Wierzę, że widz będzie zadowolony

Wielki aktor w wybitnej sztuce na znakomitej scenie! Już w najbliższą sobotę Ignacy Gogolewski wcieli się w Onufrego Ciaputkiewicza w „Grubych rybach“ Michała Bałuckiego.

Jaki jest pana Onufry Ciaputkiewcz z „Grubych ryb“ Bałuckiego, które w Teatrze Polonia reżyseruje Krystyna Janda? Ignacy Gogolewski: To barwna postać w świetnie skonstruowanej komedii. Mam tam m.in. słynną scenę „śniadańka“ na początku trzeciego aktu, kiedy mój bohater wraca na lekkim rauszu i rozwodzi się, jak to dobrze byłoby mieć prawnuka, który a nuż będzie dyrektorem kolei albo żeglugi balonowej, bo kto wie, czego oni jeszcze z czasem nie wymyślą. A że od czasu Bałuckiego trochę tych wynalazków powstało, więc widzowie tym lepiej będą się bawili. Jak widzi pan miejsce Bałuckiego w dziejach naszej dramaturgii? To wybitny komediopisarz w polskiej literaturze – zaraz po Fredrze. Wprawdzie sfrustrowany brakiem życzliwości krytyków popełnił samobójstwo, niedawno były nawet zakusy usunięcia jego pomnika z krakowskich Plant, ale pozostawił po sobie komedie, które są skarbnicą spostrzeżeń o polskich obyczajach. Posługuje się pięknym językiem. Trzeba ściśle przestrzegać jego wyrażeń: „już ciż“ albo „przypatrzcież się panowie“. Jego „Dom otwarty“ reżyserowałem w warszawskim Teatrze Rozmaitości w 1987 r. Dzisiaj, w wieku 77 lat, po raz drugi stykam się z tym autorem, w roli Onufrego Ciaputkiewicza. Czy pan, aktor Teatru Narodowego, z łatwością odnalazł się pod reżyserską ręką Krystyny Jandy w jej prywatnym Teatrze Polonia? Podziwiam temperament i rozległość zainteresowań energicznej pani dyrektor. Wcześniej spotkałem się z nią raz, niedługo po ukończeniu przez nią szkoły. Zaproponowałem jej rolę w sztuce Przybyszewskiego „Dla szczęścia“, która w 1977 r. reżyserowałem w Teatrze TV. Potem nasze drogi się rozeszły, pracowałem w różnych miastach, a ona rzuciła się w wir tworzenia prywatnej sceny. Podoba mi się, kiedy ktoś solidnie wykonuje to, czego się podejmie. Krystyna Janda wyznacza nową drogę prowadzenia teatru, bez przejętej po poprzedniej epoce rozbudowanej administracji. Jej śladem idą dziś inni koledzy. Teatr Polonia nie ma stałego zespołu. Aktorzy są zapraszani z innych teatrów. Może to przejaw powrotu do teatralnej normalności? To zbyt daleko idące stwierdzenie. Uważam natomiast, że Teatr Polonia po dwóch latach funkcjonowania w centrum stolicy jest już znaczącym punktem na teatralnej mapie Polski. Na szczęście komputery dają dziś możliwość ustawienia prób w taki sposób, żeby nie powodować komplikacji w naszych zajęciach na macierzystych scenach. „Grube ryby“ będziemy grali do połowy lipca, a potem jeszcze przez tydzień w sierpniu. Otrzymaliśmy wiele sygnałów od widzów, którzy życzliwie przyjęli inicjatywę grania w sezonie urlopowym. Obok pana partnerki, Wiesławy Mazurkiewicz, w przedstawieniu grają młode studentki ze szkół teatralnych Krakowa i Łodzi. Czy różnice między poszczególnymi szkołami teatralnymi widać w późniejszej pracy na scenie? Cieszę się, że Wiesława Mazurkiewicz gra moją małżonkę Dorcię, z którą sprzeczamy się w każdym