Wielowymiarowość istnienia

Tomaszowi Bazanowi udało się przeprowadzić niebanalny i porywający eksperyment. Za pomocą skrajnego minimalizmu środków i perfekcji ruchu, wypracował nowy język, w którym można rozmawiać z widzem o imponderabiliach. Jacek Poniedziałek w przejmujący sposób zobrazował wielowymiarowość istnienia człowieka w świecie. "Indukcje" udowadniają, że nagość w teatrze nie musi być wulgarna, multimedia nudne, a prawidłowa interpretacja - jedna

Fabuła „Indukcji” pozbawiona jest wyraźnych zwrotów akcji, mimo to opowieść jest pod wieloma względami linearna. Po pierwsze – w znaczeniu fizycznym: kierunki ruchu scenicznego wyznaczane są przez światło reflektorów, które rozchodzi się po liniach prostych. Po drugie – każda ze scen przebiega we własnym rytmie, który budując napięcie, konsekwentnie zmierza do poprzedzonego puentą wyciemnienia. Po trzecie - lineraność widowiska buduje się w sferze znaczeń: motyw przewodni „Indukcji” to przekraczanie granic. Wszystkich. Intuitywny taniec Tomasza Bazana jest obrazem ludzkich marzeń o wyjściu poza bariery cielesności. Elementy tańca butoh przełamane zostają ruchem zaczerpniętym z innych technik. Jacek Poniedziałek w monologu o podróży do Włoch opowiada o przekraczaniu granic państwowych. Projekcja filmowa, w której operatorka kamery – Monika Kotecka - na żywo prezentuje zbliżenia twarzy i ciał aktorów, zaciera granice między realnością, a rzeczywistością wirtualną. Całość widowiska stawia pytanie o granice sztuki i zwraca uwagę na ich płynność – trudno bowiem określić czy „Indukcje” mieszczą się jeszcze w kategoriach spektaklu teatralnego, czy są raczej eksperymentalnym performansem.

Współobecność trzech postaci scenicznych i kontrast ich działań sprawiają, że każdej z nich można przypisać inną symbolikę. Tomasz Bazan, którego głównym środkiem wyrazu jest ekspresja nagiego ciała, uosabia sferę sacrum. Kiedy w pierwszej scenie, przy dźwiękach muzyki klasycznej, pracownik techniczny bezceremonialnie wchodzi na scenę i zdejmuje z niego biały sportowy strój, Bazan staje się obrazem młodości i pierwotnej siły ludzkiego ciała. Jest jak wygnany z raju Adam, który zaraz będzie musiał się przyodziać, ale zanim to zrobi, pozna każdy centymetr swojego ciała w całym jego pięknie i ze wszystkimi ułomnościami. Stojący początkowo tyłem do widzów Jacek Poniedziałek ubrany w elegancki, formalny strój, wpisany jest w sferę profanum. Doskonale kontrastuje z nagością Bazana. Jest Adamem ubranym, czyli mężczyzną, który odarty z pierwotności i instynktu, podlega społecznym konwenansom. Dlatego w drugiej scenie spektaklu jego ekspresyjny taniec co chwilę przerwany jest przez naturalistyczny upadek. Przestrzeń muzyczną tej sceny tworzą rozchodzące się echem taneczne kroki Poniedziałka. Dźwięk jest tak zmodyfikowany, że towarzyszące mu ruchy aktora wydają się ciężkie, momentami wręcz ociężałe. Chociaż mężczyzna nie jest otyły, to wydaje się, że waży co najmniej tonę. To kolejny motyw spektaklu, który opiera się na kontraście. Chodzi tu przecież nie o masę tancerza, lecz o ciężar innego rodzaju – metafizyczny bagaż, na który składają się różne elementy. Być może jest to grzech pierworodny, być może dorobek ludzkości, a może ból istnienia i osobistych doświadczeń, albo paradoksalnie nieznośna lekkość bytu.

Obecni na scenie mężczyźni, chociaż funkcjonują na zasadzie autonomii, to w szerszej perspektywie wyraźnie tworzą jedność. Są jak dwie strony medalu, prowadzące ze sobą grę o to, która z nich ostatecznie znajdzie się na wierzchu. Zachodzące między nimi interakcje śledzi operatorka kamery, której obecność na scenie zmienia swój status. Najpierw pełni funkcję pośrednika pomiędzy akcją sceniczną a projekcją. Później, kiedy kadr kamery zatrzymuje się na jej twarzy, ze współtwórczyni staje się uczestniczką spektaklu. Gdyby nie projekcja, siedząca z boku sceny dziewczyna pozostałaby niemalże niewidoczna. Transmitowany na żywo wyraz jej twarzy stanowi doskonały komentarz do monologu Poniedziałka i towarzyszącego mu, paralelnego, tańca Bazana. Wiadomo, jakie znaczenie ma ziewanie, a jakie moment, w którym dziewczyna przeciera oczy ze zdziwienia. Kiedy ona obserwuje siebie za pomocą kamery, jej utrwalony przez filmową projekcję wzrok śledzi aktorów i widownię. Wszyscy jesteśmy nieustannie obserwowani – zdaje się mówić ten prosty, a jednocześnie wymowny zabieg scenograficzny. Jeśli przyjmiemy, że Tomasz Bazan symbolizuje starożytny okres humanistycznego kultu ciała a Jacek Poniedziałek - konwenanse i sposób funkcjonowania człowieka we współczesności, to postać Moniki Koteckiej symbolizuje przyszłość: świat, w którym człowiek nie będzie potrafił poznawać otoczenia inaczej niż za pośrednictwem mediów elektronicznych.

Niewinny wierszyk „hej, chłopczyku z tamtej wioski nie mów do mnie tak, kiedy lato nas ozłoci odnajdziemy kwiat” staje się tu światełkiem w ciemności, które poprzez swój sentymentalizm przenosi widza w znajome obszary świadomości. Odbiorca czuje się w nich na tyle pewnie, że jest w stanie utożsamić się z tak niecodziennymi i wielowymiarowymi postaciami, jakie kreuje w „Indukcjach” trójka bohaterów. (Kreować to w tym wypadku złe słowo. Powiedziałabym raczej: oni nie są „nie-sobą”)

Tomasz Bazan w swoim spektaklu podejmuje tematy niejasne i abstrakcyjne, czyni to jednak w sposób na tyle wyważony, że ani na moment nie popada w banał. Od odbiorcy wymaga skupienia, w zamian pozostawiając szerokie pole interpretacji oraz przestrzeń do refleksji. Twórca „Indukcji” ufa widzowi, dlatego nie boi się eksperymentować. Wie, że kiedy widowisko niebezpiecznie zbliża się do granicy patosu, warto spuścić z tonu i przełamać konwencję dowcipem. Zabawny i ironiczny monolog Jacka Poniedziałka, momentalnie oczarowuje publiczność, która wcześniej może poczuć się skonfundowana i rozdrażniona natrętną (ale doskonale dopasowaną) muzyką. Spektakl w całości jest inteligentnym i intrygującym eksperymentem, który łączy mistrzostwo ruchu i tańca z tematyką metafizyczno - egzystencjalną. „Indukcje” to rzecz o poznawaniu świata i samego siebie, o pełnej upadków i przeszkód samotnej podróży przez życie, a także o zbawiennej mocy sztuki i poezji.



Magda Szpecht
G-punkt
4 czerwca 2011
Spektakle
Indukcje