Walka na śmierć i życie
Tematem literatury są wielkie namiętności, wypełniające nasze życie, niekiedy zgubne. Tym więc cenniejsze są utwory, które rzetelnie i wnikliwie poddają analizie owe zmysłowe doznania, wskazując na ich zbawienny lub niszczycielski wpływ. Jednym z takich uczuć jest zazdrość. Często jednak zdarza się, że teatr lub literatura traktuje ten problem powierzchownie, spłycając jego rolę w naszym życiu. A jak ze sztuką Esther Vilar "Zazdrość" poradził sobie Teatr Kamienica?Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Sama autorka uważa, że teatr musi zmuszać do płaczu lub do śmiechu. Oglądając spektakl w Kamienicy, daleka byłam od płaczu, a histeria zdradzanych kobiet, zakochanych w tym samym mężczyźnie, nie wydała mi się śmieszna. Gorzej, wzbudzała niekiedy niesmak. Wszystkie trzy panie, mieszkające w jednym apartamentowcu, w różnych okolicznościach, spotkały mężczyznę, bez którego, jak się okazało, nie mogły żyć. Nie przeszkadzało im zgoła, że ów mężczyzna był żonaty. Dlaczego z bogatego dorobku autorki właśnie ta sztuka, zatytułowana w oryginale "Zazdrość na trzy faxy", wystawiana była w Polsce wiele razy?
Telewizyjny spektakl w reżyserii Jandy i z jej udziałem formalnie okazał się najciekawszy. W Kamienicy bezceremonialną walkę na śmierć i życie toczą mało wyrafinowanymi metodami trzy kobiety: prawowita żona, 50-letnia prawniczka, 36-letnia architekt, która z sadystyczną satysfakcją informuje ową żonę, że wzięła w posiadanie jej męża, oraz 25-letnia studentka, której wydaje się, że to ona wygrała tę walkę. Jak widać mężczyzna dobiera sobie partnerki coraz młodsze, co nie znaczy, że którejkolwiek zostanie wierny. Dlaczego więc miałabym z zainteresowaniem śledzić tę mało wysublimowaną rywalizację, przewidując od początku, jak się ta intryga potoczy? A że takich dramatów, być może głęboko przeżywanych, spotykamy też wiele w życiu, nie znaczy, że miałyby poruszyć moje emocje w teatrze. Krystyna Janda przestrzega nas przed traktowaniem tego czworokąta serio, uważając, że jest to zaledwie figura emocjonalno psychologiczna.
Zazdrość jest naturalną konsekwencją miłości, dlatego chodzi tu o wszystko: o życie, o śmierć, o miłość. Tego tonu nie znalazłam w Kamienicy. Aktorki: Martyna Kliszewska, Dorota Kamińska i Julia Rosnowska, pewnie za sprawą reżysera, grają zbyt agresywnie.
Hanna Karolak
Gość Niedzielny
8 września 2015