W objęciach miłości

Idąc za klasycznym i znanym wszystkim cytatem Tadeusza Boya-Żeleńskiego „w tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz" możemy domyślić się o czym jest spektakl „Wieczór Trzech Króli". Tak to już jest z miłością. Jest piękna, ale wraz z nią pojawiają się komplikacje, a także rozczarowania.„Wieczór trzech króli" to jedna z najważniejszych szekspirowskich komedii, którą mało kto zna, gdyż nie omawia się jej w szkołach. Od 2021 roku możemy oglądać to przedstawienie w Teatrze Narodowym w Warszawie. Za reżyserię odpowiada Piotr Cieplak. Reżyser wyłowił z tej historii to, co najważniejsze, czyli pokazał jak skomplikowane mogą być miłosne intrygi, które oplatają bohaterów niczym sieć pająka.

Fabuła opowiada o Księciu Orsino (Oskar Hamerski), który jest szaleńczo zakochany w Oliwii (Wiktoria Gorodeckaja). Hrabianka w tym samym czasie zakochuje się w posłańcu Księcia – Cesario (Michalina Łabacz), który okazuje się być zakochaną w księciu kobietą. Ale się wszystko pogmatwało...

Wyżej wymienione postacie są pierwszoplanowe. Ich odtwórcy odegrali swoje role bardzo dobrze. Mimika, głos, wokal były na najwyższym poziomie.

Jak na Szekspira przystało, oprócz wątków miłości i szeroko pojętego nieszczęścia, mamy do czynienia z postaciami i wydarzeniami komicznymi. Na dworze u Oliwii pracuje Błazen (Cezary Kosiński), a także przebywa jej kuzyn Pan Tobiasz (Bartłomiej Bobrowski) oraz rzekomo, przyszły kandydat do serca hrabiny – Pan Andrzej (Mariusz Benoit). To, że postać Błazna powodowała u publiczności śmiech jest normalne, ale jednak relacja i dialogi Panów Tobiasza i Andrzeja najbardziej porwały widownie. Mężczyźni zawsze byli podpici, rozmawiali o kobietach, bójkach. Ich relacja była komiczna, ale także przyjacielska, o czym świadczyły zwroty do siebie „Panie Andrzejku/Panie Tobiaszku". Aktorzy wykreowali postacie fantastycznie i dostali duże brawa. Tak samo jak Pan Jerzy Radziwiłowicz, który przeszedł przemianę i z postaci racjonalnej stał się postacią komiczną.

Komizmu dodawały także niektóre piosenki. Orkiestra grała na żywo, a aktorzy wchodzili w interakcje z muzykami. Powodowało to wrażenie, że to bohaterowie, a nie kierownik muzyczny Pan Tomasz Pawłowski, dyrygują i nadają ton muzyce.

Scenografia Andrzeja Witkowskiego nie była skomplikowana. Na scenie można było zobaczyć ruchome żywopłoty, krzesła i łóżko. Co innego kostiumy. Piękne sukienki dla Oliwii, fraki dla Chóru Lowelasów, barwna koszula Pana Andrzeja, kostium pirata to tylko przykłady. Każda postać była ubrana z klasą, a ubiór pasował do roli.

W tragediach i komediach antycznych występował chór, który komentował wydarzenia i wprowadzał widzów w treść. W „Wieczorze Trzech Króli", gdy trzeba było coś skomentować lub po prostu zaśpiewać z głównym bohaterem – wchodzili ONI – cali na biało – Chór Lowelasów, w składzie: Hubert Paszkiewicz, Paweł Paprocki, Jakub Gawlik. Aktorzy stworzyli tercet idealny. Mężczyźni wszystkie ruchy wykonywali synchronicznie. Zapewne kosztowało ich to dużo pracy, ale efekt jest powalający. Aktorzy śpiewali, tańczyli w butach na obcasie, wprowadzali bardzo dużo wesołości, a także rozprężenia w momentach kulminacyjnych. Oprócz tego byli ustawieni w kolejności od najwyższego do najniższego, co dodawało efektu dla oka. Chór Lowelasów skradł moje serce. Z postaci praktycznie trzecioplanowych stali się widoczni i wcale nie byli tłem.

Spektakl opowiada o tym, jak to jest być w objęciach miłości. To trudny temat, ale tutaj jest pokazany z przymrużeniem oka. Przemyślana szekspirowska historia, uwspółcześniona przez Piotra Cieplaka i ożywiona przez cudowny zespół aktorski aż prosi się o uwagę widzów. Mimo że „Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie" nie zdobył nagrody na tegorocznym Festiwalu Szekspirowskim to jest wart obejrzenia.

Zapraszam.

A jak nie to – co chcecie czytelnicy? Szekspir nie pozostawił po sobie tylko „Hamleta" i „Magbeta".



Zuzanna Styczeń
Dziennik Teatralny Warszawa
29 września 2022
Portrety
Piotr Cieplak