W pogoni za Archetypem Pamięci

Moim priorytetem i największym pragnieniem było uczynić życie sztuką. Traktować życie jak dzieło sztuki, jak rzeźbę. Zadłużyłem się w abstrakcie. Zrozumiałem, że abstrakcja to sposób na rozbicie rzeczywistości, zniszczenie pozornego zewnętrznego obrazu życia. Jest to droga poszukiwania, a nawet żądania, aby odzyskać próżnię, niebyt. Pojąć sens transcendencji. Potrzeba osiągnięcia wieczności, Absolutu. Pragnienie poczucia Bezczasowości

Z Sergem Ouakninem na temat książki „Książę Niezłomny” rozmawia Joanna Bolechowska.

Co było inspiracją Pańskich działań artystycznych?

W moich działaniach artystycznych zawsze dążyłem do uzyskania tego, co istnieje ponad granicą naszego wzroku. Naszych prostych umiejętności spostrzegania. Z tego także względu Wrocław jest dla mnie  bardzo szczególnym miejscem. Przechadzając się wzdłuż Odry, koło jednej z tych magicznych wysp, nad którymi czasem o poranku unosi się mgła, ma się poczucie niezwykłości. Jakby gęste, niemal namacalne uczucie pamięci wychodziło z ziemi. Wierzę, że jesteśmy w ścisłym związku z różnymi warstwami pamięci i znakami Wszechświata istniejącymi także gdzieś głęboko w nas. Moim zdaniem rolą artysty jest ich odsłonięcie, wyartykułowanie, sprawienie, że staną się niemal dotykalnymi obiektami. Oczywiście rozmawiamy o czymś, co jest nieśmiertelne i transcendentne. Co jest jednocześnie rzeczywistością i metaforą. To właśnie przekonanie było moją inspiracją.

Kiedy zainteresował Pana polski teatr?

Polska kultura zaintrygowała mnie po obejrzeniu „Małżeństwa” Gombrowicza. Do Paryża przyjechała grupa Argentyńczyków z bardzo surrealistycznym przedstawieniem. To było coś niezwykłego w Paryżu, tak się dotychczas nie grało.
Później przypadkiem natknąłem się na artykuł o Grzegorzewskim. Artykuł nosił tytuł „Teatr archetypu”. Po przeczytaniu zrozumiałem, że właśnie odnalazłem mojego upragnionego mistrza. Zawsze uważałem, że sztuka powinna obcować z archetypem pamięci.  W tym czasie na jednym z wykładów dowiedziałem się sporo o polskim romantyzmie. O poetach, których zadaniem było obudzenie społeczeństwa, zjednoczenie go prowadzące do oswobodzenia. Pewien niesamowity profetyczny proces. To bardzo odpowiadało mojej wizji świata. Poety nie jako samotnika, ale kolektywnego, natchnionego ducha.

Grotowski odpowiadał Pańskiej wizji romantycznego profety?

Tak, niezależnie od komunistycznego reżimu Grotowski miał wizję pracy niczym XIX-wieczny profeta. Z tego okresu pamiętam także schizofreniczność postaw polskich. Pewnego razu spędziłem Boże Narodzenie w rodzinnym domu mojego przyjaciela. Zaskoczyło mnie, że jego ojciec, który w czasie obiadu częstował mnie polityczną przemową o stalinizmie, o podwyższaniu jakości, liczbach, w nocy klękał i płakał, śpiewając polskie kolędy. Wtedy zrozumiałem, że rzeczywistość jest wielowarstwowa. Grotowski potrafił to doskonale uchwycić.
I choćby właśnie w tym duchu wielowarstwowości doświadczeń Jerzy przyjąwszy tekst „Księcia Niezłomnego” przetłumaczonego przez Słowackiego, pociął na fragmenty i poukładał w nieco inny sposób. Gdy przyjechałem do teatru Grotowskiego, spektakl był już gotowy. Przedstawienia były wystawiane dla czterdziestoosobowej publiczności. Ja widziałem go 58 razy. „Książę Niezłomny” wprawiał w zdumienie, pewien rodzaj transu, któremu ulegali zarówno aktorzy jak i widzowie. Grotowski prowadził swoje teatralne poszukiwania przy pomocy metody Stanisławskiego. Teatr był jedynie inspirowany rzeczywistością, utracił swą mimetyczną formę.

