Wieczór filmowy w olsztyńskim Teatrze im. Stefana Jaracza

Na sobotniej premierze w Teatrze Stefana Jaracza czułem się jakbym znalazł się w kinie na filmie o filmie. Lubię kino, więc przedstawienie "Produktu" Marka Ravenhilla obejrzałem z zainteresowaniem.

Gdyby nasz świat w wyniku jakiegoś kataklizmu przestał istnieć i pozostało z niego w postaci zapisu tylko premierowe przedstawienie w reżyserii Michała Kotańskiego, to czego nasi następcy dowiedzieliby się o nas? W 50-minutowym monologu Jamesa (Grzegorz Gromek), którego wysłuchuje aktorka Olivia (Agnieszka Grzybowska) padają słowa-klu-cze: bar sushi, Osama, dywanik modlitewny, pomarańczowy strój, ale też nóż. To kolejna, po Filipie Piszczajko w "Żydówkach", dobra rola Gromka. 

James jest producentem i chciałby zrobić film o miłości zaczynający się od przypadkowego spotkania dwojga ludzi w samolocie. Ten film będzie o lęku i krwi, bo wszystko w świecie filmu jest na sprzedaż, a mężczyzna to terrorysta. Producent opowiada scenariusz aktorce. Zaglądamy więc do filmowej kuchni. Dodatkowo scena kameralna teatru sprzyja "filmowemu" myśleniu. Scenografia Pawła Walickiego to wielkie rozsuwane tafle szkła. Przypominają o świecie terminali lotniczych i wystawowych hal, w których snują się ogłupiali ludzie, jak w wizjonerskich filmach Jacquesa Tati. Można myśleć też o zimnych wnętrzach, w których siedzą przeraźliwie samotni kobieta i mężczyzna. Malował je, ostatnio odkryty na nowo, amerykański malarz Edward Hopper. 

Dobrym zwieńczeniem sobotniego wieczoru był wernisaż w teatralnej galerii Foyer malarstwa i rysunków Izabelli Janiszewskiej-Obarek. Jedna z jej prac zainspirowana jest czymś tak ulotnym, jak trzepot gołębi w papieskim oknie. Podobnie jak płonące wieże, te gołębie to jeden z symboli naszej cywilizacji.



Marek Barański
Gazeta Olsztyńska
11 lutego 2009
Spektakle
Produkt