził się 2 marca 1934 roku a zmarł 24 stycznia 2011 rok. W 1960 roku ukończył Wydział Aktorski PWSTiF w Łodzi. W tym samym roku debiutował na deskach Bałtyckiego Teatru Dramatycznego im. Juliusza Słowackiego w Koszalinie rolą Le Beau w "Jak wam się podoba" Szekspira. Natychmiast zwrócił na siebie uwagę krytyki. Z Koszalina po pięciu latach przeniósł się do Białegostoku.

- Był uroczym kolegą - wspomina Sidonia Błasińska. - W Białymstoku reżyserzy obsadzali go głównie w komediach. Grał wyśmienicie. W tym samym czasie zaangażowaliśmy się do Teatru Polskiego w Poznaniu. Z poznańskiego okresu zapamiętałam naszą wspólną pracę w "Symfonii domowej". Włodek był znakomity.

Włodzimierz Kłopocki spędził w Teatrze Polskim prawie trzydzieści lat. Był jego twarzą. Zadebiutował rolą Endersa w sztuce Worcella "Widzę stąd Sudety" w reżyserii Romana Kordzińskiego. Potem zagrał Wielkiego Księcia w głośnym na cały kraj "Kordianie" w reżyserii Kordzińskiego, Ojca w "Ocalonych" Bonda, Oskara w "Opowieściach Lasku Wiedeńskiego" von Horvatha (nagroda na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych), Chłopickiego w "Warszawiance" Stanisława Wyspiańskiego, Doktora w "Dziadach" Adama Mickiewicza...

- Włodzimierza Kłopockiego poznałem w Białymstoku - wspomina Roman Kordziński, reżyser, przed laty dyrektor Teatru Polskiego w Poznaniu. - Kłopocki był aktorem i człowiekiem specyficznym. Nie był łatwy w kontaktach, zwłaszcza z reżyserami. Stawiał pytania i żądał na nie odpowiedzi. Był uśmiechnięty, ale ten jego uśmiech był ironiczny. Nie był aktorem urodziwym, a mimo to obsadziłem go w roli Chlopickiego w "Warszawiance". Był obsadzony wbrew warunkom, ale po latach uważam, że stworzył wielką kreację. Wygrał urodą ironii, krytycyzmu, złości...

- Kiedy poznałem Włodzimierza Kłopockiego, byłem młodym aktorem w Teatrze Polskim w Poznaniu. On uwielbiał anegdoty i opowieści, a ja lubiłem słuchać. Był jednym z nielicznych aktorów, który miał swoje zdanie i potrafił je artykułować wprost. Potrafił się kulturalnie, ale zdecydowanie przeciwstawić reżyserom, co nie jest zbyt częste w środowisku aktorskim. Był otwarty na młodych. W 2009 roku zaprosiłem Włodzimierza Kłopockiego do udziału w przedstawieniu "Kwartet", które wyreżyserowałem w Teatrze Nowym.

Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku Kłopocki zaczął odchodzić od teatru. W 1991 roku został pierwszym redaktorem naczelnym "Tygodnika Swarzędzkiego". Zaangażował się w przemiany, jakie zaczęły się dokonywać w Polsce. Z synem stworzył firmę produkcji filmowej i po piętnastu latach wrócił na scenę.

- To był piękny come back - opowiada Paweł Szkotak, dyrektor Teatru Polskiego w Poznaniu. - Zaprosiliśmy Pana Włodka do "Zwału" i stworzył kreację. Potem był "Histerykon", "Biesy", "Mewa", Ferdydurke, "W oczach Zachodu". Dzięki "Zwałowi" przypomnieli sobie o nim dyrektorzy Teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie i Nowego w Poznaniu.

- Zaprosiłem Włodka do "Poskromienia złośnicy" - wspomina Tomasz Szymański, dyrektor teatru w Gnieźnie. - Zagrał piękną rolę. Ten jego powrót dał nam wielką satysfakcję. Pokazał zespołowi aktorską pasję. Potem wystąpił jeszcze w "Weselu". Wspominając Włodka, przypominam sobie rolę Ojca w "Ocalonych" Bonda. Ten tekst wyprzedzał brutalistow o 30 lat. Jedna z osób z widowni oburzona tym, co się dzieje na scenie , rzuciła w kierunku aktorów krzesłem.

Pogrzeb Włodzimierza Kłopockiego odbył się 31 stycznia o godzinie 13.30 na cmentarzu Miłostowo (od ul. Warszawskiej).



Stefan Drajewski
Polska Głos Wielkopolski
2 lutego 2011
Portrety
Jaroslav Hašek