W pewnym momencie Grotowski poprosił Pana o zrekonstruowanie podziału sekwencyjnego „Księcia Niezłomnego”…

Tak, Grotowski poprosił mnie o zrekonstruowanie jego podziału spektaklu. To nie był tylko tekst, raczej rodzaj rozśpiewanej, transowej choreografii  jakby na wzór afrykańskich rytuałów. Wszystko by obudzić archetyp i pamięć rzeczy. Coś jakby rekonstrukcja męki Jezusa Chrystusa. Wówczas szczytem osiągalnych dla mnie środków rejestracji był ołówek i kartka. Więc w tym biegu scen, starałem się uchwycić zarys sekwencji. Poszukiwałem najbardziej minimalistycznych elementów. Uchwyciłem ich 51. Później okazało się, że dokładnie tyle w swoim scenariuszu posiadał też Grotowski (dokładnie 50, u mnie 51-wszą stanowiła cisza po spektaklu). Byłem jedyną osobą upoważnioną do zarejestrowania na papierze kreatywnego procesu odbywającego się na scenie. Moim zadaniem było stworzenie elementów umożliwiających zrozumienie logicznej struktury jego procesu twórczego.
Potrzebowałem uchwycić oryginalną energię życia. Aktorzy jawili się niczym Big bang.  Niezwykła intensywność. Wszyscy prócz księcia, który wpadał w inny, nietypowy trans, objawienie. On stawał się jakby niematerialny, jego duch wychodził z ciała.  

Jak wyglądały artystyczne poszukiwania Jerzego Grotowskiego?

Grotowski skierował się na drogę artystyczną, na której nie ma widzów, za to uznaje się „świadków” przytomnych i świadomych akcji, gdy „czyniący” dzielą swój rytuał między wszystkich. Poszukiwania skupiały się na tym, jak ludzkie prawdy mogą do owych świadków trafić dzięki innej formule dzielenia się sobą- poprzez głos. Grotowski pragnął dotrzeć do źródeł sztuki oraz do granic przedstawienia. Stało się jasne, że na teatr, drogę ku poznaniu nie składa się sama ludzka obecność. Książę Niezłomny postawił dwa niezwykle ważne pytania, zdecydowanie wykraczające poza fabułę czy element rytualny, mianowicie: Co to znaczy kształcić aktora? Jaka jest funkcja teatru?
Niezwykłość tego spektaklu polegała na tym, że wreszcie teatr mógł uciec od repertuaru i zmienić się w sztukę. Ten rodzaj dramatycznej choreografii dawał podwójnie silne wrażenie dzięki muzyczności skandowanych głosów oraz jakby aktowi halucynacji. To było wtedy zupełnie nieznane na Zachodzie.
Grotowski wykorzystał osłupienie do odróżnienia „aktora-twórcy” od aktora-odtwórcy powszechnie wpisanego w konwencję teatralną tego czasu. Na szali pozostawiał własną autentyczność i przekonania. Z „teatrem trupa” skonfrontował sztukę, w której aktor ryzykuje całym swym jestestwem.

W jaki sposób na „Księcia Niezłomnego” reagowała publiczność?

Po przedstawieniu nikt nie klaskał. Równałoby się to wzięciu na siebie współwiny za agonię Księcia, co było niemożliwe. Milczenie było konieczne, stano jeszcze chwilę na swoich miejscach, ludzie byli przerażeni i osłupiali.

Co stanowiło inspirację do twórczych poczynań Jerzego Grotowskiego?