akcie, ale nie za kulisami. W czasie naszej dosyć długiej pracy nie zetknęliśmy się wcześniej. Dobrze współpracuje się nam z dwiema miłymi, pełnymi wdzięku i zdyscyplinowanymi adeptkami sceny, które od czasu do czasu znikają, żeby zdawać egzaminy. Grają swoje role jako dyplomowe. Jako dwukrotny juror łódzkiego Przeglądu Spektakli Dyplomowych Szkół Teatralnych spostrzegłem, że szkoła krakowska bardziej stawia na umiejętność wymowy, a łódzka – na obycie przed kamerą, co wiąże się, niestety, z modą szybkiego mówienia, ze skracaniem słów. Tymczasem scena, żeby aktor był słyszany, wymaga pewnej krągłości wymowy. Takiego podkreślania samogłosek, żeby cały nośny, soczysty, jędrny tekst Bałuckiego dochodził do uszu każdego widza. Czy widz, na co dzień karmiony serialami, doceni kunszt aktorów grających mieszczan z końca XIX w.? Seriale mają raczej skąpe dialogi, rozłożone na dziesiątki odcinków. A „Grube ryby“ to kwintesencja, doskonale napisana trzyaktowa sztuka. Krystyna Janda lekko przesunęła czas akcji, do początku XX wieku. Jest m.in. gramofon, będziemy tańczyć walca i kadryla. Jestem przekonany, że czasu spędzonego w Teatrze Polonia nikt nie uzna za stracony. Michał Bałucki napisał „Grube ryby“ w 1881 r. Przez lata była to jedna z najpopularniejszych polskich komedii. Obecnie rzadko jest wystawiana. Powraca na scenę za sprawą Krystyny Jandy, która reżyseruje „Grube ryby“ w swoim Teatrze Polonia. Obok Ignacego Gogolewskiego na scenie zobaczymy m.in.Wiesława Mazurkiewicza, Małgorzatę Kocik, Justynę Kulig, Artura Barcisia, Krzysztofa Kiersznowskiego i Sławomira Orzechowskiego. Premiera w sobotę 28 czerwca, następne spektakle codziennie od 30 czerwca do 13 lipca. Od Gustawa do Onufrego Ciaputkiewcza Ignacy Gogolewski swoją karierę aktorską rozpoczął mocnym akcentem: jako Gustaw-Konrad w pierwszym powojennym wystawieniu „Dziadów“ reżyserowanym przez Aleksandra Bardiniego w 1955 roku. Młodego absolwenta Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie uznano wtedy jednogłośnie za wybitnego kontynuatora tradycji teatru romantycznego. Przez lata poszerzał jednak swój repertuar, grając m.in. w sztuce Witkacego „W małym dworku“ w reżyserii Wandy Laskowskiej w Teatrze Dramatycznym czy tworząc uznaną za wybitne osiągnięcie rolę Zygmunta Augusta w słynnych „Kronikach królewskich“ Stanisława Wyspiańskiego, wystawionych przez Ludwika René. Dobrze pamiętany jest również przez widzów telewizyjnych jako Antek Boryna z serialu Jana Rybkowskiego „Chłopi“. Z Teatrem Polskim, w którym wystawione zostały „Dziady“, związany był do 1955 roku, dwukrotnie również powracał do niego w latach późniejszych. Był aktorem Teatru Dramatycznego w Warszawie, Teatru Współczesnego, pełnił obowiązki dyrektora w Teatrze Śląskim w Katowicach, Teatrze im. Osterwy w Lublinie, a także w Teatrze Rozmaitości w Warszawie. Obecnie na stałe pracuje w zespole Teatru Narodowego, gdzie zagrał w 2000 roku m.in. świetną rolę Hrabiego Szarma w „Operetce“ Jerzego Grzegorzewskiego. Rola ta została wyróżnioną nagrodą im. Aleksandra Zelwerowicza.

Julia Rzemek
Zycie Warszawy
26 czerwca 2008