Wielu ludzi po prostu go lubi

Byłoby truizmem przypominanie kreacji Jerzego Stuhra, bo ma ich na swoim koncie dziesiątki. Były też sukcesy na włoskich scenach i festiwalach filmowych. Nie tak dawno obchodził jubileusz 40-lecia pracy artystycznej. Właśnie skończył 66 lat.

I obchodził w sposób fantastyczny, bo znakomitą rolą w spektaklu "32 omdlenia" [na zdjęciu] według jednoaktówek Czechowa, wyreżyserowanym w Teatrze Polonia. Potem było heroiczne zmaganie się z chorobą i powrót do artystycznego życia. Powrót dynamiczny, przy kamerze, bo nawet w czasie choroby aktor nie rezygnował z pracy. Jerzy Stuhr, aktor, reżyser, pedagog, o którym Krzysztof Kieślowski mówił: "Wydaje mi się dość wyjątkowym w Polsce przypadkiem aktora, który sprawdza się we wszystkich gałęziach sztuki, które uprawia", właśnie skończył 66 lat.

- Muszę wyzdrowieć, bo chcą jeszcze udowodnić moim widzom, że trzeba walczyć. Chcą dla nich wystąpić na scenie i tym samym podziękować za wielkie wsparcie tysiącom widzów - powiedział mi Jerzy Stuhr podczas jednej z naszych krakowskich rozmów. W jakże krakowskim i bliskim mu miejscu - w kawiarni obok Starego Teatru.

Udowodnił. Wystąpił.

Tak sobie myśli...

Jakże przejmująco i zarazem zwyczajnie brzmią słowa aktora, który doświadczenia choroby opisał w swej najnowszej książce "Tak sobie myślę".

- Ta choroba uczy mniepokory. Niepogodzenia sięzlosem, ale pokory wobec majestatu życia i śmierci. Ta choroba nauczyła mnie tolerancji. Na każdego bliźniego będąpatrzyłjuż przez pryzmat bólu i strachu przed nimi będę go rozumiał. Ta choroba ukazała mi piękno życia, mojego życia. Dała mi silą, aby tego nie stracić. Ta choroba pokazała mi, jak bardzo jestem kochany przez moją żoną i dzieci. Dowiedzieć sią, że kobieta poświąca sią dla ciebie po czterdziestu latach małżeństwa tak bezgranicznie to wielki dar, i robisz wszystko, aby wyjść, żeby jej dać siebie jeszcze lepszego, bardziej kochającego, bardziej wyrozumiałego, dać jej radość bycia razem. Ta choroba, o czym już pisałem, pokazała mi, jak wielu ludzi po prostu mnie lubi.

Miłość rodzinna i sukcesy zawodowe niezwykle pomagają w walce z ciężką chorobą. Jerzy Stuhr jest szczęściarzem, bo ma jedno i drugie. Jego jubileuszowe "32 omdlenia", w których jest tak doskonały, obok Jandy i Gogolewskiego, to przede wszystkim sentymentalna podróż w stronę teatru, na jakim wychował się i wykształcił. Teatru bogatego w doskonałą literaturę, wymagającego od aktora poświęcenia i szacunku. Wbrew dzisiejszej modzie Stuhr "Nie dorabia ideologii, a w zamian oferuje przerysowany gest czy słowo, które jednak zachwyca, wzrusza lub złości, ale na pewno wywołuje emocje. To także teatr ascetyczny, zdany przede wszystkim na aktora. (...) Wybitny aktor robi nam frajdę i przypomina teatr, jaki rzadko dziśjuż oglądamy. Stuhr, w przeciwieństwie do wielu młodych aktorów, również sztukę kreacji i metamorfozy opanował do perfekcji" - pisano w popremierowych recenzjach.

Co mu się nie podoba?

Byłoby truizmem przypominanie kreacji Stuhra. Były ich dziesiątki, z pamiętnym Maksiem w "Seksmisji" na czele (pan Jerzy się jeży, gdy wciąż mu tę rolę przypominamy). Były też sukcesy na włoskich scenach i festiwalach filmowych, było rektorowanie w krakowskiej PWST...

Jerzy Stuhr, wybitny aktor i reżyser filmowy, od wielu lat jedynie okazjonalnie występujący na scenie, opowiada o przyczynie swego "rozbratu" z teatrem.

- Nadeszła epoka teatru, który estetycznie sią ode mnie oddala. Nie podoba mi się to, co proponują młodzi reżyserzy, nie rozumiem zachwytów nad ich, często brutalnym, ordynarnym, krzykliwym i powierzchownym teatrem. I wcale nie rewolucyjnym. To, co oni robią, to dla mnie wyważanie otwartych drzwi. Mam wrażenie, że widzialem już to wszystko w latach 70. w teatrze studenckim i zachodnim. Ta plakatowość, fragmentaryczność i pastwienie się nad człowiekiem to wszystko już było. Dlaczego ci młodzi wciąż opowiadają o biologii i intymności człowieka? Dlaczego tak bardzo degradują go, a nie próbują zrozumieć? To nie jest mój świat, nie rozumiem takiej jego wizji. Miałem taki bliski kontakt z młodymi, a jednak ich teatr już nie jest moim teatrem. Psychologia i poezja z teatru wyparowały, a ja ich potrzebują. Chcą, żeby teatr mnie wzruszał, a współczesny teatr zwykle mnie przeraża.

W 2011 r. Stuhr zagrał rzecznika prasowego Watykanu w "Habemus papam - mamy papieża" Nanniego Morettiego. Niedawno telewizja włoska wyemitowała pierwszą z dwóch części filmu "Ostatni papież król" w reżyserii Luci Manfrediego, w którym Stuhr wcielił się w rolę generała zakonu jezuitów. Uwieczniona w filmie historia dotyczy czasów od zmierzchu Państwa Kościelnego do narodzin państwa włoskiego, gdy ostatnim monarchą był papież Pius DC Film obejrzało sześć milionów Włochów. -Powiedziano mi, że bardzo dobrze wyglądam w habicie, więc może minąłem się z powołaniem - żartował w naszej rozmowie aktor. Dodał też, że w październiku rozpoczną się zdjęcia dojego najnowszego filmu "Obywatel", w którym zagra wraz z synem Maciejem. - To historia inteligenta, który wie, gdzie są pryncypia, ale jest za słaby, aby je realizować. Napisałem scenariusz o życiu w Polsce przez ostatnie 60 lat. Najtrudniej przyszło mi pokazać ostatnie dwie dekady. Gdy myślą o tym okresie, układa misie on w ciąg upokarzających scen - powiedział artysta.

Ma mnóstwo zajęć

Aktor zajęty jest nie tylko sprawami zawodowymi, ale ma też wiele zajęć domowych, związanych z roczną wnuczką i trzynastoletnią córką syna Maćka, Matyldą. Rodzina zwykle choć część wakacji stara się spędzić w pięknym domu i ogrodzie pana Jerzego, gdzie wciąż jest mnóstwo pracy. - Szybko i do przodu - to moje hasło. Bo przecież tak naprawdę jestem szczęściarzem. A upływ czasu? Dla mnie zerwanie kartki z kalendarza na kolejny rok jest zawsze znakiem, że nie wyprzedzą swojego czasu. On musi iść tak, jak ma iść. A ja muszę się mu podporządkować.

Szanowny Jubilacie,

życząc stu lat w zdrowiu, czekamy nie tylko na Pański film, ale także na kolejne role z nadzieją, że znów pokaże Pan w Krakowie "32 omdlenia".



Jolanta Ciosek
Dziennik Polski
30 kwietnia 2013
Portrety
Jerzy Stuhr