W cieniu eukaliptusa

2 października 2021 roku w sali kameralnej Zduńskowolskiego Centrum Integracji Ratusz (Miejski Dom Kultury w Zduńskiej Woli) powiało ciepłym prądem znad Oceanu Spokojnego, ale i polską strefą (bardzo) umiarkowaną, zapachniało chlebem z Szadku, zaszumiały wspomnienia zduńskowolskich lat szkolnych, reminiscencje studiów na Politechnice Łódzkiej i wreszcie zabrzmiały historie spod warszawskich adresów, gdzie Gość osiadł na stałe. W podróż o podróżach, drogach i bezdrożach (nie tylko) Australii o 17.00 czasu środkowo-europejskiego wyruszyć można było z Markiem Niedźwieckim, który kolejny raz gościł w Zduńskiej Woli.

Jako prowadząca spotkanie towarzyszyła mu Martyna Witczak, wydawczyni serwisów i dziennikarka „Nasze Radio 104,7 FM". Organizatorem wydarzenia był Zespół MDK w Zduńskiej Woli. Wydarzenie okraszała ekspozycja fotografii Marka Niedźwieckiego, „Australia okiem Niedźwiedzia", przygotowana przez Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze.

Spotkanie otworzył Paweł Perdek, Dyrektor Zduńskowolskiego Centrum; obecny był Prezydent Miasta Zduńska Wola, Konrad Pokora oraz wyczekujący w podniosłej atmosferze zduńskowolanie, w liczbie około stu.

I oto już! Kamery, aparaty – zaczęło się. Pojawił się jeden z najbardziej rozpoznawalnych i najchętniej słuchanych głosów w Polsce – radiowiec, pisarz, człowiek „stąd" – ot, swój po prostu.

Stacja pierwsza
Marek Niedźwiecki – głos, który wielu wybrałoby, gdyby kiedykolwiek ktoś miał zapowiedzieć koniec świata; dziennikarz muzyczny, twórca Listy Przebojów Programu Trzeciego, pomysłodawca wielu serii płytowych („Muzyka ciszy", „Smooth Jazz Cafe"); od niedawna pod nowym adresem – w Radiu 357, gdzie prowadzi audycje Zakamarki, Kieruj się na południe, a także Single z Żoliborza – wspólny podcast Niedźwieckiego i Piotra Stelmacha; autor książek „Nie wierzę w życie pozaradiowe", „Radiota, czyli skąd się biorą niedźwiedzie", „Australijczyk", „DyrdyMarki", a także bloga o zakresie bezkresnym.

Przyćmione światło, nastrój opowieści, która każe przymykać oczy, a nadstawić ucha, by usłyszeć odgłosy z różnych części Polski i świata, szczególnie zaś wsłuchać się w bryzę znad oceanu. Antypody na wyciągnięcie ręki.

Kwestia kluczowa, którą redaktor Niedźwiecki (z humorem, ale zupełnie poważnie) podkreśla w swoich rozmowach i wydawnictwach – to historia skromnego chłopaka z Szadku, a nie Szadka! Rzecz to święta, bo tu się wszystko zaczęło, a i rozmowa przeniosła się do źródeł – dzieciństwa i wczesnej młodości. Powróciły więc opowieści z kolejnych miejsc życia, pierwszych zainteresowań, zakochań i rozczarowań oraz pełne walizki anegdot z ziem różnych. Przy okazji lektury książek można przekonać się, że radio da się zrobić w lesie, a psychofan(k)i to wcale nie wynalazek ostatnich lat. Niech to będzie drobna zapowiedź w bezmiarze historii. Człowiek-muzyka komentuje swoje doświadczenia z dystansem, humorem, czasem kroplą smuteczku.

