W kontuszu i żupanie

Wystawianie klasyki zawsze wiąże się z ryzykiem kalania narodowych świętości. Laco Adamik kilka lat temu zrealizował we Wrocławiu "Halkę" daleką od konwencjonalności, odartą z całej rustykalnej otoczki.

Młodzi zareagowali żywiołowo na próbę dialogu z tradycją, starsze pokolenie miało za złe reżyserowi, że przeinaczył, co tylko mógł. Teraz nie będą mieli powodu do narzekań, bo "Straszny dwór" to typowa opowieść z czasów, kiedy cały świat człowieka zamykał się często w obrębie jego modrzewiowego dworku, a sąsiedzkie wizyty i knute przy tej okazji intrygi urastały do rangi wiekopomnego wydarzenia.

Pięknie wygląda w spektaklu oszczędna, choć niezwykle wizjonerska scenografia Barbary Kędzierskiej, której centralnym motywem jest drzewo. Nie bez przyjemności ogląda się też bohaterów odzianych w charakterystyczne dla sarmackiej Polski stroje, jak kontusz przewiązany charakterystycznym szerokim pasem czy nakładany żupan. I choć realizatorzy podkreślali archaiczny już język (słynne "panie bracie"), nie razi on aż tak bardzo, jak można było się obawiać. Mało tego, dzięki wyświetlaniu libretta na elektronicznym czytniku wreszcie można dokładnie poznać słowa finałowego mazura, które w nagraniach bywają zwykle nie do odróżnienia.

Dzięki pracy dyrygenta Tomasza Szredera, z partytury skreślonej ręką Moniuszki udało się wydobyć wiele pięknych, a być może nie zawsze zauważalnych momentów (warto przysłuchać się m.in. chórowi oraz Hannie i Jadwidze w scenie wróżenia z wosku w II akcie).
Choć "Straszny dwór" to zdecydowanie męska opera (panowie "kradną" dla siebie wszystkie słynne arie), piątkowego wieczoru królowały dwie panie: Aleksandra Kubas w partii Hanny i Anna Bernacka jako Jadwiga. Kubas zaśpiewała porywająco, z lekkością i finezją niełatwą arię Hanny w IV akcie. Szkoda, że Moniuszko dla postaci Jadwigi przewidział mniej eksponowaną rolę, bo Bernacką chętnie oglądałoby się w większej scenie, oprócz tradycyjnej dumki z II aktu.

Andrzej Kalinin doskonale odnalazł się aktorsko w roli Damazego. Laco Adamik nadał tej postaci bodaj najbardziej indywidualny i oryginalny rys ze wszystkich bohaterów - odbrązowił go i uczynił nie błaznem, ale inteligentem.

Polemika z Moniuszką

Z Laco Adamikiem, reżyserem "Strasznego dworu", rozmawia Małgorzata Matuszewska

Pasjonuje się Pan grafiką komputerową, nie kusiło Pana, żeby wykorzystać ją w "Strasznym dworze"?

Nie. Elementem scenografii "Strasznego dworu" jest drzewo, symbol naszego kraju, powrotu do domu. Można je oczywiście pokazać jako animację, jednak specjalnie zrobiliśmy je inaczej. Nadaje charakter całej wizji scenograficznej. Przedstawienie nie zawsze potrzebuje nowych mediów, wszystko zależy od jego stylu. Ale każde wprowadzenie filmu do teatru jest brzemienne w skutki. Bo to jest materiał, który zawsze przykuwa uwagę.

Twierdzi Pan, że Moniuszki nie trzeba grać na kolanach, tylko z nim polemizować. Jak Pan się kłóci z Moniuszką?

Nie ma nic gorszego niż powtarzalność i nuda. A jeśli dziś ktoś mówi, że Moniuszko to jest kompozytor klasy B, albo że jego dzieła to ramoty, to tylko dlatego, że się je wystawia bez należytej uwagi. Wszędzie na świecie nawet do najświętszych narodowych dzieł artyści podchodzą, czytając je na nowo, szukając dzisiejszych kontekstów.

Jakich?

Dziś ludzie rozumieją pewne sprawy inaczej niż za czasów Moniuszki. Po co się pastwić nad biednym Damazym, który nie chodzi w stroju polskim? To jest dziś kompletnie niezrozumiałe. Pracując z aktorem nad tą postacią, nie wykreśliłem tekstu, ale tłumaczyłem, że Damazego tak trzeba zagrać, żeby było widać, że on nie jest tym, za kogo wszyscy go uważają. Moniuszko jest pojemny i można go różnie czytać. Mówię oczywiście o części literackiej.



Magdalena Talik
POLSKA Gazeta Wrocławska
9 marca 2009
Spektakle
Straszny dwór