W brudzie i smrodzie
W każdej wojnie są ludzie, którzy nie tylko bohatersko walczą na froncie, są tacy, którzy żyją w lesie w prymitywnych warunkach, napadają cywili, żeby zdobyć jedzenie, i żyją bardziej upodobniając się do zwierząt niż ludzi. To prawdziwy obraz wojny, który tak trudno nam zaakceptować.Teatr Polski z Bielska-Białej podczas festiwalu zaprezentował spektakl „Do piachu" Tadeusza Różewicza, jeden z najbardziej kontrowersyjnych dramatów rozprawiających się z mitem bohaterskich partyzantów i żołnierzy nazywanych dzisiaj wyklętymi.
Dramat, w którym Tadeusz Różewicz opisał znane mu z osobistego doświadczenia partyzanckie życie bez patriotycznego upojenia, za to nie kryjąc jego przemilczanych, mrocznych stron – do dziś wystawiano zaledwie trzy razy (Teatr na Woli, 1979, reż. Tadeusz Łomnicki; Teatr Telewizji, 1990, reż. Kazimierz Kutz; wreszcie lubelski Teatr Provisorium we współpracy Kompanią Teatr, 2003, wspólna reżyseria Witolda Mazurkiewicza i Janusza Opryńskiego). Ośmieleni tamtym sukcesem i aprobatą autora, dziś, po 20 latach od lubelskiej premiery, jej realizatorzy Witold Mazurkiewicz i Janusz Opryński postanowili znów sięgnąć po arcydramat.
- Mamy do czynienia z czymś, co możemy nazwać pewnego rodzaju reaktywacją spektaklu – mówi Witold Mazurkiewicz, reżyser. – Powodowała nami ciekawość spojrzenia w czasy sprzed 20. lat. Spróbowaliśmy się przymierzyć do tego tekstu, ale sama przymiarka niewiele dała, bo trzeba było uzyskać prawa do tego tekstu. Autor zabronił kolejnych wystawień po tym, jak skrajne emocje spektakl wywoływał w środowisku byłych partyzantów i żołnierzy AK. Uruchomiliśmy wszystkie nasze kontakty zawodowe i prywatne i dzięki wstawiennictwu pani Marii Dębicz udało się uzyskać zgodę autora.
Tadeusz Różewicz opisał znane mu z osobistego doświadczenia partyzanckie życie bez patriotycznego upojenia, za to nie kryjąc jego przemilczanych, mrocznych stron.
- Zainteresowała nas jubilerska precyzja tego tekstu – mówi Witold Mazurkiewicz. – Próba zmierzenia się z tym tekstem na nowo jest to próba sprawdzenia, jak on będzie rezonował od 1979 roku, kiedy wywołał takie, a nie inne reakcje. W recenzjach pisano o spektaklu jak o antyeposie z antybohaterem. Janusz Opryński wymyślił, żebyśmy włączyli do spektaklu poezję Rilkego i górą płynie epos rycerski, a na dole jest syf, brud i smród. To spowodowało, że udało się ten tekst jeszcze wyostrzyć.
Nie wiadomo jaka to wojna i nie ma to większego znaczenia, bo każda wojna ma podobna dramaturgię.
- W wojnie zawsze jest dramat człowieka, tego jednego konkretnego człowieka – mówi Tomasz Lorek, aktor. – Myślę, że dla nas najistotniejsze było to, że mamy wiele relacji z wojny w Ukrainie, ze Strefy Gazy czy skądkolwiek, ale te relacje mówią o bezsensie wojny w sensie ogólnym, natomiast tutaj mamy dramat jednego człowieka i to nie jest tak, że wojna to jest film, w którym ludzie biorą karabiny i strzelają do siebie. Wojna to jest tez zwykłe życie w lesie, ze smażoną wątróbką, z kloakami, z wszami, ze smrodem. To jest coś, czego się w telewizji nie dowiemy.
A spektakl jest właśnie o tym, o czym się nie mówi. I dlatego wywołuje tak wiele kontrowersji. Zaraz padłyby hasła o plamieniu honoru i dobrego imienia polskich bohaterów, ale bohaterowie czasami chodzą w brudnych ubraniach, załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne, a czasami towarzyszy im strach, zwykły ludzki strach.
- Nie pierwszy raz zdarza mi się dotykać tematu wojny i żołnierza, ale zawsze mam poczucie, że to jest za mało. Zawsze mam poczucie, że człowiek, który tego nie przeżył, nie trzymał w ręku gnata, nie celował w drugiego człowieka, nie ma pojęcia, o czym mówi – mówi Sławomir Miska, grający Walusia. – Kiedy pierwszy raz kolega wycelował do mnie na próbie , to był dla mnie przerażający moment. To jest nie do opisania.
Las, dziś również ten przygraniczny, jest znowu cichym świadkiem cierpienia. Pytania o sens wojennego upodlenia, ale i o odpowiedzialność za drugiego człowieka, jego strach, ból i śmierć trzeba zadawać cały czas.
Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Zachodniopomorskie
28 czerwca 2025