Wciągająca opowieść o świecie, nad którym Bóg stracił kontrolę

Łódzki Teatr im. Jaracza dzięki Turriniemu i Zawodzińskiemu wraca do dawnej świetności.

Sztuka "Z miłości" ma bardzo przemyślną strukturę. Oglądamy jeden dzień z życia mieszkańców wielkiego miasta. Historie pozornie przypadkowe układają się w logiczny ciąg. Impulsem dla Petera Turriniego stało się zdarzenie, które zbulwersowało austriackie media. Oto dobrze sytuowany, spokojny obywatel, kochający mąż i ojciec, morduje najbliższych. Potem bez oporu przyznaje się do winy, a na pytanie, dlaczego to zrobił, odpowiada: z miłości. Ta zbrodnia nie była wynikiem impulsu, wcześniej udał się do sklepu, by kupić siekierę.

Turriniego, tak jak wielu czytelników, ta historia wprawiła w osłupienie. Mnożyła pytania i wątpliwości. Powstała pasjonującą opowieść o ludzkich namiętnościach i szaleństwie świata, nad którym Bóg stracił kontrolę.

To właśnie Dobry Bóg jest narratorem tej historii. Świetnym pomysłem było powierzenie tej postaci Bogusławie (nomen omen) Pawelec, która nadała jej szlachetność, wrażliwość, ale też pokazała bezradność. W prologu wyraźnie dumna jest ze swego dzieła, bo tworzonego z miłości do człowieka.

Szybko okazuje się jednak, że mimo dobrych intencji nie radzi sobie ze światem. Nie wszystko Bóg zdołał w nim przewidzieć, choćby tego, że stanie się rzeczywistością, w której ciężko nie zwariować.

Waldemar Zawodziński stworzył spektakl pełen emocji. Opowieść o rzeczywistości zdesakralizowanej, rozpadzie więzi międzyludzkich, skrywanych głęboko namiętnościach. Sceny z życia mieszkańców miasta rozgrywają się rytmicznie, jak filmowe etiudy.

Grający Michaela Webera Mariusz Słupiński oddał całą złożoność człowieka targanego namiętnościami. Weber ma cechy bohatera Dostojewskiego, a użyta do morderstwa siekiera nie jest przypadkowym rekwizytem.

Dramatyzm losów oglądanych postaci, ludzi "skrzywdzonych i poniżonych", Turrini przeplata z elementami komizmu, wręcz groteski. W takiej konwencji rozgrywają się niektóre opowieści z komendy policji, przesłuchania prostytutki walczącej o własny rewir i rozmowy policjantów. Scena z napotkanym włóczęgą brzmi zaś wręcz jak moralitet.

Potrzeba zaspokajania miłości wyraża się w wieczornej orgii, ale też w zabawnym i wzruszającym rytuale. Oto nobliwa Ella Bischof (Dorota Kiełkowicz) pielęgnuje w pamięci spotkania z mężem przy czekoladowym torciku, który podjadała z jego talerzyka. Teraz jako wdowa pojawia się w lokalu i próbuje powtórzyć ten rytuał z nieznajomymi mężczyznami, wprawiając ich w osłupienie. Jedna z najbardziej wzruszających scen to rozmowa Dobrego Boga z zabitym dzieckiem. A pytanie "Dlaczego mnie nie uratowałeś?" na długo pozostanie w pamięci.

Stwórcy nie bardzo udał się świat, ale Waldemarowi Zawodzińskiemu spektakl udał się znakomicie. I też czuło się, że robiony był z miłości.



Jan Bończa-Szabłowski
Rzeczpospolita online
2 lutego 2018
Spektakle
Z miłości