Spotkanie skonstruowane było z kilku bloków tematycznych, toteż ciągu godziny z „wąsem" (zapożyczone od Redaktora Niedźwieckiego) każdy słuchacz mógł wyczekiwać na coś specjalnie „dla siebie". Spontaniczne reakcje, otwarty śmiech, swobodna i rozluźniona atmosfera potęgowała wrażenie, że na spotkanie przybyli miłośnicy radia, muzyki, za którą od lat „stoi" Marek Niedźwiecki. Redaktor opowiadał o wciąż tworzonym, krystalizującym się Radiu 357, o najbliższej przyszłości, bowiem jeszcze wiele niespodzianek dla słuchaczy złaknionych nowej formuły radia i człowieka, dla którego i dzięki któremu odczytywali muzykę, radio. Co ważne, jak zawsze słuchacze mają głos!

'Radio Ga Ga'
Redaktor powrócił do radiowych początków – czasów listy przebojów Młodzieżowego Studia „Rytm" i 1968 roku, gdy jako 15-latek myśl, że będzie pracował w radiu silnie zakorzeniła się w umyśle i marzeniach młodego człowieka. Fascynujące są początki późniejszego czołowego dziennikarza w siermiężnej rzeczywistości kolejnych dekad od lat 70., pierwsze układane „domowe" audycje, pierwsze kupione płyty. Redaktor niektórym uczestnikom przypomniał, a innych zapoznał ze „Sztandarem Młodych" i notowanej tam liście przebojów.

W rozmowie pojawiły się wspomnienia pierwszych audycji „z lasu", zaś jako ciekawostka impresja ezoteryczna i rola snów. Swój prywatny teatr wyobraźni Niedźwiecki kształtował przy słuchowiskach Polskiego Radia. Podczas spotkania co i rusz wracały wspomnienia zduńskowolskich szkół, czasy studenckie, Radio „Żak"; fascynacje muzyczne, pierwsza praca, pierwsze podróże: do Holandii, Jugosławii, Włoch, pierwsze płyty winylowe. W podróż sentymentalną zabrał słuchaczy z wieloma twórcami. Jak mówi Niedźwiecki, przez 40 lat zbierał płyty, by teraz je rozdawać. Nie odda jednak za nic albumów Eagles, Abby, choć płytoteka ma zredukować się z 12000 do 3 tysięcy.

Audytorium z nieskrywaną ciekawością czekało na historie z muzycznych spotkań Redaktora. Gość odpowiadał na pytania o wywiady i rozmowy z gwiazdami: Madonną w Paryżu, gdzie pojawiło się sporo polskich akcentów – dość wspomnieć nasz trunek narodowy. Podzielił się pełną humoru relacją ze spotkania z Lionelem Richiem i co z tego wynikło. Wśród anegdot pojawiła się ta o „byciu" Fryderykiem Chopinem w bardzo odmiennym od spodziewanego kontekście. W „DyrdyMarkach" z kolei opowieść o spotkaniu z Angie Bovie, jej papierosach i dyskretnym ich przejęciu. Jeśli idzie o polski muzyczny firmament musiała pojawić się Basia Trzetrzelewska, która na antenie radia bywa od lat i niech to się nie kończy.

Redaktor Marek opowiadał również o wywiadach mniej udanych, rozmowach, których nie wspomina najlepiej z: Katie Melua, Jon Bon Jovi, Duran Duran, Cliff Richard. Natomiast jedno z pytań dotyczyło gwiazdy, będącej bohaterem wywiadu-marzenia, nawet takiego który, nie może się odbyć, bowiem artysty nie ma już pośród żyjących. Odpowiedź padła niemal natychmiast: David Bowie, z rozmowy z którym Niedźwiecki niegdyś zrezygnował. Słuchać historii o gościach Marka Niedźwieckiego to jakby wchodzić do długiej amfilady pokojów hotelowych, zza drzwi których wychylają się giganci światowej sceny muzycznej.

Sam Marek Niedźwiecki to swoisty kanon lektur muzycznych!

