Węzeł gordyjski

Cztery postacie, które pojawiają się na scenie, sprawiają wrażenie jednej, zwielokrotnionej. Parada zawirowań akcji zapętla się, tworząc rodzaj karuzeli, która rozdaje karty. Nie ma jednej stałej tożsamości teatralnej, aktorzy wymieniają się rolami, starają się zaskakiwać, bawić, ironizować. Czasem jednak zbyt usilne starania odnalezienia swego rodzaju komizmu w absurdalnej rutynie dnia codziennego, wpadają w pułapkę komediowej mielizny

Scenografia ogranicza się do biurka i kilku krzeseł. Czasem jest to biuro, w którym praca polega na bezmyślnym przekładaniu kartek z jednego stosu na drugi. Innym razem gabinet lekarza, pszczelarza, prawnika. Krążące po tych przestrzeniach postacie próbują - wyrażając na głos swoje rozterki i opowiadając o dziwnych zdarzeniach, których byli uczestnikami - wyrwać się z zaklętego kręgu swojego dnia powszedniego. Gruba żona, niemiły kolega w pracy, złośliwość rzeczy martwych, lekarz, którego zasadą jest: „po pierwsze: szkodzić”, pszczelarz wypisujący recepty.

Problemy czwórki mężczyzn krążą od ogranego stereotypu do prawdziwego świata na opak. Pomostem między tymi dwoma brzegami miał być humor: prześmiewczy, ironizujący. Nie rozumiem tylko, dlaczego czasem ogranicza się on do kwitowania absurdu jakimiś wulgarnymi wyrazami, które właściwie w teatrze nie mają już takiej siły oddziaływania. A już na pewno nie posiadają one mocy rozwiązania węzła gordyjskiego zapętlonego języka.  

Przejścia między poszczególnymi scenami wypełnione są głośną muzyką i rodzajem pantomimy wstępnej, w czasie której postacie jakby uzgadniają swoje role. Wątki przechodzą w usta kolejnego aktora dosyć konsekwentnie, co istotne, jeśli widz ma w tak różnych fizjonomiach odtwórców rozpoznać głównego bohatera. Każdy daje mu jednak też coś od siebie, jakiś charakterystyczny gest czy zafiksowane słowo. I ten zabieg stanowi chyba najciekawszy element spektaklu. Brak stałej tożsamości postaci teatralnej cechuje teatr w rzeczy samej postdramatyczny, teatr otwarty na eksperyment, nieskostniały w swojej formie, a więc w naturalny sposób niedokończony, fragmentaryczny. Próba zalepiania tych dziur komizmem niezbyt wysokich lotów podcina mu skrzydła.



Magdalena Talar
Dziennik Teatralny Kraków
9 maja 2011