Wróg tam jest, ale go nie widać

We "Wrogu - instrukcji obsługi" Justyny Sobczyk teatr staje się strefą zmilitaryzowaną. Żyrandol jest elementem obrony. Wisząca nad oknem sceny maska - tarczą. Publiczność szybko zostaje przeszkolona na okoliczność ewakuacji. Teraz w grze we wroga jesteśmy już wszyscy.

24 grudnia 1914 roku, w pierwszą Wigilię Wielkiej Wojny, doszło do nieoczekiwanego zawieszenia broni. W okopach pod Ypres żołnierze niemieccy najpierw zaczęli ozdabiać umocnienia światełkami, potem śpiewali kolędy. W ich ślady poszli alianci. Żołnierze spontanicznie opuszczali okopy. Na ziemi niczyjej pochowano zabitych. Wrogowie składali sobie życzenia, częstowali papierosami; Niemcy sprezentowali Anglikom beczkę piwa, ci odwzajemnili się puddingiem. Rozejm bożonarodzeniowy z 1914 roku był wydarzeniem bez precedensu. Choć szybko zerwany, przeszedł do historii jako zwycięstwo człowieczeństwa nad wojennym bestialstwem.

Dla spektaklu Justyny Sobczyk "Wróg - instrukcja obsługi" w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu punktem wyjścią są epizod wojenny oraz książka Davide'a Caliego i Serge'a Blocha "Wróg". Cali i Serge w ilustrowanej książce przedstawiają dzieciom wojnę. Żołnierzy i wrogów, którzy tak naprawdę są ofiarami całej tej sytuacji i którym wmówiono, że mają do siebie strzelać, choć w innych okolicznościach mogliby być przyjaciółmi. Swój spektakl Sobczyk też kieruje do dzieci.

"Ypres 1914", "Ziemia niczyja". Tabliczki z takimi napisami wiszą na sosnowieckiej scenie. Scenografia Wisły Niciei jest surowa - jakieś rusztowania, kaloryfery z tyłu sceny. Z przodu jest właściwie pusto. Tu zaczynają się zabawy szóstki aktorów: Nataszy Aleksandrowitch, Agnieszki Bałagi-Okońskiej, Małgorzaty Saniak, Aleksandry Bliteki, Kamili Bochniak i Łukasza Stawarczyka. Każde rysuje kredą koło i w nim się okopuje, jak w dziurze. Bawią się w grę przypominającą krzesełko, tyle że zamiast malejącej liczby krzeseł, na których trzeba usiąść, kurczy się liczba dziur, w których można się ukryć. Rywalizację nieuczciwie wygrywa Łukasz Stawarczyk i to on zostaje okrzyknięty wrogiem. "Wróg nie jest człowiekiem", "wróg jest bestią" - padają w jego stronę inwektywy. To pierwszy warunek stworzenia wroga - przestać o nim myśleć jak o człowieku.

Sosnowiecki teatr staje się strefą zmilitaryzowaną. Żyrandol nie jest żyrandolem, lecz elementem obrony. Wisząca nad oknem sceny maska - tarczą. Pod fotelami jest guzik pozwalający się katapultować. Publiczność szybko zostaje przeszkolona na okoliczność ewakuacji. Teraz w grze we wroga jesteśmy już wszyscy.

Cała szóstka aktorek i aktorów okopuje się na widowni. W bocznych lożach, na balkonie, z przodu między fotelami. Każda i każdy ma tu swoją dziurę, w której tkwi, by chronić się przed innymi. "Wróg tam jest, ale go nie widać" - Kamil Bochniak wdrapuje się na drabinę i zerka przez lornetkę. "Rano budzę się i oddaję w jego kierunku jeden strzał". Tak na wszelki wypadek, żeby sobie nie myślał. Cytaty z książeczki Caliego i Blocha niosą się po sali. Wróg jest wszędzie, tylko nie na scenie, gdzie najłatwiej byłoby go zobaczyć. Nawet już nie wiadomo, kto jest wrogiem, więc trzeba być tym bardziej czujnym i mieć oczy dookoła głowy - można więc wiercić się w fotelu, można chodzić. Akcja rozgrywa się między widzami. To rozwiązanie na pewno aktywizujące dzieci i młodzież, ale jednocześnie celnie komentujące to, jak działa wróg. A raczej - jak działa retoryka mówiąca o wrogu. Że jest wszędzie, że może być nim każdy. Poczucie zagrożenia rośnie.

