Wesoła apokalipsa

Oglądam nowe przedstawienie poznańskiego Biura Podróży na Alexanderplatz, w sercu Berlina. Obok miejsca gry kłębi się spory tłum. Jedni przychodzą, bo o spektaklu wyprodukowanym przez Instytut Adama Mickiewicza w ramach zagranicznego programu polskiej prezydencji słyszeli. Inni zatrzymują się, bo czują, że coś zaraz zacznie się dziać. O przedstawienie pyta mnie pan o wyglądzie typowego niemieckiego inżyniera. Wprowadzam go w temat, pan zajmuje miejsce na ławce. Zostanie do końca, wygląda na zaciekawionego widowiskiem

"Planeta Lem" nie stawia bowiem barier dla widzów. Ogromne, białe, szczudlaste roboty przypominają jako żywo klony z "Gwiezdnych wojen". Od pierwszych chwil atakuje muzyka i światło. Biuro Podróży odchodzi od zaangażowanego charakteru dawnych spektakli w rodzaju "Carmen Funebre" na rzecz komunikatywności. Jeśli to komuś wystarczy, w "Planecie Lem" zobaczy atrakcyjne widowisko scrence fiction o międzyplanetarnych podróżach Ijona Tichego, który bezskutecznie próbuje zrozumieć nieprzyjazny Kosmos. Wiele tu cytatów z popkultury, z dzieł mistrzów dawnego malarstwa (Velazquez), pokraczne Lepniaki polubią nawet dzieci, bo ani chybi odnajdą w nich podobieństwo do Teletubisiów.

Jeśli poskrobać jednak mocniej, okaże się, że Paweł Szkotak zobaczył w Lemie wybitnego antyutopistę i wykorzystał jego dzieła (przede wszystkim "Dzienniki gwiazdowe" oraz "Kongres futurologiczny") do odmalowania nowego, wcale nie wspaniałego świata. Na "Planecie Lem" normą jest bowiem dławienie wolności jednostek, a te, które się opierają, brane są za groźnych wichrzycieli. Wszystko znajduje się pod kontrolą inteligentnych maszyn, od doskonałego pozornie porządku nie ma ucieczki. Biuro Podróży bawi się światem z Lema w serii efektownych sekwencji, a jednak idzie o ostrzeżenie. Nasza niedoskonała rzeczywistość ma w sobie wiele absurdów, ale i tak jest lepsza od wszelkiego totalitaryzmu. Nic nowego, a jednak w widowisku Biura Podróży brzmi świeżo.

Szkotak i jego ludzie widzą w autorze "Solaris" nie zasępionego proroka, lecz rozbawionego własnym profetycznym darem ironistę. Dlatego w "Planecie Lem" całkiem sporo jest zabawy, celnych gagów, wręcz wzruszających obrazów. Co nie osłabia wymowy przedstawienia, za to zaprasza do myślenia. Warto przyjąć to zaproszenie, zanim okaże się, że obudziliśmy się na "Planecie Lem"...



Jacek Wakar
Przekrój
24 sierpnia 2011
Spektakle
Planeta Lem