Weteranka

W życiu uczuciowym człowieka istnieje zjawisko, które psychologowie określają mianem dyferencjacji. Polega ono na pogodzeniu się z faktem, że będąc w związku, nie stanowimy jedności z drugą osobą – wbrew emocjonalnemu instynktowi zawłaszczenia i kontroli. Taki akt świadomościowy nie dokonuje się jednak bez walki, z której akurat bohaterka quasi-monodramu Pawła Szumca nie wychodzi zwycięsko.

Grana przez Martę Bizoń Grażyna Jagielska, na podstawie książki której powstał spektakl, po latach małżeńskiego pożycia z reporterem wojennym Wojciechem Jagielskim trafia do szpitala psychiatrycznego z zespołem objawów stresu pourazowego. Śmiertelne ryzyko i niebezpieczeństwa, na które jej mąż narażał się z każdą kolejną podróżą, zawsze przeżywała tak, jak gdyby dotyczyły jej samej. Dagestan, Czeczenia, Afganistan, Abchazja: wszystkie docierały do czterech ścian warszawskiego mieszkania, w którym trwał remont, mrugał telewizor i wychowywało się kilkuletnie dziecko. Było to życie nieustannie zagrożone utratą. Raz Jagielscy postanowili wyjechać na front razem. Nic z tego nie wyszło: on zbyt martwił się o jej bezpieczeństwo, ,,przestawał być dziennikarzem". Ona zastanawiała się, co tu robi, skoro ma syna, a z okna jej domu widać ,,skwerek w fontanną". Rozłąka i niepewność na powrót stały się więc Pozwalając bohaterce swobodnie opisywać swoje emocje i według własnej pamięci przywoływać bezpośrednie i telefoniczne rozmowy z mężem, jego gesty i ton głosu, reżyser otwiera przed widzem uniwersum jej sposobu odczuwania. Naturalnie, jest to wizja stronnicza i totalitarna, dlatego wszelka próba wydawania osądu odnośnie tego, kto zawinił, mija się z celem. Czy winą za niefortunny finał obarczyć należy męża, pomimo odpowiedzialności za rodzinę regularnie stawiającego na szali swoje życie, czy kobietę, która z pełną, koniec końców, świadomością poślubiła reportera wojennego, po czym nie potrafiła poradzić sobie z podejmowanym przez niego zawodowym ryzykiem? Ale dyskurs Jagielskiej jest wolny od roszczeń czy egzaltacji, a Szumcowi bynajmniej nie chodzi o typowanie winowajcy. Spowiedzi bohaterki słuchamy z zainteresowaniem przede wszystkim dlatego, że 53 wojny to portret kobiety inteligentnej i niezależnej, która przygląda się swojej przeszłości ze smutnym, ironicznym półuśmiechem, jakby sama nie dawała w nią wiary.

To również opowieść o klasycznej egzystencjalnej iluzji końca samotności, w którą wpędza nas miłość. Iluzji tej żaden tekst kultury nie jest w stanie obalić. Zostaje tylko dzielenie się doświadczeniem w duchu postromantycznej racjonalizacji.

Jest w tej opowieści, szczególnie dzisiaj, uniwersalny potencjał; w erze, kiedy zagrożenia przestają mieć wymiar geograficzny, pozostaje tylko nauczyć się żyć z ryzykiem dotyczącym nie tylko nas, ale tych, z którymi decydujemy się żyć. Być razem, ale osobno. Bohaterka Szumca zdaje się jednak pytać: jeżeli ktoś żyje pełnią życia z dala od Ciebie, co zostaje do przeżywania razem?



Ada Minge
Dziennik Teatralny Kraków
22 grudnia 2015
Spektakle
53 wojny
Portrety
Paweł Szumiec