Grotowski nieraz podkreślał, że punktem wyjścia do dzieła jest rana w człowieku, intymna blizna, a nie kwestia społeczna. Konieczne było nawiązanie więzi między złamanym istnieniem ludzkim, a krajem pragnącym wydrzeć się ze swego wyniszczenia.

Jak przebiegała Pańska analiza procesu twórczego podczas „Księcia Niezłomnego”? Z pewnością trudnym zadaniem było uchwycenie emocji, napięcia, gry jedynie przy pomocy ołówka i kartek papieru…

To niesamowite, jak niewerbalna droga rysowania i konieczność stwarzania wykresów gry, a nie dosłowność tekstu stały się moimi atutami. Potrzebny był mi bowiem wpierw widoczny ślad narracyjnego ciągu spektaklu. Logika kreski, plastyczna siła szlaku linii, poszukiwanie spójności w koncercie znaków stały się bramą do tajemnic głosu i gry. Następstwem tych możliwości była refleksja nad relacją między procesem twórczym a kształceniem aktora. Z czasem, gdy przyzwoliłem sobie na pominięcie na papierze tej nieuchwytnej „niezłomności”, rysunek stał się swoistym obrazem mentalnym. To było coś w rodzaju automatycznego zapisu. Moje oczy były półotwarte, a ręce swobodnie poruszając się po arkuszu, oswajały aktorską grę. W trakcie tej pracy wszystkie fragmenty stawały się uporządkowane, układały się w sekwencje zawierające początek, punkt szczytowy i koniec.

Wśród grających w tym spektaklu aktorów, nieco innym transem i energią cechował się Książę…

Nawet gdy Książę przypadkiem przypominał religijną ikonę, tak naprawdę przekształcał się w rodzaj ludzkiego losu umiejscowionego ponad śmiertelnością. Poprzez wejście w transcendencję wymykał się codziennym ramom swej „niezłomności”. Z rzeczywistego, namacalnego świata wędrował w kierunku symbolicznych wartości Absolutu.  Wobec pozostałych on jedyny przechodzi do świata niewidzialnego w całości. Kontrastował z drapieżnymi ptakami swym białym światłem, pełną wiary drgającą mową. Książę brał udział w grze nieco innego porządku, to zjawisko wykraczało poza teatralne ramy.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Serge Ouaknine - reżyser teatralny, artysta plastyk, autor i wykładowca uniwersytecki, uczestnik licznych projektów z pogranicza różnych dyscyplin sztuki. Studiował w paryskiej École Nationale Supérieure des Arts Décoratifs oraz na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. W 1966 roku dołączył do zespołu Teatru Laboratorium we Wrocławiu. Obrana droga artystyczno-intelektualna pozwoliła mu na łączenie działań z dziedziny reżyserii, malarstwa, badań międzykulturowych oraz poszukiwań z pogranicza sztuk plastycznych i teatru. Ma na koncie 40 spektakli teatralnych, 1 operę i reżyserię 2 pokazów sztucznych ogni. Jest autorem licznych scenariuszy teatralnych i filmowych, zbioru wierszy, zbioru opowiadań oraz około 250 publikacji akademickich. Prowadził warsztaty artystyczne i teatralne we Francji, Kanadzie, USA, Maroku, Meksyku, Argentynie, Brazylii, Kolumbii i Izraelu. Jest także ekspertem w dziedzinie wielojęzycznych wydarzeń teatralnych opartych na koncepcji „teatru nomadycznego”. W 2009 roku został uhonorowany odznaczeniem „Zasłużony dla Kultury Polskiej” za osiągnięcia artystyczne i akademickie, które przyczyniły się do poszerzenia wiedzy o polskiej kulturze i procesie twórczym Jerzego Grotowskiego.



Joanna Bolechowska
Dziennik Teatralny Wrocław
5 maja 2011
Portrety
Mikołaj Gogol