Ale rośnie też zmęczenie całą tą absurdalną sytuacją: takie samotne siedzenie w dziurze jest jednak nudne. I głód zaczyna doskwierać. Na myśl przychodzą babcine dania. Choć oczywiście wrogowi nie można pokazać słabości - to kolejny punkt instrukcji obsługi.

Gdy następuje szturm, okopy są puste; to, co znajdują w nich zdobywcy, to właśnie instrukcje obsługi wroga. Takie same. Jedyna różnica to podobizna na odwrocie. Wszystkie i wszyscy znajdują na instrukcji swoje twarze - i nagle okazuje się, że bycie wrogiem jest względne, że to nie musi być ona czy on, lecz mogę być także ja. To ćwiczenie pozwala do całej sprawy podejść inaczej. Rozbroić wroga, unieważnić wojenną retorykę.

Wtedy na scenę wjeżdżają choinki. Jakby znów było Boże Narodzenie 1914 roku. Każdy przynosi, co tam ma pod ręką - koc, jedzenie Natasza Aleksandrowitch przynosi dziecięcą gitarę i wszyscy śpiewają - wspólnie z widzami - pacyfistyczny szlagier Marleny Dietrich "Sag mir wo die Blumen sind". Po niemiecku, po angielsku, francusku, rosyjsku, polsku, w wymyślonym języku Wojna zmienia się w piknik, a wróg w przyjaciela.

Spektakl Sebastiana Klima (światło), Justyny Lipko-Koniecznej (adaptacja, dramaturgia), Wisły Niciei (scenografia, kostiumy), Justyny Sobczyk (reżyseria), Sebastiana Świądra (muzyka) i Filipa Szatarskiego powstał w bardzo szczególnych okolicznościach. Książka Caliego i Blocha - wydana w Polsce w 2014 roku - staje się coraz bardziej aktualna. Retoryka wrogości obecna jest wszędzie dookoła. Wrogiem może być każdy, lewaczka, feministka, gej, Żyd, Niemiec, Rosjanin. To nie jest tak, że dzieci tego nie słyszą. Dlatego w trakcie przygotowań do spektaklu jego realizatorki przedsięwzięły działania pedagogiczne.

Stworzono Laboratorium Wroga, w którym - jak mówiła Justyna Sobczyk "Polityce" - twórcy chcieli "nie tylko omawiać rzeczywistość, ale też wychodzić na spotkanie z widzem, dla którego spektakl jest tworzony". Przy tej okazji okazało się też, że uczniowie szkół podstawowych mają wroga określonego bardzo precyzyjnie - i nie jest to nawet kolega ze szkoły czy nauczyciel, lecz - jak w dorosłej narracji Polaków - Niemcy czy uchodźcy. Sytuacja jest więc poważniejsza, niż mogłoby się wydawać. I "Wróg - instrukcja obsługi" stawia sobie za cel rozbrojenie tej narracji.

"Jestem przerażony. Jestem tu sam i nie wiem, co mam robić. Nikogo tu nie znam. A tam tylko pustkowie" - pisał Jakub Kaczmarek, komentując w czasie warsztatów w Laboratorium Wroga rysunki z książki Caliego i Blocha. Nieznany autor lub autorka komentował z kolei: "Ciekawe, czy ktoś mnie uratuje? Czy ktoś za mną tęskni? Czy komuś mnie brakuje?". Wszystkie cytaty opublikowane zostały w programie. We wszystkich widać przede wszystkim perspektywę człowieka, który się boi, cierpi, ale także tęskni i chce być kochany. To może najskuteczniejsza strategia, skoro najłatwiej stworzyć wroga, odczłowieczając go. Uczniowie podstawówki w czasie warsztatów z powrotem uczłowieczali wrogów. By okazało się, że właściwie to nie istnieją, a instrukcję obsługi wroga łatwo wykorzystać, by rozbroić napięcie. W teatrze i w życiu społecznym.



Piotr Morawski
www.dwutygodnik.com
23 marca 2018
Portrety
Justyna Sobczyk