"Wkręcona" przyzwoitość

Dobrymi chęciami wybrukowano sporo ulic w artystycznym piekle. "Bańka mydlana" z warszawskiego Teatru Dramatycznego jest kolejnym tego przykładem. Szlachetne intencje kładzie wykonanie.

W opowieści o młodych ludziach z Tel Awiwu można rozpoznać problemy każdego społeczeństwa: to nie tylko strach przed terroryzmem, ale obawa i odrzucenie obcego, bo "nie nasz", bo jest gejem, bo wyznaje inną religię. Jest więc ten spektakl czymś w rodzaju Zeitheater naszych czasów, a więc teatru bezpośrednio zajmującego się niepokojami czasu, w którym wypadło mu działać. Tylko - jak to się drzewiej mawiało: "Cyryl jest w porządku - ale te metody...". Wiele z tych bardzo słusznych rzeczy reżyser i aktorzy na szkodę samym sobie gubią już to w scenicznym gadżeciarstwie, już to w straszliwym niechlujstwie wykonania młodych aktorów. 

Ponieważ przedstawienie jest nowoczesne, nieodzownym jego składnikiem muszą być obowiązkowe projekcje wideo. Tam, gdzie wymaga tego akcja, bo wydarzenia relacjonuje telewizja - pełna zgoda, niech żyją multimedia. Ale to machanie kamerą, ta manieryczna już zabawa zbliżeniami twarzy aktora, którego widzimy przecież na scenie - działa przeciwko samemu aktorowi.

Dziś trzeba mówić o tym jako o rzeczy kompletnie nieznanej, przeto nowej - ale wygaszenie światła, pozostawienie aktora samego wobec publiczności działałoby w teatrze silniej niż bateria 3 kamer i 15 włączonych telewizorów. Ta orgia elektronicznych cacek, muzyka, która musi brzęczeć natrętnie w tle - zamiast wzmacniać siłę tego, co się ze sceny mówi - ten komunikat, choćby najsłuszniejszy i intencjach - zwyczajnie osłabiają znaczenie całości. Mówiącemu za głośno i za dużo trudniej się wierzy. Zwłaszcza jeśli mimo nagłośnienia rozumie się mniej więcej co trzecie padające ze sceny słowo.

Mimo wszystkie te zastrzeżenia przedsięwzięcie grupy ludzi, którzy w swojej programowej deklaracji piszą o wyłącznie młodych tworzących dla wyłącznie młodych, co zaczyna pachnieć jakimś duchem gettowo-sekciarskim, warte jest życzliwości. Przez swoją uczciwość. Tylko czemu przedstawienie dość wyraźnie mówiące o tym, czym jest terroryzm i opresja, zjawia się nagle jako część projektu Teatru Dramatycznego, który współorganizuje Kampania Solidarności z Palestyną, a więc państwem, które za jeden ze środków uprawiania polityki przyjęło przemoc i terroryzm? Korporacjo Teatralna! Uważajcie, bo zaangażowany politycznie teatr o najlepszych chęciach łatwo wkręcić w sprawy, które z tymi chęciami nie mają nic wspólnego.



Tomasz Mościcki
Dziennik Gazeta Prawna
7 czerwca 2010
Spektakle
Bańka mydlana