Wierność słowu
Muzyki zaczął się uczyć już we wczesnym dzieciństwie, w rodzinnym domu w Szczyrzycu. Budził konsternację pani od fortepianu, gdy grając sonatinę Mozarta czy Beethovena stwierdzał ni stąd ni zowąd z przekorą: 'a ja ten akord napisałbym inaczej'.Potem było Liceum Muzyczne w Krakowie oraz studia kompozytorskie u Stanisława Wiechowicza w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. To był przełom lat 50. i 60., a więc czas pierwszych Warszawskich Jesieni. Fascynowały go rozmaite eksperymenty w muzyce współczesnej, pisał utwory w stylu ówczesnej awangardy. Marzył nawet o warszawsko-jesiennym prawykonaniu swojej muzyki. Tymczasem trafił do kabaretu. Pasja do piosenki bardzo przeszkadzała mu w studiach, musiał ukrywać ją przed swoimi profesorami. Na jednym z wczesnych spektakli Piwnicy, wśród widzów znalazł się rektor Bronisław Rutkowski. Zygmunt usiłował schować się za pianinem odwróconym klawiaturą od widowni, aliści Piotr Skrzynecki z właściwym sobie poczuciem humoru pochwalił się od razu, iż pozyskał do kabaretu utalentowanego studenta kompozycji w PWSM, i oto przedstawia go publiczności i obecnemu tu rektorowi uczelni. Rektor okazał się zresztą wyrozumiały, przyszedł za kulisy i życzliwie porozmawiał z Zygmuntem. Inaczej profesor kompozycji, z którym trzeba się było rozstać w klimacie nieporozumień. Trudno się zresztą dziwić: student zbyt często opuszczał zajęcia. W piosence też zapragnął robić wszystko inaczej niż dotąd. Pokolenie dzisiejszych 60-latków doskonale pamięta kolonijny repertuar swojego dzieciństwa: Cichą wodę, Kubę wyspę jak wulkan gorącą, Wio koniku. Październikowa odwilż zaowocowała sporą dawką jazzu, także odkryciem piosenki francuskiej. Kiedy przyszedł do Piwnicy w 1959 roku, panował w niej niepodzielnie Komeda i Kurylewicz. Zygmunt Konieczny już wówczas szukał własnej, odrębnej drogi - odmiennej zarówno od jazzu, który określał ironicznie mianem 'muzyki społecznej', jak i piosenki o banalnym, czysto rozrywkowym charakterze. Inspiracją stała się przede wszystkim poezja. Młoda Piwnica żyła nią bez reszty. Teksty przynosili i proponowali Piotr Skrzynecki, Janina Garycka, Wiesław Dymny, Mieczysław Święcicki. Między pierwszymi piosenkami, Balladą o ogonie do wiersza Kubiaka i Cichym wiatrem do wiersza Wierzyńskiego, a wspaniałym umuzycznieniem Walca z Kwiatów polskich Tuwima, urodził się i rozwinął nowy gatunek: piosenka literacka. Piosenka granicząca niejednokrotnie z pieśnią artystyczną, by wymienić choćby Karuzelę z madonnami (Białoszewski), Garbusa (Leśmian), Pocałunki (Jasnorzewska-Pawlikowska), Taki pejzaż (Szmidt), Deszcze i Wiersze wojenne (Baczyński) - tak nierozerwalnie złączone z głosem Ewy Demarczyk. Równolegle rozwijała się przygoda Koniecznego z teatrem. Debiutował w tej dziedzinie w 1959 roku - muzyką do spektaklu Artura Millera Widok z mostu w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego. Ale 'źródłowym' doświadczeniem stała się tu współpraca z Mieczysławem Kotlarczykiem, legendarnym twórcą i dyrektorem Teatru Rapsodycznego. 'Kotlarczyk nauczył mnie pokory wobec tekstu' - wspomina po latach kompozytor. To był teatr nie inscenizacji lecz poezji. Muzyka mogła w nim zaistnieć jako naturalne przedłużenie słowa, jego interpretacja. W ostatnich latach Zygmunt Konieczny zmierzył się także z wielkimi formami muzyki 'poważnej', koncertowej. Uczynił to w sposób, który postawił go z miejsca w rzędzie czołowych polskich kompozytorów. W 100-lecie prapremiery Wesela powstała opowieść muzyczna do słów Wyspiańskiego pt. Serce moje gram. Świadkowie jej prawykonania mają żywo w pamięci długotrwałą owację na cześć kompozytora w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Niestety, stare mury Krakowa szybko wchłonęły echa tego wydarzenia, choć zostało ono zarejestrowane i pokazane przez telewizję. W 2002 roku powstała Litania Polska do tekstów Jana Twardowskiego, dedykowana Janowi Pawłowi II. Dziś zabrzmi ona jako muzyka do spektaklu Brata naszego Boga. Jest to rodzaj kantaty, nadzwyczaj zwartej w swej gradacyjnie wzrastającej w napięciu formie. Składa się ona z czterech zasadniczych części, poprzedzonych uwerturą, i przedzielonych refrenicznymi nawrotami do wstępnej formuły litanii: Kyrie elejson, Chryste elejson. 'Polskie inwokacje' do Matki Najświętszej - jak je nazywa ksiądz Twardowski - rozpoczynają się żałosnym tonem litanii do Matki Boskiej Bolesnej, następnie przybierają rozmaite oblicza Jej niezliczonych wizerunków ludowych, rozbrzmiewają brzmieniami surm bojowych, wywołując obrazy polskich dziejów, wreszcie kulminują w frenetycznym, rondowym finale, z fascynującym w swym tanecznym, synkopowym rytmie, dwuchórowym refrenie. W podziwu godny sposób łączy tu kompozytor charakterystyczną dlań ascezę języka dźwiękowego z intensywnością religijno-modlitewnej ekspresji i rozmaitością muzycznych idiomów, a wśród nich - niezrównanymi w swym autentyzmie, ludowymi śpiewami chóralnymi. Truizmem będzie stwierdzenie, iż Konieczny wypracował własny, wyraźnie rozpoznawalny język muzyczny, styl indywidualny, w którym oszczędność środków łączy się z niezwykłym ich wyrafinowaniem oraz szczególnym słuchem poetycko-muzycznym. Niewątpliwie znaczący wpływ wywarł nań nurt minimalizmu czy muzyki repetytywnej; nigdy nie lubił muzyki, w której jest nadmiar dźwięków i akordów. Ale na tle owego nurtu, jego muzyka wyróżnia się wyszukaną rytmiką i osobliwą, niuansową grą harmoniczną. Można by powiedzieć, iż jej najważniejszym 'tematem' jest czas i jego barwy. Istota jego twórczości tkwi wszakże w służebności muzyki wobec poezji w piosence i pieśni, obrazu w filmie, dramatu rozgrywającego się na scenie. Przy tym nie chodzi mu o powierzchowną i banalną ilustrację, lecz o wniknięcie w ducha, w sens tekstu, a więc o jego trafną, muzyczną interpretację. Jego maksymę estetyczną można by sformułować krótko jako w i e r n o ś ć s ł o w u. Autor jest rofesorem Akademii Muzycznej w Krakowie
Leszek Polony
Materiały Teatru Rampa
13 października 2006