Wampir z wywiadu

Najgorszą metodą na oswojenie lęku przed ciemną stroną własnego człowieczeństwa jest odseparowanie go i spersonalizowanie jako upiora – takie wnioski wyciągnąć można z najnowszego przedstawienia Agaty Biziuk. Spektakl „Wpuść mnie" zrealizowany został w gliwickim Teatrze Miejskim i właśnie z Gliwic autorka czerpie inspirację.

To w tym mieście rozgrywa się akcja spektaklu i to, niezaznaczone na mapach, cmentarzysko odnalezione w trakcie budowy nowej części trasy DTŚ stało się inspiracją dla rozgrywającej się w nim historii.

Pięcioro bohaterów skrywających się w bunkrze przed grasującym na zewnątrz wampirem, odkrywa przed resztą swoje najbardziej intymne emocje i historie, zmuszając nas do zastanawiania się na nowo nad granicą pomiędzy życiem i śmiercią oraz człowieczeństwem.

Obecny na zewnątrz, jak i w opowieściach i umysłach bohaterów wampir, stanowi metaforę naszych własnych, nieokiełznanych lęków. Irracjonalna obawa przed nieznanym i śmiercią spersonalizowana w formie wampira kontrastuje z naszymi własnymi, wewnętrznymi demonami, które oddalają nas od ludzi i prawdziwego życia.

Warto zwrócić uwagę na język spektaklu, który doskonale łączy cytaty z literatury, między innymi z Mickiewicza i Biblii, popularnonaukowe wypowiedzi psychologów z nawiązującymi do popkultury, codziennymi i mocno współczesnymi wypowiedziami bohaterów.

Tak samo wrażenie robi swobodne żonglowanie przeróżnymi konwencjami. Możemy dostrzec tu elementy między innymi teatru cieni, kabaretu, musicalu, czy konwencji gier i zabaw dziecięcych.

To wszystko jednocześnie urzeka i pozwala zdystansować się od akcji i bohaterów podkreślając tragikomiczny charakter przedstawienia. Połączenie wyboru oryginalności tematu i uniwersalnej problematyki sprawia, że spektakl jest godny uwagi i interesujący, choć bohaterowie przez całą akcję właściwie nie wychodzą z betonowej kryjówki.

Świetnie zagospodarowana przestrzeń oraz dobrze wykorzystana scenografia Pawła Brajczewskiego w połączeniu z doskonałą charakteryzacją, stylizowaną na Nosferatu, postaci wampira (granego przez Mateusza Trzmiela) sprawia, że spektakl dobrze się ogląda a także wszystko do siebie pasuje. Ważną rolę odgrywa również świetnie budująca napięcie i dopełniająca sceny, zróżnicowana muzyka Piotra Klimka. Warto również zwrócić uwagę na konsekwencję wyboru miejsca oraz tematyki.

Nie tylko tajemniczy cmentarz nawiązuje do Gliwic i Śląska. Spektakl przepełniony jest nawiązaniami do znanych motywów, między innymi wampira z Zagłębia, odkrycia antywampirycznych pochówków na budowie Drogowej Trasy Średnicowej w Gliwicach czy tekstów kultury – filmów „Nosferatu – symfonia grozy" i „Wywiad z wampirem". Również postacie w przedstawieniu pochodzą z Gliwic albo do nich przyjechali i wspominają niejednokrotnie nazwę Gliwic i Śląska, aby wyraźnie podkreślić nam, gdzie się znajdujemy.

Zbyt konsekwentni wydają się natomiast bohaterowie. Ich tendencyjność, przesadne szarżowanie emocjami przy braku odpowiedniego nabudowania ich oraz fakt, że czuć, że aktorzy grają sprawia, że odcinamy się od nich, a nagłe wybuchy gniewu i paniki bardziej drażnią niż przekonują.

Całość jest tak pomieszana jak motyw wampira. Od mrożących krew w żyłach potworów służących do straszenia dorosłych po popkulturowego amanta, który założył już pewnie konto na Tinderze.

Mamy tu do czynienia z typową śląską Matką-Polką bez własnego życia i stylu, typową korposuką, również bez własnego życia, która próbuje znaleźć miłość na Tinderze, chłopakiem z blokowisk – górnikiem, który ma kompleksy bycia prostym facetem, bo przez to został porzucony, rozwiedzionym człowiekiem biznesu, który ma problemy z własnymi emocjami i relacjami z innymi ludźmi oraz wieczną córkę nudnych, próbującą wyzwolić się od nudnej, konserwatywnej rodziny, która nie chce traktować jej podmiotowo.

Być może taki był zamiar Biziuk, aby postacie przypominały nam kalki z naszego współczesnego świata, doskonale oswojone przez naszą wyobraźnię, a jednocześnie trudne do utożsamienia się z nimi poprzez zbytnią jednoznaczność. Każda z tych postaci również jest na swój sposób nieżywa, co pasuje do całości.

Niemniej jednak brakuje mi w teatrze bohaterów, których chciałabym poznać; niejednoznacznych i oryginalnych, a jednocześnie z krwi i kości. Te występujące w „Wpuść mnie" przypominały raczej lalki albo współczesną odpowiedź na postacie z commedia dell'arte. Ich nagłe krzyki potęgowały tylko ten efekt sprawiając, że mogliśmy poczuć się od nich lepsi, zestawiając nasze bardziej kompletne życia i znowu niczego nie nauczyć, choć akurat ten spektakl miał duży potencjał, aby przekazać nam pewną prawdę o nas samych.

 



Sylwia Kobuszewska
Dziennik Teatralny Katowice
2 marca 2020
Spektakle
Wpuść mnie
Portrety
Agata Biziuk