Władysław Zawistowski o Kołodzieju

Władysław Zawistowski - dyrektor Departamentu Kultury i Sportu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego

Mariana Kołodzieja poznałem w połowie lat 70-tych, kiedy zaczynałem współpracę z Teatrem Wybrzeże. Już wówczas był on uznawany przez całe środowisko teatralne za twórcę wybitnego, a jego prace były prawdziwą ikoną gdańskiej sceny. Do tego stopnia, że niektóre przedstawienia postrzegano głównie przez pryzmat przygotowanej przez niego oprawy plastycznej. Zresztą wydaje mi się, że należy mówić o nim raczej jako o inscenizatorze niż o scenografie, czy projektancie kostiumów. Jego projekty były tak kompletne i szczegółowe, że reżyser mógł się ograniczyć tylko i wyłącznie do ustawienia aktorów na przygotowanej przez Kołodzieja scenie.

Przez całe lata nie miałem zielonego pojęcia o doświadczeniach wojennych Kołodzieja, nie mówił o nich, nie eksponował ich w swej twórczości. Poznałem je dopiero w latach 90-tych, gdy wrócił do swych artystycznych korzeni, czyli do rysunku i zaczął tworzyć swe przejmujące obozowe cykle. 

Kiedy myślę o nim dziś, od razu przychodzi mi do głowy porównanie z, również zmarłym niedawno, Markiem Edelmanem. Obu ich naznaczyła wojna, a po niej obaj stali się niezłomni i wiernie, przez całe życie, służyli prawdzie i dobru.



not. pg
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
16 października 2009
Portrety
A.Duda-Gracz