Lektura (nad)obowiązkowa
Muzyczne historie z życia zawodowego przeplatają się z opowieściami prywatnymi. Lektury książek Marka Niedźwieckiego, spotkania z ich autorem to okazje, by poznać odrobinę życia radiowego, ale i prywatnych historii, wspomnień pierwszych zakochań i rozczarowań redaktora Radia 357. To wspominane z uśmiechem własne próby poetyckie sprzed lat, liryczne wzruszenia w kolorze sepii związane z twórczością Haliny Poświatowskiej, której wiersze czytał nawet na antenie radiowej, a w tle grali King Crimson, Depeche Mode, Pink Floyd. Może te wspominki zainspirowały kogoś z uczestników do sięgnięcia po tomik Poświatowskiej? Jeśli idzie o literaturę – poza liryką – po którą sięga Marek Niedźwiecki, docenia pozycje wydawnictwa „Wielka Litera". Przypomniał o swojej nieodmiennej sympatii do książek Dana Browna i ich adaptacji. Od lektury oczekuje, by „łapała i trzymała do końca".

Autor „Australijczyka" przywozi pełne walizki anegdot z ziem różnych. Spragnieni widoków z podróży i historii Pana Redaktora odesłać trzeba obowiązkowo do bloga: www.marekniedzwiecki.pl, gdzie niezliczone opowieści, relacje i niejeden przepis kulinarny do skorzystania, a wszystko wysmakowane, przyprawione, podane z humorem, jak ta o niemal zauroczeniu napojem, który podczas spotkania określił jako „smak raju" – 7 Up!, smakującym swobodą i odległym od sczezłego, wszystko reglamentującego kawałka świata w środku Europy.

Homo peregrinus
Wypraw na koncie ma mnóstwo, podróży zarówno zawodowych, jak i prywatnych. A gdzie redaktora Niedźwieckiego można spotkać? Nieodmiennie w Górach Izerskich i to kolejna inspiracja podróżnicza, Jakuszycach, Szklarskiej Porębie, ale nowy warszawski adres jest jego sprawą absolutnie prywatną.

Autor „DyrdyMarków" to smakosz wina australijskiego, które pije najchętniej. Smaki, zapachy, miejsca – wszystko przywołuje kolejne wspomnienia. Dzięki udziałowi w quizie australijskim, w Sydney Opera House degustował najlepsze wina australijskie. Odkryciem zaś było piwo o smaku mango. A mango najlepiej wprost spod drzewa i tu wypada znów odesłać do lektury książki. Natomiast smaki, które przyprawiają Pana Redaktora o wzruszenie to receptura na kotlety mielone z przepisu Taty. Wśród wspomnień smaków lat dziecinnych jest też kaszanka z Szadku (przede wszystkim historia wyrobu – odesłać znów należy do niezastąpionych lektur i bloga); spokojnie można wybrać się także na zakupy do zakładu mięsnego w Szadku – oferta wciąż aktualna!

Z emu i strusiem w herbie
Miłośnik Australii, jeden z największych ambasadorów tej części świata, fascynuje swoją pasją i miłością nieprzemijającą do kontynentu; pasjonat tamtejszej kultury, smaków i zapachów. Fotografuje Australię od wielu lat. A jego rekomendacje wina w „Australijczyku" (Wino i winnice na końcu świata) można uznać za przewodnik dla rozkoszujących się tym trunkiem.

W odniesieniu do Antypodów Redaktor poszukując pierwszych z Australią skojarzeń, wspomniał film Stanisława Barei „Żona dla Australijczyka", którą ten znalazł nie gdzie indziej jak w „Mazowszu". Później terra Australis to także punkt na liście wyjazdów zawodowych. W rozmowie przyznał, że była to „miłość od pierwszego lądowania". A olejek eukaliptusowy przywozi z każdej podróży na półkulę południową. Po kilkunastu wyprawach na Antypody, nadszedł czas trudny – Australia jest zamknięta. W czasie rozmowy wyczuwalna była tęsknota autora „Radioty" za tą częścią jego życia, za miejscem drogim i obecnie niemożliwym do osiągnięcia.

