Waleczna muza Francji
Ekscentryczna Jane Birkin, ikona lat 60., 4 lutego zaśpiewa w Teatrze Roma piosenki napisane dla niej przez Serge’a Gainsbourga– Bardzo się cieszę na przyjazd do Warszawy, bo jeszcze nigdy nie byłam w Polsce – mówi „Rz” piosenkarka i aktorka, która w 1968 r. wyjechała z rodzinnej Anglii i zamieszkała w Paryżu. – Na myśl o waszym kraju tyle mi przychodzi do głowy: dwójka sierot z Polski, z którymi się zaprzyjaźniłam, Lech Wałęsa, bohaterstwo, które wielokrotnie okazaliście – dodaje Jane Birkin. – Kojarzycie mi się z narodem romantycznym i walecznym. Myślę o Napoleonie i o tym, że chciałabym zobaczyć dom, w którym mieszkała jego polska kochanka. Chcę też odwiedzić miejsce upamiętnienia warszawskiego getta. Artystka wystąpi 4 lutego w Teatrze Roma. – Mam nadzieję, że teatr jest gdzieś blisko Muzeum Powstania Warszawskiego. Bo kiedy moi dźwiękowcy przygotowują salę, dostaję kilka godzin wolnego. Zabieram ze sobą przyjaciółkę, która już była w Polsce – przed laty przywoziła ciężarówką ubrania do polskich sierocińców. Mam nadzieję, że razem wrócimy do miejsc, które zna – mówi. 61-letnia Jane Birkin to nie tylko wokalistka kochana przez Francuzów, traktowana jako najważniejsza muza ich narodowego bohatera Serge’a Gainsbourga. To także aktywistka z uporem lobbująca w sprawach demokracji i pokoju na świecie. Organizuje kampanie i akcje na rzecz obrony ofiar wojny w Czeczenii, odwiedza Afrykę i ściąga zainteresowanie mediów na panującą tam biedę. Ale z największym oddaniem walczy o Aung San Su Kyi, swą przyjaciółkę, więzioną od lat opozycjonistkę z Birmy. Społeczne zaangażowanie Birkin i jej silna pozycja artystyczna we Francji to zaskakująca kontynuacja burzliwej młodości, która wróżyła jej raczej karierę seksbomby. Jej filmowy debiut był skandalem, muzyczny też. W 1966 r. zagrała w „Powiększeniu” Michelangelo Antonioniego, pokazując więcej ciała, niż brytyjska publika dotąd na ekranie widywała. Jej postać w scenariuszu opisano jednym słowem: „Blondynka”. Dwa lata później pojechała do Paryża i dostała rolę w filmie „Slogan”, choć nie mówiła słowa po francusku. Na planie poznała Serge’a Gainsbourga, z którym w 1969 r. zaśpiewała „Je t’aime... moi non plus” – muzyczną ilustrację męsko-damskiego zbliżenia, którą potępił Watykan i której Radio BBC nie chciało grać. Francuska publiczność na początku jej nie znosiła, ale konsekwentną karierą muzyczną (nagrała kilkanaście albumów) i rolami w ponad 70 filmach udowodniła, że ma zalety większe niż nietuzinkowa uroda. – Poznałam w życiu wspaniałych ludzi i to mnie uratowało przed moją głupotą – mówi „Rz” artystka. W Warszawie zaśpiewa głównie piosenki Gainsbourga. Bilety kosztują od 70 do 180 zł.
Paulina Wilk
Rzeczpospolita
16 stycznia 2008