Wolność, jawność i konformizm

Czy akt wandalizmu może stać dzisiaj jeszcze powodem do dyskusji? Gerald Sibleyras zaprasza nas do współczesnego francuskiego domu, zamieszkiwanego przez lokatorów, którzy już dawno wyzbyli się indywidualności.

Sześcioro ludzi zostaje uwikłanych w konflikt oparty na matematycznym równaniu – „Lebrun = chuj". Dramatopisarz buduje napięcie między postaciami poprzez mocne osadzenie go na linii nowi lokatorzy – pozostali mieszkańcy. W opowiadanej historii teoretycznie nie ma nic skomplikowanego. W płynące ustalonym rytmem życie społeczności wkraczają państwo Lebrun,  nieświadomi praw rządzących tą „dżunglą". Co zresztą wkrótce odbija im się czkawką, bo nie biorąc udziału w życiu mieszkańców budynku, stają się ofiarami obelgi. To zaś wyzwala całą lawinę konfliktów i prób zdemaskowania osoby odpowiedzialnej za akt wandalizmu. Wszystko komplikuje się na poziomie relacji międzyludzkich. Bo o czym tak naprawdę jest Napis?

Spektakl przenosi ciężar emocji ze słów na to, co się między nimi kryje. Jako widzowie zostajemy zachęceni do sprawdzenia, co kryje się za pozami mieszkańców budynku. Dostrzeżenia prawdy pod feerią sztucznych uśmiechów i żarliwych zapewnień o jak najlepszych intencjach. Bolesnym zderzeniem z rzeczywistością staje się moment, gdy rozumiemy, że kto nie jest z nimi – ginie.

Konformizm jest zauważalny już na poziomie kostiumu – uniwersalne golfy mieszkańców kontra elegancja Lebrunów. Z czasem jednak, dla próby dopasowania się, oni także przechodzą na „język golfów". Wówczas zaczyna się gra kolorami i, o ile pani Lebrun wpasowuje się w obowiązujący dress code, to jej mąż nadal pozostaje buntownikiem – tym razem kolorystycznym. Konformizm przejawia się także w warstwie słownej, bo „dzisiaj, kiedy mamy Europę", należy ścigać się, kto będzie bardziej „pro", a mniej „anty". I na hurra razem świętować, bo nie ma oczywiście nic lepszego niż, powiedzmy, wspólna celebracja chleba. A kto nie jest z nami, jest przeciwko nam. Państwo Bouvier oraz państwo Challey wpadli w pułapkę manipulacji. Nie wiadomo które z nich rozpoczęło łańcuszek wzajemnego nacisku, który, niczym epidemia, opanował mieszkańców budynku do tego stopnia, że przenoszą go na każdego, kto się zbliży. Konformizm rodzi się także między słowami, pleni się z powodu ludzkiej potrzeby bycia akceptowanym. A siła jego oddziaływania jest tak duża, że dla osiągnięcia spokoju można posunąć się za daleko...

Gra aktorska jest na wysokim poziomie. Dużo bardziej charakterystyczne role budują w tym spektaklu kobiety. Dorota Krempa, jako pani Cholley, pręży się w kocich ruchach, tylko czasem pozwalając sobie na spuszczenie sztucznego uśmiechu z twarzy. Jej postać jest podszyta ogromnym napięciem seksualnym, które wyraźnie widać w relacjach z pozostałymi bohaterami. W roli pani Bouvier  wystąpiła Jowita Stępniak. Kobieta góruje nad pozostałymi uczestnikami akcji dzięki niebotycznie wysokim koturnom. Jest władcza i dominująca, co emanuje na jej sposób poruszania się oraz wypowiadania. Katarzyna Pośpiech w roli pani Lebrun jest najłagodniejsza ze wszystkich pań. Próbuje na własną rękę rozwiązać konflikt, który zaognia jej mąż oraz nawiązać dobrosąsiedzkie kontakty z pozostałymi lokatorami. Idzie w tym tak daleko, że staje się ich ofiarą. Panowie, choć różni, są mniej oryginalni. Pan Cholley (Eryk Kulm), wydaje się być nieformalnym przywódcą lokatorów. Tajemniczo uśmiechnięty, ma wydatny wpływ na zachowanie swojej żony. Jest postacią niejednoznaczną i wewnętrznie skomplikowaną. Jako pan Bouvier wystąpił Kamil Banasiak, kreujący swojego bohatera na alkoholika i hipokrytę. Nie podoba mu się zachowanie Lebruna wobec pani Lebrun, nie ma jednak żadnych oporów przeciwko krzyczeniu na własną żonę. Osobą, która napędzała konflikt był Aleksander Sosiński, jako pan Lebrun. To on do końca pozostawał nieustępliwy, nie dając spokoju sprawie napisu i wyciągając go przy każdej możliwej okazji. Czy w tych okolicznościach możemy się dziwić postępowaniu jego żony?

Całość dostosowano do potrzeb egzaminu. Niektóre kwestie powycinano, inne przestawiono, przez co spektakl nabrał tak elementarnej w tym wypadku dynamiczności. Dekoracje proste, miejsce akcji jest reprezentowane przez wnoszone i wynoszone meble. Świetnym pomysłem są okna – które wniosły na scenę odrobinę magii. Muzyka komponowała się z ruchem scenicznym w najdrobniejszych detalach. Można śmiało powiedzieć: „Napis = bardzo dobry spektakl".



Barbara Michalczyk
Teatrakcje
5 maja 2014
Spektakle
Napis