Z obrazów Marka Niedźwieckiego można wysnuć wniosek, że Australia to wspaniałe miejsce, żeby się zagubić i że gubiąc się w Australii, czuje się bezpiecznie. To opowieści, które można pochłaniać bez końca, czytać i słuchać, i planować przy nich podróż, nawet jeśli taka wyprawa nie zakończy sią pobytem w pobliżu Uluru. Moc i magia opowieści Niedźwieckiego polega na tym, że naturalnie przybliża świat emu i kangura tym, którzy na antypody być może nie trafią. Na tym też polega magia radia, słuchacz widzi taki radiowy świat, jakim przedstawi mu go redaktor, a nikt świata nie wyśpiewuje tak jak Marek Niedźwiecki, może tyko australijscy praprzodkowie w Epoce Snu tak ten świat urządzili.

Z Redaktorem Niedźwieckim bariery geograficzne pokonuje się ot, tak, a ci, którzy myślą o destynacji podróży winni przemyśleć rekomendacje autora „Australijczyka".

„Zagraj to jeszcze raz, Sam"
To spotkanie to trochę tak, że wydawnictwa dotychczasowe Marka Niedźwieckiego „tu i teraz", głosem autora zyskują swe „rozszerzenie". Okładka nie wieńczy dzieła, bowiem każde kolejne spotkanie z redaktorem to kolejny rozdział do doklejenia.

Powroty są najciekawsze, bo wśród historii najnowszej nowości słychać też najbardziej znane fragmenty opowieści; wielu już tego wysłuchało, wyczytało, by znów dać się porwać, uwieść nieprawdopodobnej magii, mocy głosu. Znów, bez otwierania książki wraz z Redaktorem, wrócić i przeżywać na nowo opowieści. Warto też pokusić się o „DyrdyMarki" w wersji audio, czytane przez samego Autora.
Spotkanie szczególnie cenne dla mieszkańców Zduńskiej Woli, choć nie tylko, bowiem goście przybyli z różnych miast województwa, np. Łodzi, Łasku. Tym bardziej widać z jaką (re) nostalgią, radosnym poruszeniem witają raz wtóry Gościa, jaką wartością są dla mieszkańców te spotkania.

„Lubię wracać"
Zrobiło się nostalgicznie, ot, po prostu radiowo. Rozmowy o muzyce to przecież również rozmowy o ludziach muzyki. Podążając za Gościem, słuchacze wstępowali do długiej amfilady kolejnych pokojów hotelowych, gdzie zza drzwi wychylali się giganci światowej sceny muzycznej.

Chciałoby się powiedzieć: „lubię wracać" i będzie to najlepsze podsumowanie klimatu spotkania, który tak naturalnie wytworzył się w tym czasie. Swojskość Autora ośmielała, skracała dystans, a dzięki temu śmiech niósł się po sali ze znacznie większą siłą i swobodą.

Galopujący czas udało się nieco rozciągnąć, by mogły paść pytania ze strony publiczności. Akcent to bezcenny, szczególnie, gdy dialog przebiega z tak życzliwie usposobionym Gościem. Nie mogło zabraknąć odniesień do podróży na Antypody, pracy radiowej.

Spotkanie wieńczyły podpisy publikacji, płyt i kartek. I oczywiście wspólne fotografie z Markiem Niedźwieckim. Redaktor Radia 357 wykazał się ogromną życzliwością i cierpliwością, bowiem chętnych do otrzymania podpisu nie brakowało.

Organizacja wieczoru pozostała do końca na wysokim poziomie. Należy podkreślić wkład całego Zespołu MDK, który obsługiwał wydarzenie. I za tę pracę podziękować.

Biały mazur
Słuchać Marka Niedźwieckiego można by bez końca, ale nic nie może wiecznie trwać, idąc kolejnym muzycznym tropem.
Na każdym, najznakomitszym nawet balu, przychodzi czas na biały mazur, toteż zapatrzeni i zasłuchani, widząc finał, liczymy na powroty.
Warto także wracać do Zduńskiej Woli, albo... warto zacząć ją odwiedzać, bowiem zaskakuje i przyciąga różnorodnością wydarzeń, których moc każdego nowego tygodnia!

Cóż pozostaje? Czekać na następne spotkanie z Markiem Niedźwieckim, wierząc w duchu, że będzie można porozmawiać o kolejnej książce.

 



Magda Górowska-Mitrus
Dziennik Teatralny Łódź
14 października 2021