W Królestwie Narodowego Starego Teatru

Szpitalny anturaż w spektaklu "Królestwo", nawiązującym do słynnego serialu Larsa von Triera, nie powinien nikogo zmylić. Bo reżyser Remigiusz Brzyk w Narodowym Starym Teatrze chciał opowiedzieć o... Narodowym Starym Teatrze. Co z tego wynika dla widzów?

Choć jesteśmy w szpitalu, to tak naprawdę lądujemy w teatrze. Bardzo konkretnym. Bo Starym. Wiadomo to już od pierwszego dialogu, który prowadzą ze sobą pacjentka (fenomenalna w tej kreacji Elżbieta Karkoszka) i lekarz (Michał Majnicz).

Gdy doktor mówi, że "pracuje tu od 6 lat" i że "przyszedł za poprzedniego dyrektora", słychać śmiech na sali. Wszyscy wtajemniczeni w sprawy sceny przy ul. Jagiellońskiej już wiedzą, że aktor mówi o sobie i swojej obecności w teatrze. I takich nawiązań do sytuacji panującej w tym budynku jest sporo.

Jeszcze niedawno wydawało się, że instytucja podzieli los Teatru Polskiego we Wrocławiu. Dziś można stwierdzić, że operacja się udała, pacjent przeżył. Pytanie, czy wystarczy mu artystycznej kroplówki, którą chwilowo zapewnia porozumienie dyrektora Marka Mikosa z zespołem w postaci Rady Artystycznej.

Spektakl pozostaje jednak w znacznym stopniu niespełnioną obietnicą. Od strony wizualnej jest to z pewnością przemyślana i skończona forma teatralna. Świetnie sprawdzają się metaliczne ściany, zmieniające się w ekrany. Umiejętnych gier z serialowym oryginałem też nie brakuje (jak dwójka sprzątaczy, którymi w telewizyjnym odpowiedniku jest para osób z zespołem Downa, a w spektaklu zmagający się ze skutkami udaru, z niemocą ciała Krzysztof Globisz i słynąca z pomocy w swojej fundacji osobom niepełnosprawnym Anna Dymna).

Jest gęstniejąca atmosfera, gmatwanina układów, splątanych czerwoną linką, dyskusja o duchach miejsca, czyli mitach, na które wiecznie chcą się powoływać niektórzy. Zaglądamy w rozmaite zakamarki siedziby teatru, niedostępne dla widza, wsłuchujemy się w ściany budynku.

Ale trudno tu uzyskać odpowiedź na najważniejsze pytanie: "Po co?". Jako katharsis dla zespołu i osób z towarzystwa "okołostarego" z pewnością ten spektakl spełni swoje zadanie. Ba, czytelność sytuacji dla wielu ludzi pracujących w instytucjach kultury będzie oczywista - na przykład, gdy chodzi o wizyty ministra. Ale czy udało się zbudować uniwersalną i zrozumiałą konstrukcję teatralną? Mam wątpliwości.

Jest ten spektakl także ostrzeżeniem. Sypie się świat, który znamy, powódź może zalać nas niepostrzeżenie - w czasie, gdy wszyscy zajęci są świętowaniem z powodu podania teatralnej kroplówki. Katastrofa wciąż jest możliwa. Tragifarsa bardzo łatwo może zmienić się w horror. Jak u Larsa von Triera.



Łukasz Gazur
Dziennik Polski
28 lutego 2019
Spektakle
Królestwo
Portrety
Remigiusz Brzyk