Wolność na marginesie

Po kolejnych falach pikselozy barw oko kamery zatrzymuje się i dostrzegamy twarz małego dziecka. Następnie czytamy na ekranie, iż młody chłopak ukradł ciastko i został przez to skatowany na śmierć. Wchodzimy w środek pogrzebu śledząc twarze, przyglądając się z bliska łzom.

Przeprosiny za Włochy, które stały się krajem dobrobytu wypychającym imigrantów poza swoje granice, to za mało. Świadomość politycznego aspektu danej śmierci nikogo jeszcze nie ukoiła, jedynie rozogniła ranę. W filmie Pippo Dellbono nie ma miejsca na uśmierzenie bólu, ponieważ otaczająca go rzeczywistość jest światem pustym, okrutnym, pełnym hipokryzji, a kolejne wybory we Włoszech nie pozostawiły cienia nadziei na zmianę. „Strach” jest kroniką wydarzeń i emocji ukazanych w formie poetyckiego obrazu. Ulice pełne brudu, opuszczone domy, zniszczone przedmioty, ukryte za kratami rzeźby niosą ze sobą własną historię, tworząc wizje będące ucieczką przed współczesnością do wewnątrz. 

W momencie ukazania się twarzy policjanta przed kamerą, który próbuje powstrzymać Pippo Dellbono, uświadamiamy sobie cel filmu i siłę nagrywania wydarzeń na komórkę. Uchwycenie „teraz” i dotarcie do ludzi nim będą w stanie uciec przed kamerą staje się nowym rodzajem kroniki, ponieważ jak wykrzykuje reżyser, ważne wydarzenia muszą zostać w pamięci. Umieszczając siebie w centrum filmu, Dellbono zwiększa siłę oddziaływania poprzez słowa oraz obrazy sacrum/profanum. Dokument miesza się z intymnym pamiętnikiem, umieszczając wydarzenia w ciągu historyczno-kulturowym, co pogłębia uczucie upadku Włoch.

Pippo Dellbono wychodzi poza portretowanie bliskich wydarzeń ku refleksji nad społeczeństwem, manipulacją oraz hipokryzją mediów. Film dostarcza nam obrazy oraz muzykę sterującą nastrojem, po to by sparodiować język telewizji a z drugiej strony wmanewrować w świat samego reżysera. Uświadamiamy sobie, jakim więzieniem jest społeczeństwo, gdy zmuszeni jesteśmy do biernego uczestnictwa.

Najciekawsze momenty „Strachu” są tymi niekontrolowanymi, gdzie bohaterowie stają się aktywnymi uczestnikami. Piękną jest chwila, gdy dwójka małych Romów chodzi za portretującym ich życie Dellbono prosząc o kolejne zdjęcia. Oko kamery chwile skupia się na chłopcach, aby potem dalej krążyć po zniszczonych meblach, zdezelowanych przyczepach i śmieciach. Jednak sprytne dzieci w celu skupienia uwagi proponują pomoc, mówiąc, iż mogą pokazać mu naprawdę brudne miejsca. Zdemaskowały ontologię reżysera.

W sytuacji zamknięcia w piekle rzeczywistości, na którą nie ma się wpływu, reżyser szuka ucieczki. Ukazuje nam ludzi uwolnionych od neurotyczności naszych czasów, czystych od manipulacji mediami. Widzimy dobrze znanego z Compagnia Pippo Dellbono Bobo, który nie wydaje się być nieskrępowany szaleństwem współczesności. Dellbono widzi w nim wolność, jaką daje odcięcie od społeczeństwa. Marginalizacja staje się nie tylko ucieczką, a miejscem bezpiecznym, gdzie nikt nie spróbuje nas dotknąć, czy zmienić.

Bezkompromisowość artysty jest motorem napędowym „Strachu” kierując go w miejsca niszczące sielankowy obraz Włoch. Kontrastując ze sobą najbardziej odległe obrazy jest w stanie poruszyć widza i skierować na wybrany tor myślenia. Pippo Dellbono stara się uświadomić, jak wielką stratą jest odrzucenie wielowiekowej kultury zastępując ją łatwo przyswajalną papkę rozrywki.



Justyna Stasiowska
Dziennik Teatralny Kraków
24 kwietnia 2010